Wielka Sobota

 

          Żyd zadumał  się. – Dziwny dzień, pełen ciszy. Wszyscy zmęczeni są ostatnimi wypadkami i emocjami. Nie ma już Proroka, Jezusa. Było tak barwnie. Coś się działo. Teraz wokół pustka i cisza. Nikt się nie gromadzi, przemawia, poucza. Czuje się dziwne opuszczenie i samotność. Nie bardzo wiadomo czym się zająć. Domowe prace wykonuje się jakby z automatu. Głodną zwierzynę trzeba nakarmić. Nie czuje się radości. W głowie ciągle rodzi się myśl. Kto to był ten Jezus?

          Gdyby to był tylko zwyczajny człowiek, to dość głupio skończył. Miał przecież w sobie takie możliwości. Dlaczego nie wywinął się z kłopotów?  Tak. On chciał umrzeć, ale dlaczego? Chyba chciał coś pokazać i przekazać. No tak, ale nie mówił tego wprost. Komplikował, opowiadał jakieś przypowieści, używał wzniosłych niezrozumiałym słów. Łamał zresztą prawo. Jakość dziwnie mówił o miłości do nieprzyjaciół, nastawianiu drugiego policzka. Nieeee, wkurzał ludzi! Prawo jest prawem. Tak nas uczono. Porządek być musi. Ale gdyby tak zastanowić się, to mówił przecież o miłości. Tego nigdy za wiele. Trzeba powiedzieć, że rzeczywiście był dziwny. No cóż, przez chwilę wydawało się, że przyszedł ocalić nasz naród. Bóg obiecał Mesjasza, Wyzwoliciela narodu – On (Jezus) nie spełnił naszych oczekiwań.

          Kiedy już Go nie ma, to jakoś dziwnie. Wraz z Nim odeszła nadzieja. Nastał smutek. No cóż trzeba żyć dalej. Nie łatwo jest na nowo poukładać sobie scenariusz życia. Bóg niedostępny, gdzieś w obłokach  – milczy. Nie ma proroków, aby dali nam nową nadzieję. Rzymianie nas uciskają. Dobrze, że nie są jeszcze najgorsi.

          Choć Jezus ani nie brat ani swat, to czuje się jednak klimat żałoby. Jakoś zżyliśmy się z tym dziwnym Synem Człowieczym. Przecież sam o sobie tak mówił. Mówili też, że jest Synem Bożym. No, to chyba lekka przesada.

          Kurcze, a jeżeli to prawda? Może to myśmy tylko uważali, że przyjedzie wybawiciel na koniu z orężem i wybawi nasz naród. Może Bóg inaczej to zaplanował? Nie, to niemożliwe, aby Bóg dopuścił, aby stracono Jego Syna. On sam się pchał na ten Krzyż. To musi być chyba Jego samodzielna Ofiara. Boże, Ofiara z siebie samego?! Czy to możliwe, żeby w taki sposób, przez Krzyż Jezus chciał nam pokazać drogę, którą powinni iść wszyscy, którzy Boga kochają?! On przecież bardzo kochał Ojca. Sam o tym mówił. Modlił się stale do Niego. Dobro wynikające z Ofiary Krzyża przeznaczył na nasze wybawienie. Tak, to chyba oto mu chodziło. On ofiarował siebie za nas! Jeżeli tak, to myśmy mu za mało okazali miłości. Boże, jak On musiał cierpieć? Cierpienie niekochanego jest większe od bólu fizycznego. On musiał być taki samotny. Jak On wyglądał na drodze wiodącej na Krzyż! W zasadzie to mogłem coś dla Niego zrobić więcej. Choćby mały gest. Stałem i milczałem, gdy wołano do Piłata:  Ukrzyżuj Go, ukrzyżuj.

          Cisza, smutek, a może i tęsknota prowokują do rachunku sumienia. Przecież mogłem postąpić lepiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *