Jak głosił Protagoras (ok. 480–410 przed Chr.) człowiek jest miarą wszechrzeczy. Bazą odniesienia jest realny świat, w którym człowiek rodzi się i przebywa oraz przekaz mądrości zawartej w całym Piśmie świętym.
Gdyby tak głęboko zastanowić się nad istotą Wszechświata, można dojść do ciekawej konkluzji, że gdyby nie było człowieka (istoty rozumnej), piękno i inne przymioty Świata nie byłyby w ogóle rozpoznane. Świat istniałby, ale nikt nigdy nie zachwycałby się jego architekturą, konstrukcją, logicznością i pięknem. Trudno uznać, że Świat powstał tak po prostu, dla samego stworzenia. Malarz maluje i chce, aby jego dzieło było dostrzeżone. W przeciwnym razie trud jego jest daremny. Zwierzęta nie mają oglądu estetycznego. Nie rzuca się pereł przed wieprze (Mt 7,6), bo nie są w stanie zauważyć ich piękna. Nie stwarza się Świata dla samego stworzenia (sztuka dla sztuki). Tylko człowieka stać na refleksję o świecie. Tylko on może poznawać przymioty bytów (nauka zwana ontologią). Tylko człowiek może poznawać własne poznania (epistemologia– nauka o poznaniu). Bez człowieka przymioty Świata nie miałyby żadnego znaczenia. Piękny lazurowy błękit nieba nikt by nie docenił. Jeżeli Świat i człowiek są ze sobą w jakieś relacji to nasuwa się myśl, że Świat został powołany do istnienia dla człowieka. Dla ateistów człowiek istnieje w świecie przez zdarzenia przypadkowe. Nie widzą oni zasadności jego istnienia. Osoby wierzące widzą w tym Stwórcę i Jego zamysł. Prawdziwa antropologia człowieka zaczyna się od poznania podwójnej natury Jezusa Chrystusa. Dopiero w Nim można rozpoznać prawdziwą godność i wartość człowieka.
Istnienie Stwórcy (Przyczyny Sprawczej) jest dla mnie tak oczywiste, że nie potrzebuję zaprzęgać do tego wiary. Bóg jest dla mnie oczywistością realną. Kto nie dostrzega logiczności Świata zmuszony jest do wiary w jakieś karkołomne hipotezy materialistyczne.
Gdyby przyjąć, że świat istnieje wiecznie, byłoby to sprzeczne z punktu widzenia fizyki. Prawo entropii (miara rozproszenia energii) przeczy tej tezie. Gdyby tak było, energia czynna byłaby równomiernie rozłożona we wszechświecie. Świat byłby nieruchomy i martwy.
Na podstawie dzisiejszej wiedzy naukowej stwierdzenie o wieczności materii jest absurdem. Teoria kosmologiczna stanu stacjonarnego, wedle której Wszechświat istniał zawsze, została obalona. Również nonsensem jest informacja podawana przez teologa angielskiego Johna Lightfoot’a (1602–1675) i innych, że człowiek został stworzony 23 października 4004 r. przed Chr. o godz. 9 rano.
Stwórca istnieje i nie może nie istnieć. Dzisiaj niewiara jest trudna do zrozumienia. Wszystko mówi i wskazuje na istnienie Boga. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła (Rz 1,20).
To, że Bóg istnieje, w zasadzie, stało się wiedzą, ale ciekawe jest pytanie Kim On jest ontologicznie (co do istoty) i jakie są Jego przymioty?
Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę, że Bóg istnieje zupełnie w innym sposób niż człowiek. Z tą wiedzą należy sobie jakoś poradzić. Koniecznie należy odrzucić obraz antropologiczny (podobieństwo do człowieka) Stwórcy. Bóg jest samym Istnieniem. Każdy w swoim umyśle musi dokonać własnego zobrazowania Boga na swój użytek, według swoich zdolności abstrakcyjnego myślenia i wyobraźni. Bóg nie może być przez człowieka rozpoznany zmysłowo. Jest On Naturą usytuowaną ponad rzeczywistością, która została przez Niego stworzona.
