Człowiek jako istota o wysokim poziomie inteligencji z pewnością zastanawia się nad sensem i celem życia. Gdy brak odniesień wyższego rzędu, on sam musi być dla siebie najwyższym autorytetem, całkowicie odpowiedzialnym za swoje decyzje. To z kolei wywołuje poczucie samotności, zagubienia i zagrożenia w świecie, lęku przed śmiercią (patrz: egzystencjalizm Heideggera, Jaspersa, Marcela, Sartre’a). Bardzo ciekawe są propozycje Joni Eareckson-Tada, która uległa wypadkowi. Jej książka inspirowała do szukania odpowiedzi na pytanie, jak spędzić czas na ziemi, aby go nie zmarnować i żeby pozostawić po sobie jakiś dobry ślad. Mnie osobiście podobają się słowa św. Augustyna: beata vita est gaudium de veritate (życie szczęśliwe to radość z prawdy). Dla Augustyna, jak i dla mnie, radością jest odnajdywanie Boga: Radujcie się zawsze w Panu (Flp 4,4).
Obserwując świat, daje się zauważyć, że wszystko co istnieje jest potrzebne do komunikacji z drugą podobną sobie rzeczą (istotą). Nawet na poziomie świata materialnego, nieożywionego poszczególne atomy łączą się w cząsteczki. Są one sobie nawzajem potrzebne do budowania świata. Razem tworzą konkretną rzecz. Widać tu potrzebę spójności i łączności. Żadne stworzenie człowiecze nie istnieje tylko dla siebie, ale dla drugiego człowieka. Kto wierzy – wie, że człowiek żyje głównie dla swojego Stwórcy i swoich bliźnich. Kobiety rzadko zadają pytania o sens życia. Odpowiedź mają zakotwiczoną w swojej naturze z racji dawania życia z siebie, prokreacji. One wyczuwają i wiedzą, że nie mogą żyć tylko dla siebie.
Wszyscy, którzy nie zauważają pierwiastka duchowego w człowieku mają problem z określeniem sensu i celu człowieka. Przykładem filozofii „beznadziei” jest twórczość nakreślona przez filozofa Fryderyka Nietzschego (1844–1900). Szukając sensu życia stworzył on pojęcie nadczłowieka (übermensch) jako celu rozwoju człowieka. Sugerował, że człowiek winien zmierzać do stania się nim. Brak punktu odniesienia powodował, że filozofia jego ma charakter oderwany, niespójny. Widać jak miota się i oburza. Według niego, istoty ludzkie to nic innego jak pomost między małpą a nadczłowiekiem. Człowiek nieuchronnie zmierza ku śmierci. Po niej nie ma już nic. Brak nadziei powoduje, że człowiek całe życie cierpi. Dla niego jednostka nie ma żadnego znaczenia, może jednak czerpać zadowolenie z bycia częścią dzikiego, wartkiego strumienia życia. Jak mówił, należy cieszyć się chwilą. Ten, kto potrafi cieszyć się życiem, nie musi otaczać się bogactwami. Można podziwiać piękno życia, zaś prawdziwe istnienie to nie tylko jednostkowe życie, ale uczestnictwo w teatrze życia i historii. W nim należy szukać sensu życia i złagodzenie cierpień. F. Nietzsche podziwiał starożytnych Greków za ich poglądy etyczne, kładące nacisk na kształtowanie osobistej doskonałości i szlachetności każdego człowieka w obliczu przeznaczenia. Gardził judeochrześcijańską obsesją winy i grzechu, stawiającą za wzór człowieka dobrotliwego i miernego. Odrzucał też chrześcijański światopogląd mówiący, że życie po śmierci jest ważniejsze od doczesnego. F. Nietzsche stał w opozycji wobec poglądu, że człowiek nie robiący absolutnie nic ze swoim życiem, bierny i tym samym bezgrzeszny zasługuje na zbawienie, zaś jednostka twórcza, poszukująca prawdy wbrew przyjętym dogmatom może zostać potępiona za swoją odmienność od ogółu i uznana za „nienormalną”. F. Nietzsche ostrzega, że ten światopogląd (według niego chrześcijańskiej moralności) jest wsteczny i może doprowadzić lub już doprowadził do upadku ludzkości. Według filozofa wszystkie zakazy etyki chrześcijańskiej są sposobami zrównania słabych i miernych z silnymi i utalentowanymi, których chrześcijaństwo traktuje jako wcielone zło. Jego zdaniem, miłość nieprzyjaciół jest podłym i obłudnym szantażem, którego próbują tchórze i słabeusze wobec mocniejszych od siebie. Poglądy F. Nietzschego nie są drogą do poznania świata transcendentalnego. Filozof całkowicie neguje jego istnienie, krytykując przy tym tradycję judeochrześcijańską uznającą, że istnieje poza światem doczesnym, jakieś dobrotliwe, wszechmogące bóstwo. Filozof nawołuje do ponownego zwrócenia ludzkiej energii ku obecnemu życiu. Proponuje odrodzenie starożytnej idei wiecznego powrotu, głoszącej, że czas powtarza się cyklicznie. W tej koncepcji życie, obecne życie, jest jedyną rzeczą, która się liczy.
