Pocieszyciel

 

          Rozmowa Jezusa z Piotrem uświadamia, że pomimo tylu wyjaśnień, uczniowie jeszcze nie do końca rozumieją swojego Mistrza. Piotr pyta Jezusa: Panie, dokąd idziesz?  (J 13,36). Piotr przy Jezusie czuje się pewnie. Pamięta, gdy tonął, Jezus był przy nim, podał mu rękę i uratował. Deklaruje więc, że pójdzie za Jezusem gdziekolwiek On pójdzie. Może też za Niego oddać swoje życie. Jezus zna ludzką naturę i mówi: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Kogut nie zapieje, aż ty trzy razy się Mnie wyprzesz (J 13,38). Bez Jezusa śmiałość i odwaga znikają. Gdy człowiek pozostaje sam, trwoży się serce i przychodzi lęk. Tak jest w przypadku ateuszy (ateiści). Jacy oni naprawdę są samotni.

          Jezus wypowiada słowa: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie (J 14,6). Już pisałem, że wygląda to tak, jakby Bóg scedował wszystko na Syna, a sam pozostaje jakby w Jego cieniu (rodzaj deizmu). Poprzez Akt działający, a więc dynamiczne przymioty Boga, Jezus jest tym samym Aktem działającym co Bóg-Ojciec. Przychodzi mi do głowy takie porównanie. Nie kwiaty są ważne, ale ich zapach. Akt działający jest takim „zapachem”. Jezus w Akcie działającym jest równy Ojcu.

          Wcielenie Boga najczęściej jest przekazem do wiary. Jest w pewnym sensie imperatywem katechetycznym. Nie wszyscy to rozumieją. Powtarzają tę Prawdę z posłuszeństwa (a nawet z bojaźni przed grzechem) do Magisterium Kościoła. Filozoteizm to tłumaczy. Wiara staje się zrozumiała. Wiara rozumna ma mocne podstawy, angażuje oprócz serca – rozum. Wiara ślepa ma krótkie korzenie. Można ją utracić.

          Jak łatwo teraz zrozumieć słowa Jezusa: Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca (J 14,7). Uczeń Filip nie rozumie tych słów. Myśli o Bogu ontologicznie, a nie w sensie dynamicznie. Pyta więc Jezusa: Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy (J 14,8). Jezus więc ponownie tłumaczy: Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie (J 14,9). My teraz jesteśmy mądrzejsi, ale uczniowie nie rozumieli istoty działania Boga. Nie znali pojęć filozoficznych, które tu są bardzo przydatne. Oni zrozumieją to dopiero później, gdy Duch Święty otworzy ich umysły. Jezus próbuje ich przekonywać: wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła! (J 14,11). Ten argument jest jednak dla nich niewystarczający. Jezus zachęca ich wspaniałą perspektywą: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni (J 14,12). Zapewnia: O cokolwiek prosić mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię (J 14,14).

          Wątpiącym i zagubionym Jezus obiecuje: Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze (J 14,16).

          Nowa Istota, nowy Bóg? Czy to nie politeizm? Kim będzie ten Pocieszyciel? Jezus suponuje, że będzie to ten, który u was przebywa i w was będzie. Przyjdę do Was (J 14,18). No i znowu zagadka. Jezus mówi Pocieszyciel, Duch Prawdy. Mówi też o sobie. To już kompletnie nie do zrozumienia. Na koniec przekazuje: W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was (J 14,20).

          Jezus słowami ludzkimi opisał przymioty transcendentne. Ujawnił najgłębszą istotę Bożego istnienia i działania. Aby ją zrozumieć, trzeba w umyśle stworzyć sobie obraz Boga działającego i tylko przez swoje działania może być rozpoznawalny.

          Powrócę porównawczo do kwiatów. Nie kwiaty (w sensie łodygi itd.) stanowią istotę lecz ich zapach. Substrat duchowy jest niepoznawalny, ale Jego działanie (Miłość).

           Duch Prawdy to określenie (dynamiczne), które bardzo pomaga w rozumieniu stanu Prawdy, czyli przestrzeni wirtualnej, w której zapisana jest cała wiedza o rzeczywistości zmysłowej i transcendentnej.

          Aby zrozumieć pojęcie stanu Prawdy można wyobrazić sobie wielką „księgę”, w której wszystko jest zapisane przez Stwórcę. Człowiek poprzez wiarę  otwiera ją i odczytuje zamiary Boga. Jezus Chrystus również ją odczytywał zanim został uwielbiony.

Jedna myśl nt. „Pocieszyciel

  1. W zupełności zgadzam się z Panem, że przeintelektualizowana koncepcja Trójcy św., która jest obowiązującym przekazem katechetycznym w Kościele, jest utrudnieniem w poznaniu tego co należy do istoty. Gdy rozważamy między innymi fragment Ewangelii Jana, który Pan proponuje (J 14, 15-17), gdy mowa o Duchu który w nas przebywa, a jednocześnie ma być posłany do nas przez Chrystusa, który będzie o to prosił Ojca, to można się pogubić. Gdy jednak będziemy pamiętać, że w chwili stwarzania człowiek został przeniknięty Duchem Stwórcy, który uczynił nas jako Swoje odbicie, to sprawa staje się bardziej przejrzysta. Jakkolwiek bowiem wyparcie się jedności z Bogiem ( grzech pierworodny) spowodowało porzucenie Boga, to jednak Stwórca nie wyparł się człowieka. „Był wierny, pomimo naszej niewierności”. Jego Duch w nas trwał. Dlatego Jezus mógł powiedzieć, że pośle Ducha, który już w nas trwa. Pośle, gdy nastąpi moment Odkupienia, który dopiero ma się dokonać… Czy zatem nie prościej mówić o zesłanym Duchu Prawdy, jako o odwiecznym Tchnieniu Boga, przenikającym człowieka, który z chwilą Odkupienia pulsuje w nas z nową mocą? Czyż wówczas nie pozbędziemy się karkołomnej konstrukcji wzajemnego pochodzenia Osób Trójcy św.?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *