Wolna wola

Wolna wola

 

          Człowiek sam rozpoznawał istnienie Boga. Bóg milczał, bo nie mógł inaczej. Odrębność natur nie pozwalała na zmysłowy przekaz Bożego istnienia. Człowiek otrzymał jednak dar Jego duchowego rozpoznania. Można uznać, że Bóg objawia się w sposób naturalny w sercu człowieka.

          Kolejnym wielkim darem Boga jest wolna wola. Historia ujawnia jej owoce. Wolna wola pozwala na określanie własnej tożsamości. Daje możliwość wyboru. Z tym wiąże się, że istota ludzka może błądzić i dokonywać czyny nieetyczne, niezgodne z prawem naturalnym. Prawo naturalne to kolejny dar Boga. Człowiek rodzi się, mając w sobie zapisane podstawowe normy etyczne. Każdy nowonarodzony człowiek jest czysty i nienaganny (tabula rasa). Jego dusza jest obrazem samego Boga. Widać to w oczach dziecka. Jego spojrzenie jest spojrzeniem Boga (warto to sprawdzić).

          Przez wieki atrakcyjność zła osłabiała naturalną bliskość Boga. Człowiek odwracał się od łaski Opatrzności jaką Bóg człowiekowi ofiarował. Sam stawiał się na piedestale mu nienależnym. Przekazywał złe skłonności innych. Kusił i deprawował maluczkich. Początkowa nieskazitelność była zatracana. Trwała ona zresztą bardzo krótko. Dobrze obrazuje to Księga Rodzaju. Pierwszy człowiek zgrzeszył, wykorzystał wolę do czynienia zła. Czy tak to miało być według koncepcji Boga? Gdyby Bóg tworzył istoty doskonałe, to powielałby siebie. Powstałaby sytuacja paradoksalna. Z racji logicznej każdy byt stworzony jest tworem niedoskonałym. A więc każdy człowiek jest grzeszny. Pismo święte ujawnia: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą (Mt 18,8; Łk 17,1). Słowa te mówią, że nie wiadomo jak byśmy się starali to i tak jesteśmy skłonni do zła i namiętności. Niemożliwością jest aby człowiek przestał być grzesznym. Usposobienie człowieka jest złe już od młodości (Rdz 8,21). Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy (1 J 1,8). Wszyscy bowiem często upadamy (Jk 3,2). Nie ma człowieka, który by nie zgrzeszył (1 Krl 8,46). Grzech się wdziera między sprzedaż a kupno (Syr 27,2). Żydzi, jak i poganie są pod panowaniem grzechu,  jak jest napisane:   nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego,  nie ma rozumnego, nie ma, kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli z drogi, zarazem się zepsuli,  nie ma takiego, co dobrze czyni, zgoła ani jednego (Rz 3,9–12). Zło jest logiczną konsekwencją wolnego wyboru. Bóg każdego obdarzył zadaniem przeciwstawienia się złu, tym samym człowiek może zbliżać się do doskonałości.

 

 

Papieże w okresie 1555–1565

 

Papież Paweł IV (1555–1559) – miał złe zdanie o Hiszpanach[1]. Uważał ich za heretyków, schizmatyków i ludzi przeklętych, wyrzutków ludzkości. Miał ciężki charakter. Założył zakon teatynów i do niego wstąpił wyrzekając się majątku. Był bezwzględny, surowy i fanatyczny. Nazwany był papieżem–inkwizytorem. Uprawiał nepotyzm, bo czuł się bezpieczny tylko w gronie rodzinnym. Trzech bratanków obdarzył kapeluszami kardynalskimi. Jeden z nich był zwykłym zbirem. Do soboru nie miał zaufania. Ufał tylko inkwizycji. Zlecał torturować również świadków. W 1559 roku ogłosił indeks książek zakazanych. Na jej liście znalazły się całe księgi Biblii, a także wiele pism Ojców Kościoła.