Johann Gottlieb Fichte (1762–1814) uznawał rzeczywistość za wytwór wolnego czynu. „Ja” było dla niego czystą nieskończoną czynnością – tworzącą świat operacją rozumu. Człowiek poprzez własne działanie musi się stać tym, kim powinien oraz tworzyć świat takim, jaki być powinien. Był zwolennikiem teorii „czynu”, tj. działania świadomego, tworzącego rzeczywistość i nadającego jej sens. Osobiście odczytuję u Fichtego zapomnienie się w działaniu i pracy, aby nie dotykać spraw eschatologicznych (ostate-cznych).
Podejście do istoty ludzkiej tylko jako istoty ewolucyjnej naraża ją na ewidentne zaliczenie jej do żyjących, a po śmierci do nieżyjących. Istota ludzka po śmierci schodziłaby ze spisu ludności. Dla denata przychodzi ostateczny kres istnienia. To, co pozostawił po sobie jest tylko śladem jego istnienia. Ta wizja nie daje powodów do radości. Niejeden żałuje przed śmiercią, że nie korzystał w pełni z życia. Z życia materialnego, które się bezpowrotnie kończy. Istota człekokształtna jest maleńkim trybikiem świata, w określonym czasie pełniła jakąś rolę. Jej obecność w świecie nie miała konieczności istnienia. Była przypadkiem, zdarzeniem statystycznym. Idąc tropem braku konieczności istnienia można zadać pytanie, po co człowiek istnieje?
Osoby, które przyjmują pierwiastek duchowy wierzą, że człowiek został osobiście powołany do życia przez Istotę wyżej usytuowaną, jaką jest Stwórca (Bóg). Ewolucyjnie, istota człekokształtna nie była jeszcze w pełni tego słowa znaczenia człowiekiem. Była rozumna, rozwinięta, inteligentna, ale nie miała daru Bożego, jakim była natura Boża (dusza). Bóg musiał dopiero przebóstwić istotę człekokształtną.
Sensem życia człowieka jest miłość. Człowiek jest jedynym stworzeniem na tej ziemi, którego Bóg chce dla niego samego, z którym chce się zaprzyjaźnić i związać odwzajemnioną miłością, dla którego Jego Jednorodzony Syn przeszedł przez krzyż i straszliwą mękę. Nadprzyrodzonym celem człowieka jest uczestnictwo w życiu Boga i dlatego człowiek otrzymał naturę zdolną do takiego uczestnictwa, czyli władze intelektu i woli otwarte na nieskończoność, które może w pełni zaspokoić tylko nieskończony Bóg (J. Duns Szkot).
Droga do doskonałości polega na tym, że człowiek jest coraz mniej zdolny do zła. Każdy dobry czyn ma w sobie jakąś moc oczyszczającą. Dobra powinno się szukać, wtedy przyjemność pojawi się niejako automatycznie. Kiedy Bóg zsyła na nas coś złego, to jednocześnie udziela łaski, która sprawia, że to zło nas nie niszczy, lecz przeciwnie – przyczynia się do naszego dobra. Umacnia nas, aby zło owocowało dla dobra. Wartość moralną ludzkiego czynu mierzy się wielkością dobra, a nie wielkością pokonanych trudności. Trudniejsze sytuacje weryfikują wartość człowieka. Bóg może nas uzdolnić do tego, że nawet sytuacje bezsensowne i nierozumne będziemy przyjmowali w sposób głęboko sensowny i rozumny.
Sens istnienia i życia to podstawowe zagadnienia dla każdego człowieka. Czy można odnaleźć ich sens żyjąc wyłącznie w wymiarze świata materialnego? Jeżeli ktoś powie: żyję dla dobra swojego nieuleczalnie chorego dziecka to można powiedzieć, że życie jego nabiera sensu. Sens pojawił się w wyniku konkretnego działania.
