Zejdź Mi z oczu, szatanie

 

          Piotr już wie, uczniowie też się domyślają. Jezus jest zapowiadanym przez proroków Mesjaszem. Nadszedł czas przygotować uczniów do ostatniego aktu misji Jezusa. Jezus wyjaśnia: że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie (Mk 8,31). Jezus całkiem otwarcie przedstawił uczniom zdarzenia, których oczekuje. Mówił jasno i prostym językiem. Mimo to nie rozumieli. Nie chcieli zrozumieć. To nie może się stać. Mesjasz ma być zabity? Teraz? Przecież jeszcze nie wyzwolił narodu żydowskiego od najeźdźców. Nie spełnił pokładanych w Nim nadziei. Co On mówi? Piotr poirytowany bierze Jezusa na bok i wyraża swój żal i niepokój. To nie może się stać!  Jezus będący również w emocji odpowiada: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie (Mk 8,31). Słowa gorzkie, ale pełne żalu i goryczy. Przyrównanie Piotra do szatana to wyraz głębokiego niepokoju Jezusa.  Sam nauczał, że jak kogoś nazwie się Raka (człowiek pełen pogardy, pusty łeb) podlega karze Wysokiej Rady (por, Mt 5,22). Jezus był niespokojny. Czuł, że nastąpią zdarzenia dla niego bolesne, a tu najbliższy uczeń nic nie rozumie. Przy tej scenie wychodzi prawdziwe człowieczeństwo Jezusa. Tylko człowiek może zostać sprowokowany do zachowań niestosownych.

          Po chwili Jezus opanowuje emocje i przedstawia uczniom warunki do Jego naśladowania: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Mk 8,34). Drogę jaką wytycza Jezus nie jest łatwa. Aby zyskać dobro, trzeba często rezygnować z własnych cech charakteru, powstrzymywać emocje. Trzeba czasem działać wbrew sobie. W pełni zrozumiałem słowa Jezusa, gdy przyszło mi wychowywać własne dzieci.

          Ja, o dość prostym kręgosłupie, uderzenia frontalnego (znak zodiakalny baran) kiedy rozmawiam z dorosłym synem (skorpionem, skąd inon super facetem) muszę ważyć słowa, aby w imię spokoju rodzinnego nie ponosiły nas temperamenty. Kiedy spory rodzinne dotyczą dupereli, odpuszczam. Głupotą jest wygrywać w błahych sprawach. Ile trzeba kompromisów i tolerancji, aby małżeństwo nie było niewolą. Wiele marzeń z młodości gdzieś uciekło. Wiele rzeczy się nie udało. To boli, to własny krzyż. Czy przez to należy wyżywać się na innych. Nie. Życie uczy pokory wobec niemożności. W życiu trzeba walczyć, ale przychodzi taki moment, że trzeba sobie powiedzieć „pas”. Pozostaje cieszyć się tym, co udało się już zdobyć, załatwić, osiągnąć. Zawsze trzeba Bogu dziękować, bo wszelkie dobro jakie nas spotkało, de facto, od Boga pochodzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *