66. Kobieta i mężczyzna
Dwupłciowość człowieka jest konieczna do prokreacji, natomiast dla Boga istnieje po prostu człowiek: nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie (Ga 3,28). Opis biblijny pokazuje stworzenie „człowieka w ogóle” (Rdz 1,26–30; 2,7), a dopiero potem powstanie kobiety: Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę (Rdz 2,22). Nie bardzo mogę zgodzic się z wypowiedzią ks. Józefa Homerskiego: Pierwszy człowiek nie był świadom stworzenia drugiego człowieka odmiennej płci, bo istnienie niewiasty jest również tajemnicą[1].
Opis biblijny o stworzeniu człowieka: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam (Rdz 1,26) ukazuje nam prawdę, którą rozwinie św. Paweł w liście do Galatów. Bez względu na swoją płeć człowiek jest „osobą ludzką”. Mężczyzna i kobieta mają taką samą godność, zostali stworzeni „na obraz Boga”, we wzajemnej zależności. Różnice płciowe dotyczą tego świata, nie mają natomiast żadnego znaczenia w Chwale. Płeć nie ogranicza się jednak tylko do prokreacji. Każda płeć ma swoje atrybuty. Kobiety są bardziej uczuciowe, łatwowierne i wrażliwsze. Mężczyźni są bardziej logiczni, dociekliwi, racjonalni. Na płeć narzucone są pewne obowiązki. Zaszyte są one w genach ludzkich i są integralną częścią osoby (prozopoiczne). Przede wszystkim rolą kobiety jest macierzyństwo. Męskość kryje w sobie znaczenie ojcostwa, kobiecość – macierzyństwa. Choćby nie wiem jakby się starał, żaden mężczyzna nie jest w stanie zastąpić dziecku matki. Żaden mężczyzna nie stworzy prawdziwego ogniska domowego, ale może on jedynie wspaniale go uzupełnić. Kobiecość niejako odnajduje siebie w obliczu męskości, podczas gdy męskość potwierdza się przez kobiecość[2] (Jan Paweł II). Wzajemne piękno może być zauważone i odkryte, gdy są razem ze sobą. Seksualność jest zjawiskiem koniecznym i ludzkim. Nie należy tego tematu uświęcać i nadawać mu rangi nadzwyczajnej, ale seksualność pozbawiona sakramentalnych fundamentów jest tylko czystą żądzą, zaspokojeniem i egoizmem. Cudzołóstwo jest grzechem przez niewierność współmałżonka. Materią grzechu jest nie tylko fizyczny akt seksualny, ale pożądliwość, kuszenie drugiej osoby. Po śmierci zagadnienie to znika całkowicie. Za życia jest regulowane przez samo życie.
Nie do końca zgadzam się z poglądem Doroty Sattler i Teodora Schneidera, którzy uważają, że panowanie mężczyzny nad kobietą nie było z woli Boga, lecz było następstwem grzechu człowieka.
W historii Żydów kobiety w sprawach spadkowych były traktowane sprawiedliwie: Ojciec dał im też prawo dziedziczenia na równi z braćmi (Hi 42,15), ale nie we wszystkim były traktowane na równi z mężczyznami. Tak jak to jest we wszystkich zgromadzeniach świętych, kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić (1 Kor 14,34); Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam (2 Tm 2,12). Teksty te należy interpretować według ówczesnej epoki. Widać w nich wyraźnie ówczesną mentalność, nie przyznającą kobietom prawa przemawiania publicznego.
Feminizm jest ruchem walczącym o równouprawnienie kobiet. Na tle tego ruchu powstało wiele nieporozumień. Prawdą jest, że tak naprawdę do dzisiaj nie ma równouprawnienia kobiet. Dominuje mężczyzna w wielu dziedzinach życia. Być może poglądy o niższości kobiet mają swoje korzenie w odległych czasach, w których zarodek męski mylnie uważano za nowego człowieka, a rolę kobiety ograniczano jedynie do środowiska jego rozwoju. Wcale się nie dziwię, że kobiety zażarcie walczą o swoje prawa. Niepokoi mnie tylko, jeżeli są głoszone hasła, które są sprzeczne z uniwersalizmem etycznym, np. prawo do aborcji itd. Z drugiej strony kobiety wyposażone są w takie dary, o których mężczyzna nie ma co marzyć. Dostrzegam tu, na tym polu, pewne ograniczenie, a nawet niższość mężczyzn. Mężczyzna, tak naprawdę, może pochwalić się jedynie siłą. Moja żona Krystyna uważa, że kobiety mają szósty zmysł powodujący, że łatwiej widzą zdarzenia przyszłe, są przewidujące, natomiast mężczyźni żyją chwilą. Nie mają intuicyjnego wyczucia skutków swoich decyzji. Jak byliśmy młodsi, pod koniec każdego roku bawiliśmy się, pisząc, każdy z osobna, co się wydarzy w roku następnym. Po opisaniu przyszłych zdarzeń, konfrontowaliśmy nasze przewidywania (futurologia). Prawie zawsze stałem na stanowisku, że moje przewidywania są bardziej rozumne, logiczne, podparte wiedzą polityczną, gospodarczą. Krystyna pisała natomiast rzeczy, które uważałem za całkowicie nierealne, niepoważne i wzięte z księżyca. Niestety, po roku wynik dla mnie był przeważnie druzgocący. Intuicja kobieca była nie do pokonania i perfekcyjna.
Bóg stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną» (Rdz 1,27–28). Dzięki potomstwu, ale nie tylko, małżeństwo przechodzi w rodzinę. O błogosławieństwie człowieka była już mowa, ale tu Bóg błogosławi rodzinę. Rodzina staje się podstawowym przedmiotem społecznej historii ludzkiej, zarówno doczesnej, jak i zbawczej. Każda osoba w rodzinie jest niepowtarzalna i również ważna. Małżeństwo jest źródłem życia, które powstaje z woli Boga. W ten sposób człowiek uczestniczy w boskim planie stwórczym. Bóg jest świadkiem, gdy są składane sobie obietnice małżeńskie. Bóg błogosławi ten związek. To zobowiązuje małżonków do życia w miłości. Dziecko z kolei opuszcza dom rodzinny i staje się „latoroślą owocującą” (Rdz 49,22), zakładając swoją własną rodzinę. Małżeństwo nie ma wyłącznie celu prokreacyjnego. W nim budzi się zalążek miłości osobowej. Prawdziwa miłość małżonków rozkwita, rozchodzi się, wychodzi na zewnątrz, zaraża innych. Taka rodzina jest obrazem Raju, przyjaźni z Bogiem. W niej uobecnia się stale początek świata. Małżeństwo bezdzietne może również być ikoną wspaniałego związku, symbolem harmonii i wspólnoty małżonków, którzy naznaczeni zostali doświadczeniem. To doświadczenie może pochodzić od Boga i paradoksalnie może być wyróżnieniem. Bóg skupił swoją uwagę właśnie na tej rodzinie, ale trzeba umieć to odczytać we własnym sumieniu. Każde dziecko pochodzi z daru Boga. Zmaganie się małżonków z niepłodnością, ich walka o potomstwo może być dla wielu wzorem. Bezpłodność może być również „płodna”. Tyle, że jest to płodność wyższa, ponadnaturalna, duchowa, płodność z Boga: Pokoleniu Lewiego nie dał Mojżesz dziedzictwa (Joz 13,33). W narodzie żydowskim bezpłodność była oznaką nieprzychylności Bożej. To nie jest prawdą. Jeżeli Bóg doświadcza, to znaczy, że oczekuje od nas czegoś bardziej wzniosłego. Oczekuje od nas innej postawy, może ofiary? Nie wolno budować swojego szczęścia na nieszczęściu innych. Metoda in vitro jest jeszcze niedopracowana. Podczas tej metody zapłodnienia ginie wiele już zawiązanych zarodków. Zarodek jest malutkim bezbronnym człowiekiem w postaci embrionalnej. Jak może czuć się człowiek pochodzący z takiego zapłodnienia, gdy zda sobie sprawę, że jego życie powstało kosztem wielu? Nie dziwię się, że Kościół krytykuje tę metodę. Nie łudźmy się, machina postępu raz puszczona w ruch już się nie zatrzyma. Badania będą prowadzone nadal, choćby przez ludzi, którzy za nic mają ludzkie życie. Należy więc czekać z niecierpliwością nad udoskonaleniem tej metody, aby była pewniejsza i nie powodowała śmierci niewinnych istot. Jedynie, co możemy zrobić to apelować, aby dalsze badania były prowadzone wyłącznie na zwierzętach, aż uzyska się pewność metody. Póki szkodzi – zaniechać.
Według katechezy kościelnej Maryja była Niepokalanie Poczęta (nieskażona grzechem pierworodnym), była ikoną świętości pierwszych ludzi. Została wybrana do spełnienia obietnicy Bożej. Tak jak Bóg powiedział Fiat i powstał świat, tak Maryja powiedziała owo Niech się stanie (Fiat) i dała początek Zbawieniu (por Rdz 1,3; Łk 1,38). Maryja została włączona w Boży plan zbawienia ludzi, zasługuje na tytuł Matki Bożej. Niezależnie od historiografii Bóg wyróżnił Ją i tym samym pokazał ogromny szacunek do kobiet. W Piśmie świętym jest wiele dowodów świadczących o wspaniałej roli kobiet w historii i w życiu społecznym. Były one bohaterkami wielu wydarzeń historycznych. Ich heroizm nie był mniejszy od heroizmu męskiego. Kobieta (Ewa) stała się matką wszystkich żyjących (Rdz 3,20), nawet Boga żywego Jezusa Chrystusa. Gdy umierał Jezus Chrystus, pod krzyżem zabrakło apostołów, towarzyszyły Mu jedynie wierne kobiety. Św. Łukasz przedstawiał kobiety z wielkim szacunkiem; kobieta jest prawdziwym uczniem Jezusa oraz diakonisą Mistrza i jego wspólnoty (Łk 10,38–42); niewiasty „szły za Jezusem” tak jak apostołowie i uczniowie (Łk 8,1–2; 23,49). Tylko Łukasz przedstawił kobiety współczujące Jezusowi na drodze krzyżowej (23,27–31); one też pierwsze zobaczyły Zmartwychwstałego (24,22–23). Dlaczego trzeba było aż soboru, aby przyznać, że kobiety mają duszę? Wcześniej bowiem nie było co do tego całkowitej pewności. Aż dziw bierze, że do tej pory kobiety są odsuwane od kapłaństwa: niewiasty niech milczą w Kościele (1 Kor 14,34). W gruncie rzeczy kapłaństwo jest powołaniem, a nie jakimś „prawem”. Maryja była w centrum rodzącego się Kościoła. Jej obecność była czynna i miała charakter modlitewny. Dotychczasowe argumenty Kościoła przeciw kapłaństwu kobiet są słabe i niewystarczające. Opierają się one na faktach, między innymi, że na Ostatniej Wieczerzy przy ustanowieniu Eucharystii, byli tylko apostołowie oraz że Chrystus nie wprowadził swojej Matki do struktury hierarchicznej Kościoła, który zbudował na apostołach. Wydaje mi się, że podyktowane to było uwarunkowaniami historycznymi, ówczesną rolą kobiet i obyczajami (mizoginizm historyczny – uprzedzenie do płci żeńskiej). W Kościele pierwotnym kobiety (diakonisy), powołane przez apostołów, mogły pełnić jedynie pewne tylko posługi religijne i charytatywne: Polecam wam Febę, naszą siostrę, diakonisę Kościoła w Kenchrach (Rz 16,1). Na początku na diakonisę powoływano tylko wdowy lub kobiety 60-letnie. Sobór Chalcedoński (451 r.) określił ich wiek na 40 lat. Diakonise usługiwały chorym oraz kobietom podczas liturgii chrztu i dbały o religijną formację nowo ochrzczonym, zanosiły Eucharystię chorym kobietom oraz pośredniczyły w przyjmowaniu i przedkładały biskupowi prośby i sprawy kobiet. Urząd diakonisy niestety zanikł na Zachodzie w X w., a na Wschodzie przetrwał do XIII w. Chrystus rozpoczął zmiany w tej kwestii, ale trzeba było na to jeszcze dużo czasu, aby zupełnie zmienić nastawienie do kobiet i nadać im należną cześć. Chrystus zwrócił się do kobiety samarytańskiej słowami: Daj mi się napić (J 4,7). Dla Żydów było to zgorszeniem. Żydzi bowiem nie utrzymywali stosunków z Samarytanami. Jezus „łamał” prawa zwyczajowe. Niech to będzie dla Kościoła znakiem i zachętą do zmian. Kobiety zasłużyły na godniejsze traktowanie. Chrystus był wymagający, ale był „pobłażliwy”, a Kościół jest „rygorystyczny” – coś tu nie jest w porządku. Obecnie kościół anglikański przełamał barierę „kapłaństwa kobiet”. Będę szczery. Nie bardzo widzę kobietę jako kapłana odprawiającą Mszę. Dlaczego? Bo właśnie we mnie też siedzi zakorzenione błędne przekonanie o niegodności kobiet do sprawowania Eucharystii. Rozumowo nie przyjmuję tego co „siedzi” we mnie. W Kościele jest podobnie. Argument, jakoby Chrystusowi aspekt kulturowy nie pozwolił udzielić kobiecie święceń kapłańskich ma w gruncie rzeczy swoje źródło w słabej wierze w Chrystusa[3] (Antoni J. Nowak OFM). Tu A. J. Nowak OFM przesadził. Sposób sformułowania wniosku jest typową manipulacją katechetyczną – nie przyjmujesz nauki Koscioła, tzn. że nie masz wiary. Z jednej strony Kościół katolicki czci w Maryi Pannie największe ze stworzeń – Bogarodzicę, a z drugiej stawia barierę liturgiczną kobietom – totalna niedorzeczność. Wiek XXI powinien się wstydzić, że problem emancypacji kobiet jeszcze nie został rozwiązany. W 2005 ukazał się wywiad-rzeka z abbé Pierre (Henri Grouès) Mon Dieu… pourquoi? (fr. Mój Boże… dlaczego?), w którym 93-letni ksiądz przedstawił swoją wizję Kościoła i świata. W tym wywiadzie wyraził swoje wątpliwości co do zakazu wyświęcania kobiet. Traktowanie kobiet głównie jako obiektów piękna fizycznego (czasy Odrodzenia) w gruncie rzeczy je poniża. Prawdą jest, że kobiety same wpadły w pułapkę bałwochwalstwa. Koniecznie chcą być podziwiane i uwielbiane. W rezultacie doprowadziły do tego, że to co powinno być dyskretne stało się jawne. Kobiety opakowane w piękne akcesoria zatracają swoją naturalną kobiecość i piękność. Erotyka medialna sprowadza kobiety do roli przedmiotu i zabawki męskiego pożądania. Za tę nieobyczajność nie tylko kobieta ponosi winę.
dziekuję za ten wpis ciesze się że ktoś myśli podobnie naprawdę chyle czoła .