Sens nie jest cnotą zapisaną w strukturze świata. Sens jest integralnie związany z pojęciem realizacji celu życia i ostatecznego celu człowieka. Jeżeli cel opiera się na czymś skończonym będzie zawsze przedmiotem pewnego niedosytu. Można powiedzieć, że granica jest śmiercią w szerokim tego słowa znaczeniu. Jeżeli życie człowieka nie jest dynamiczne, to jest w jakimś sensie skończone. Cel oparty na nieskończoności jest dynamiczny i twórczy. Gdy spojrzy się na świat, zauważa się, że takie pojęcia jak: wieczność, czas, przestrzeń, doskonałość, piękno, miłość, żal, dobro, zło, miłosierdzie są powiązane z pojęciem nieskończoności. Kiedyś „nieskończoność” mnie denerwowała ze względu na swoją nieoznaczoność i nieprzejrzystość. Istnienie nieskończoności nie może być też przedmiotem dowodu. Dziś widzę realny sens w tym pojęciu. Nasza egzystencja ludzka oparta została na tym zjawisku. Nieskończoność daje nam nieustającą możliwość ciągłego zmierzania do celu. Człowiek osiągając i pokonując kolejne odcinki drogi jest szczęśliwy. Czeka go jednak dalsza droga, a więc kolejna nadzieja na lepsze, doskonalsze. Dopóki nie widać kresu drogi, dopóty ma ona sens na konkretnym odcinku (Władysław Grzeszczyk). Zmierzanie do doskonałości i wieczności jest celem człowieka. Kochać to jedyna rzecz mogąca zapełnić wieczność. Nieskończoność potrzebuje bezkresów (Victor Hugo).
Jak zauważam, Bóg posłużył się takimi pojęciami jak „probabilizm” (np. w ewolucji) i „nieskończoność”. Jedno i drugie nie da się ująć w ramy wyliczalne. Jest w tym jakaś tajemnica, a zarazem siła. Człowiek zagospodarował pojęcie nieskończoności do tworzenia różnych modeli matema-tycznych (teorie mnogości), i w tym rozumieniu, można powiedzieć, że istnieje właściwie nieskończenie wiele nieskończoności. Ma ono nawet swój symbol: rodzaj położonej ósemki ∞, zwanej także „lemniskatą”. W modelach matematycznych pojawiają się czasem paradoksy (np. paradoks Hilberta, przyjmowanie nieskończoności za wyliczalną ilość), które w rzeczywistości określonej przez Boga nie istnieją.
Życie wielu ludzi może być uczciwe, ale niewiele w nim jest sensu. Za mało jest wysiłku, aby pojąć wielkość darów, jakie otrzymał człowiek, a które winne w nim owocować. Bardzo często, ludzie bogaci, pozbawieni konieczności walki o byt, radości życia i wiary w jego sens, rozrywkami usiłują zagłuszyć pustkę życiową (dolce vita). Ilu ludzi jest niezadowolonych z tego, co czynią i posiadają? Mają negatywny stosunek do wszystkiego. Są niezadowoleni z życia. Doszukują się wszędzie ujemnych stron i braku sensu. Źle czynią, zarażając innych swoim malkontenctwem. Marazm, brak nadziei, apatia są przedsionkiem piekła na ziemi. Człowiek powinien mieć świadomość ludzkiej niedoskonałości. Ona to pozwala na pewien komfort i równowagę psychiczną. Ile jest osób, które zadręczają się przez lata popełnionym grzechem (np. aborcji), po czym zapominają, że Chrystus odkupił już nasze winy. Popadają one w kolejny grzech i to cięższy – przeciw Duchowi Świętemu (braku nadziei). Niewiara w miłosierdzie Boga bardzo Boga obraża. Oczywiście świadomość, że nie jest się doskonałym nie zwalnia człowieka od odpowiedzialności wobec Boga. Nie wolno też tego nadużywać. Chcę jedynie zasygnalizować, że Bóg wiedząc o naszej niedoskonałości dał nam swój dar odkupieńczy i za to powinniśmy Bogu dziękować. Naszymi grzechami dajemy niejako Bogu szanse na okazanie nam swojego Miłosierdzia. To przewrotne, ale to jest prawda! Wiedza o tym, powinna dać człowiekowi podstawę do radości i szczęścia.
Człowiek, który zawarł związek małżeński, jak i samotny może żyć pełnią życia, mimo niespełnionych pragnień. Wrogość zamyka na racje drugiej strony. Skierowana przeciwko ludziom nigdy nie jest usprawiedliwiona. Należy życzyć każdemu człowiekowi, aby pod koniec życia mógł powiedzieć tak, jak św. Paweł w Drugim Liście do Tymoteusza: w dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem (2 Tm 4,7). Człowiek samotny jest wtedy, gdy żyje tylko dla siebie.