Pisze Pan: “Modlitwa nie powinna być z niczego nakazu, lecz z potrzeby serca. Bez takiej potrzeby modlitwa nie ma sensu.”. A co jeśli ktoś jednak nie czuje takiej potrzeby? Czy uważa Pan, że ktoś taki może z czystym sumieniem zignorować temat modlitwy, a co za tym idzie, zaniechać jakiegokolwiek praktycznego wyrażania swojej wiary?
Dla sprecyzowania i uniknięcia nieporozumień: przestrzegania zasad moralnych nie traktuje tu jako “praktycznego wyrażania wiary”, ale jako coś od niej niezależnego. W tej chwili wierzyć/nie wierzyć
oznacza dla mnie modlić się/nie modlić się.
Pozdrawiam, Tomasz K.
Panie Tomaszu 2.12.2011 r.
Nic na siłę, jeżeli Pan nie czuje potrzeby modlitwy, to proszę ją zaniechać. Modlitwa nie jest nakazem wyrażania wiary. Można Bogu okazywać swój szacunek i miłość w inny sposób, np. tańcząc, trwać przed Bogiem, śpiewać itd.
Wielokrotnie próbowałem Panu podpowiedzieć radosne podejście do wiary. Trzeba kierować się sercem. Ja sam jestem wrogiem wszelkich zakazów i nakazów (typowy baran). Wyznaję Boga jako człowiek całkowicie wolny. Wolność, daje mi pewien spokój i pewność siebie. Wiem, że jestem kochany przez Boga i staram się Jemu nie czynić przykrości (tak po ludzku). Grzeszę, ho ho i jeszcze więcej, ale wiem, że Bóg moje małe niedoskonałości wybaczy. Wielkie przewinienia staram się nie czynić, bo własne sumienie mi na to nie pozwoli. Sumienie jest jedynym nadzorcą moich czynów.
Zachęcam do radosnego podejścia do życia. Nawet gdy coś boli, przeminie. Boga należy traktować z czułością dziecka. Można z Bogiem nawet się podroczyć (jak to czynił np. Abraham, czy Jakub). Proszę mi wierzyć, On też ma poczucie humoru.