Jeżeli Świat został stworzony dla człowieka, to siłą rzeczy jest on istotą nieprawdopodobnie wyróżnioną. Co jest takiego w człowieku, że jest on taki wielki? Druga natura transcendentna, która została człowiekowi dana przez Stwórcę (III wielki cud Boga. Powołanie człowieka jako hipostazy dwóch natur). Można powiedzieć, że człowiek żyje na tym świecie, a zarazem jest zakotwiczony w innym wymiarze. Przez naturę duchową człowiek nie tylko jest połączony z Bogiem, ale może podczas swego życia łączyć się ze sferą duchową i korzystać z niektórych jej przymiotów, możliwości (stany mistyczne, paranormalność itp.).
Dar natury duchowej jest niewyobrażalnie wielki. Stawia człowieka bardzo blisko swego Stwórcy. Jak już wcześniej sygnalizowałem człowiek jest dzieckiem Bożym, a zarazem Jego dziedzicem. U tego, kto umie sobie uświadomić, co otrzymał od Stwórcy, same kolana uginają się do postawy dziękczynnej. Musimy zdać sobie sprawę, że jesteśmy nadzwyczajni w świecie istot żywych. Nie ma takich innych istot żywych, które byłyby równe człowiekowi. Owszem istnieją teorię mówiące o uduchowieniu zwierząt (animalizm), a nawet materii (animizm). Nie podzielam tych poglądów. My jesteśmy wybrańcami Boga!
Jeżeli Bóg nas wybrał, to znaczy, że ma względem nas jakieś plany. Nie bójmy się stwierdzenia, że z woli Bożej jesteśmy. Nikt z nas nie prosił się, aby przyjść na świat. Bóg wiedząc, że to Jego jest inicjatywa „zrobił” wszystko, aby człowiek czuł się dobrze na tym Świecie. Dając mu swoje dziedzictwo dał mu absolutną wolność wyboru. Każdy człowiek jest sam dla siebie Panem. Może decydować i dokonywać wyborów. Dotyczy to oczywiście decyzji etycznych, wyboru dobra lub zła. Owszem człowiek podlega ograniczeniom (np. siły przyciągania itd.) i jest to rzecz naturalna i nie podlega dyskusjom. Komentowanie praw przyrody jest stratą czasu.
Wielokrotnie już pisałem, że Bóg dopuścił sprzeciw do Samego siebie. Nie może On za to karać człowieka, bo byłby wtedy Bogiem okrutnym. Ponieważ każdy człowiek ma zapewnioną wieczność, Bóg zagospodaruje również tych, którzy Mu się sprzeciwili. Jestem tego pewien.
Ci, którzy Bogu zawierzyli, winni zrobić wszystko, aby Bóg nie zawiódł się na nich. Oddanie się całkowicie Bogu jest okazaniem mu swojej miłości, aprobaty i zawierzenia.
Człowiek nie żyje sam. Jest istotą społeczną. Musi nie tylko przezwyciężać trudy wynikające z praw przyrody, ale pokonywać skutki dobrych i złych ludzkich uczynków. Można wyciągnąć wniosek, że w Bożej koncepcji liczy się każdy człowiek indywidualnie, ale w relacji z innymi. W komunii ujawnia się siła napędowa naszego istnienia – miłość do drugiej istoty.
Gdy uświadomimy sobie tę prostą konstrukcję naszego istnienia, należy zadać sobie pytanie. Jak żyć, aby przypodobać się Bogu?
Ważną rzeczą jest pojąć, że Bóg dając na wolną wolę zezwolił na rozprzestrzenianie się zła. Nie można pogodzić wolnej woli z determinacją blokowania zła. Wolność nie była by wtedy wolnością. Wszystko więc co się dzieje na świecie jest w jakiś sposób podyktowane ludzkim działaniem (np. wojny). Ludzie są kowalami swojego losu i sami są sobie winni. Bóg nie chce nas determinować. Działa w sposób nadzwyczajny – rzadko. Poprzez modlitwy i prośby Bóg może interweniować, ale czyni to bardzo subtelnie, nie naruszając cudzej wolności. Najczęściej czyni nie do końca tak, jakbyśmy tego chcieli. Po jakimś czasie zauważamy, że rozwiązanie, jakie nam zsyła Stwórca, jest o niebo lepsze.
