Jak określiłby Pan swoją wiarę?

 

 

          Cała sfera religijna najpierw przechodzi przez moje ja. Zakorzenia się głęboko w moim sercu. Przenika mnie i nie wychodzi na zewnątrz. Zostaje gdzieś w środku. Dokonuje zmiany, które stają się moją osobistą pobożnością i    wpływają na moją postawę życiową. Kto chce poznać moją wiarę musi najpierw zetknąć się ze mną. Musi mnie poznać.    

          Nie lubię agresywnej manifestacji wiary. Nie mam potrzeby przekrzykiwać samego siebie. Ja już wiem. Mam Boga w sercu. Mogę więc spokojnie mówić o Nim, o Jezusie Chrystusie i wszystkich sprawach religijnych. Nie muszę sobie, ani nikomu nic udowadniać. Mam wewnętrzny spokój duchowy. Darzę Boga i Jezusa ogromnym zaufaniem. Wiem, że bardzo pragną nam pomóc, ale nie zawsze mogą (o tym paradoksie już mówiłem). Otrzymaliśmy od Boga tyle, że nie powinniśmy prosić o więcej. Łatwiej jest prosić o innych: módlcie się jeden za drugiego (Jk 5,16; por. 2 Mch 12,44–45).          Bliska jest mi religia z objawienia naturalnego. Wydaje mi się najbardziej szczera, naturalna i prawdziwa. Bratam się ze wszystkimi wyznawcami w jednego Boga. Nie bardzo wierzę w deklarowany ateizm. Znam wspaniałych ludzi  deklarujących się jako ateuszy (ateistów). Jestem o nich spokojny. Boję się natomiast „gorliwych”, fanatycznych katolików, którzy mając imię Boga na ustach  innych wyzywają, potępiają i nienawidzą.   

        Chrześcijanie otrzymali od Boga wielki dar – Jezusa Chrystusa. Z tego właśnie powodu powinni być bardzo tolerancyjni i pełni miłości dla innych wyznań. To co gubi chrześcijan to pycha.     

        Wszelkie manifestacje społeczne z krzyżami w rękach wzbudzają we mnie wewnętrzną rozpacz i gniew. Najczęściej jest to profanacja krzyża. Ukochany symbol nadziei i miłości jest wykorzystywany do celów politycznych. Dla mnie to jest wstrętne. Bardzo chciałbym chronić ten najważniejszy symbol wiary. Nie dostrzegam w Nim krwi, ale  miłość Jezusa Chrystusa.  Nie wieszałbym Go dla ozdoby ani dla celów przekomarzań politycznych (np. w sejmie). Noszę mały krzyżyk (prezent od żony) na piersi. Nie wystawiam go przed koszulę. Należy tylko do mnie.  

         Nie znoszę idolatrii. Pomimo wielkiej atencji do Jana Pawła II nigdy nie skandowałem na jego cześć. Gdy odwiedziłem go w Watykanie nie padałem do nóg, nie całowałem pierścienia (przemęczonego sługi Bożego). Słuchałem z uwagą i aprobatą jego nauk.

         Bardzo lubię wczesno-poranne msze. Nie ma tłoku. Przychodzą ci, którzy naprawdę tego pragną. Nie jest to niedzielny pokaz mody, czy zaliczenie mszy z racji tradycji, przyzwyczajenia, czy obyczajności. Uwielbiam widok twarzy rozmodlonych. Nie przeszkadza mi zawodzenie i przeciąganie nutek (fermata). Dostrzegam piękno w naturalnej, ludowej pobożności. Uwielbiam wiejskie msze. Śpiew jest bardzo ważny. Pozwala głębiej przeżywać celebrę.

          Do pielgrzymek jestem nieufny, choć dostrzegam w nich wiele dobrego. Nie uznaję żadnych partii chadeckich i innych, które powołują się na wiarę lub mają w nazwie określenia religijne. Gdy politycy deklarują swoją przynależność do kościoła i wiary, ja im nie ufam.  Jestem za świeckością państwa. Katechetyka winna być wyprowadzona ze szkół. Stan obecny jest jej karykaturą (oceny). Marzy mi się kościół skromny, otwarty i mądry wobec nowych wyzwań.  

          Religia jest niesamowicie ludzka. Nie jest nam dana. Wyszła z wnętrza człowieka. Bóg zakorzenił w nas jej potrzebę.  Tajemnice Boga są dla człowieka ukryte. Tylko nieliczni potrafią wczuć się w transcendencję. Trudno jest opisać to co się czuje. Co pozostaje? Mieć w sercu Boga i kochać Go miłością na jaką człowieka stać. Jeżeli katecheza katolicka lub inna daje ukojenie i spokój ducha niech będzie tę jedyną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *