Człowiek nasiąka różnymi zwyczajami, tym silniej im bardziej w nie wierzy, czy też się w nie angażuje. Ta cecha, dobra lub zła, trudno powiedzieć, jest o tyle niebezpieczna, bo daje możliwość manipulacji.
Mimo już zaansowanego wieku, nie mogę tak po prostu wyrzucić czerstwy chleb do śmieci. Hamulec wewnętrzny jest nieprawdopodobny. Kiedy potrzebuję wyciągnąć coś z lodówki zawsze przychodzi mi przez myśl troska, czy jak ja wezmę, to nie starczy dla domowników. Zostało mi to z domu rodzinnego, w którym nie zawsze było bogato. Za każdym razem kiedy biorę do ręki pieniądze muszę przemyć ręce. Te przykłady świadczą, że człowiek ma w sobie wyuczone odruchy.
Mam świadomość, że kiedy czytelnicy czytają moje teologiczne nowinki następuje u nich konfrontacja nowego z nawykami. Efekt jest bardzo różny. Od niemalże złości na moje słowa do zdumienia odkrywczego. Nie jeden pyta. Kto to jest ten facet. Heretyk? Nawiedzony? A może to szatan? Bardziej mi życzliwi dostrzegają mnie normalnie i pozytywnie.
Zaspokoję moich czytelników odpowiadając częściowo na stawiane przez Was pytania.
Nie walczę z kościołem lecz o kościół, aby był godny Kościoła Chrystusowego.
Jestem za silnym kościołem, ale nie bogatym. Moc w słabości się doskonali.
Popieram tradycję i szanuję kult. Pomimo niektórych błędnych paradygmatów, infantylności, barokowych ozdóbek jest piękny.
Przedstawiam swoje tezy, ale można je przyjmować z porządku logicznego, a nie bezwzględnego. Prawda powinna być znana. Niekoniecznie kultywowana. Przykładowo. Odrzucam istnienie aniołów i szatana jako byty ontologiczne, ale nie wykluczam używania tych pojęć. Np. moja żona ma anielską twarz, a kolega ma szatańskie pomysły. Narodziny Jezusa jest u mnie bardzo ludzkie, bez cudowności. Zbieżność następuje na Krzyżu, na którym Jezus osiąga chwałę Ojca. Katolicki kult Maryi zaczyna się jeszcze przed Jej urodzeniem. U mnie Maryja dochodzi do tej samej świętości, ale swoją postawą i pracą. Kocham i szanuję Ją nie mniej gorąco. Uważam Ją za Konsula Niebiańskiego. Jezus jest naszym Ambasadorem.
W religii katolickiej cuda mają wzmacniać i uwiarygadniać wiarę. Ja uważam, że Bóg nie musi stosować sztuczek, aby pokazać i uwiarygadniać swój majestat. Powiem więcej. Nadmiar cudownych wydarzeń Boga po trosze Go obraża.
Kto z życzliwością przemyśli powyższe zdania powinien dostrzec konstruktywne moje działania, a nie destrukcję wiary.
Powtórzę kolejny raz. Mój ogląd wiary jest równie piękny. Po mojemu piękny bo prawdziwszy. Daje wiele wspaniałych przeżyć duchowych. Człowiek naprawdę chce być lepszy. Dochodzimy do tego samego.
…gdyby tylko każdy z nas miał tak normalny pogląd jak Ty…siła naszej wiary byłaby o niebo piękniejsza…http://wycisz-emocje.blog.onet.pl/
Jak można jednym zdaniem sprawić mi wielką przyjemność.Po ludzku jest ona mi bardzo potrzebna. Dziekuję
Osobiście nigdy nie odbierałam Pana słów jako ataku. Dla mnie jest to miejsce w przestrzeni wirtualnej świadczące o tym, że wiara nie może być ślepa. Że jest to nasz świadomy wybór. Inaczej bowiem jak ma nastąpić zmiana myślenia? Przemyślenia Pana wiele mi dają. W pewnym sensie nabierają kształtu w słowie myśli, które gdzieś krążyły i krążą po mojej głowie. Coś co stanowi tajemne istotności powoli się krystalizuje w mojej zarówno świadomości jak i w sercu. Dziękuję za dzielenie się myślami, wiedzą i za inspirację oraz do refleksji i zatrzymywanie się nad sobą w Jego świetle.pozdrawiamKasia
Wiara lub niewiara nie zmienia rzeczywistości. Rzeczywistość trwa, bez względu na to czy się w nią wierzy, czy nie.
Mam inne zdanie na ten temat. Wiara połączona z miłościąnapełnia rzeczywistość czymś pięknym. W takiej rzeczywistościchce się żyć i ją zmieniać, ulepszać.