Z istot żyjących, tylko człowiek, otrzymał od Boga postawę pionową. Może w takiej pozycji rozmawiać z samym Stwórcą. Nie musi przyjmować postaci sługi, lecz dziedzica (Jakub syn Izaaka). Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga (Rz 8,17). Z łatwością może podnosić głowę i przyjmować postać królewicza. Jakub żądał błogosławieństwa od Boga i Bogu to się podobało. Kto za bardzo kala się przed Bogiem i ugina kolana jest albo bardzo wielkim grzesznikiem, albo nie jest godny miana syna człowieczego. Jezus powiedział: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary(Mt 9,13). Nie pokłony czy ukłony, uniżenia lecz postawa kochającego jest Bogu bliższa. Człowiek ma być partnerem Boga. Otrzymał od Stwórcy narzędzia, aby doskonalić i przeobrażać Świat. W rękach ludzkich powierzył losy Świata. Na cóż Mu postawa sługi, który mamroczy coś pod nosem, a w sercu ma uraz do bliźnich. Nie potrafi darować win. Sieje zemstą i nienawiścią.
Jeżeli uzmysłowimy sobie, że jesteśmy partnerami Stwórcy nie może być mowy o strachu przed Nim i trwodze. Strach zniewala i upodla. Jak można bać się Ojca, który nas do życia powołał i tak hojnie obdarował ? Miłość nasza do Boga powinna być wystarczającym hamulcem naszych niestosownych do Niego zachowań.
Na bojaźni ludzkiej korzysta Kościół. Wykorzystuje nasze słabości oraz małą wiedzę religijną do dyscyplinowania swoich wiernych. Na osobisty strach nakłada nieuczciwe katechezy, które utrzymują wiernych na dystans. Po jednej stronie ozdobione kapłaństwo, a po drugiej reszta. Jak wiele osób poddało się tej psychozie strachu! Zakorzenione jest w nich tak bezwzględne posłuszeństwo do kościoła i jej hierarchii, że każdy sprzeciw im, przyjmują za obrazę majestatu i działanie przeciw Bogu. Na tym tle rodzi się fanatyzm religijny.
Jeżeli Kościół przechowuje prawdziwy depozyt wiary, jest przekaźnikiem Prawdy. Prawda sama w sobie jest wartością. Nie ma potrzeby szczególnie jej chronić. Prawda obroni się sama. O prawdzie można dyskutować, a nawet trzeba. Przekomarzanie się jest twórcze i zbliża do Prawdy. Nie należy bać się mówić o sprawach, bądź co bądź naszej wiary. Wszelkie nakazy i zakazy kościelne stworzyły niepotrzebne bariery (dogmaty). Strach pomyśleć, że zostały wprowadzone celowo, aby np. utrzymać w dyscyplinie wiernych.
Stanowczo sprzeciwiam się takim słowom: Dlatego od interpretacji Pisma Świętego jest nieomylne Magisterium
Kościoła Katolickiego. Wielu na własną rękę to robi, ale w historii Kościoła zawsze potrzebny był tak zwany imprimatur (Stefan Składanek podpisany Józef). Należało już dawno sprzeciwić się takim poglądom. Kościół nie ma patentu na Prawdę. Składa się z takich samych ludzi, co wierni. Mówi się, że Duch Święty czuwa nad depozytem wiary. Tak, ale nie nad ludzką słabością. Pan S. Stefanek pisze dalej: Jestem tak zwanym tradycyjnym katolikiem i wierzę mocno, że ,,w/g przestrogi św. Agatona papieża co raz rozstrzygnięto, ani umniejszać, ani zmieniać, ani dodawać, ale wszystko w słowach należy zachować niewzruszone”. Dlatego odrzucam wszystko, co sprzeciwia się wcześniejszym naukom KK, a
wprowadzonym po heretyckim 2 sob watykańskim. Panie Stefanie, co to znaczy być tradycyjnym katolikiem. Czy granicą jest jakiś okres historii kościoła? Ufa Pan papieżowi św. Agatonowi, a Sobór Watykański II uważa za heretycki. Nie ma więc u Pana stabilizacji i może słusznie. Wszystko należy poddać rozsądnej analizie. Analizy, rozterki w niczym Bogu nie ujmują chwały. Niestety Magisterium Kościoła Katolickiego bardziej zajmuje się dobrym wizerunkiem Kościoła niż doktryną wiary.