 

Papież Pius IV (1559–1565) – zrównoważony dyplomata. Za młodu spłodził dwie dziewczynki i chłopca. Ogłosił amnestię za występki z czasów Pawła IV. Złagodził inkwizycje i anulował sławny indeks ksiąg zakazanych. Jak większość  papieży pomagał rodzinie. Wznowił prace soboru. Biskupi mieli nakaz zamieszkiwania na terenie swoich diecezji i czuwania na wypełnieniem dekretów doboru.  Zbawienny dla papieża okazał się kardynał Karol Boromeusz (1538–1584, należał do rodziny papieża, późniejszy święty)[2], który czuwał nad papieżem. Papież kiedy umierał, cieszył się powszechnym szacunkiem.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.10

 

          Jak pamiętam, zawsze wstawałem wcześnie rano. Uwielbiałem zapach poranka. Każdy nowy dzień był nieskażony i był perspektywą zrobienia czegoś nowego. Był czysty i wiązałem z nim wiele nadziei. Byłem niesamowitym entuzjastą życia.

          Odkąd pamiętam, ojciec ciągle chorował. Niezagojona rana wojenna dawała dwa razy do roku znać o sobie ostrymi stanami zapalnymi. Ojciec często przebywał w szpitalu. Angina pectoris i wiele innych chorób powodowały, że ojciec stawał się coraz mniej samodzielny. Wiele czasu i serca okazywał mu mój młodszy brat Zbigniew. Od młodości świetnie poruszał się w kręgach lekarskich i urzędniczych. Miał też charakter ojca.

          Przez krótki okres czasu (pół roku), mama próbowała uczyć mnie gry na fortepianie. Zniechęciły mnie ćwiczenia. Przegrałem pół Bayera (nuty do ćwiczeń) i zakończyłem edukację. Nie wiedzieć czemu, uznano mnie za pozbawionego słuchu. Mama śpiewała najczęściej drugim głosem. Nie mogłem pojąć, jak to w ogóle jest możliwe śpiewać piosenki inną melodią. Pytałem o to matkę. Ona uśmiechała się tajemniczo i wzruszała ramionami.

          W domu mieliśmy całą aparaturę do wywoływania zdjęć i  filmów z racji zawodu ojca. Był on niegdyś fotoreporterem dokumentalistą. Dokumentował fotograficznie rozbudowę Huty im. Lenina.  Pensja jego nie wystarczała na utrzymanie domu. Mama nauczyła się wykonywać obróbkę fotograficzną. Nawiązała kontakt z zakładem fotograficznym, z panią Garzyńską i wykonywała dla niej usługi laboratoryjne. Filmy wywoływała najczęściej nocą, a zdjęcia o każdej porze dnia i nocy. Mokre zdjęcia trzeba było nakładać na szkło i wyciskać z nich wodę. Po wyschnięciu, same odskakiwały od szkła. Następnie należało je poobcinać, posortować, złożyć i spakować. Nakładanie zdjęć na szyby wykonywała cała rodzina. Koperty ze zdjęciami, wraz z rachunkiem, należało dostarczyć do dziewiętnastej godziny do zakładu fotograficznego. Od niepamiętnych czasów tę czynność najczęściej wykonywałem ja. Towarzyszyła temu pewna dramaturgia. Czy mama zdąży na czas? Od tego zależało najczęściej, czy mieliśmy kolację, czy nie. Ta nerwówka była stałym fragmentem dnia codziennego. Czekałem w gotowości na koperty. Teraz wszystko zależało od tego, czy zdążę. Tylko jeden Pan Bóg wie, jak biegłem te ok. 800 m. do zakładu fotograficznego. Czasami było już grubo po dziewiętnastej. Biegłem, bo miałem nadzieję, że może zakład nie jest jeszcze zamknięty. Musiałem przy tym zwracać uwagę na pędzące tramwaje i auta. Ulice Krakowska i Stradom były dość ruchliwe. Bywało, że trud mój okazywał się daremny. To były smutne chwile. O kolacji nie było co marzyć. Gdy sprzyjało mi szczęście, dostawałem od szefostwa zakładu parę złoty napiwku.



[1] Być może przez byłą obecność arabską, muzułmańską.

[2] Był gorliwym biskupem oddanym bez reszty dziełu reformy trydenckiej. Przez kilkaset lat był sztandarowym wzorem nowego modelu biskupa czasów kontrreformacji.

 

0 myśli nt. „Wolna wola

  1. Szanowny Panie Porębski, w pierwszych czterech zdaniach potwierdza Pan mój tok myślenia i wwewnętrzne potwierdzenie ze Bóg istnieje i nie trzeba zadnych ksiąg aby sie o tym przekonać i dowiedzieć, moje wewnętrzne ja przekonuje mnie o tym.Oczywiście bardzo się ciesze ze żyje w obecnych czasach i nauczono mnie pisaći czytac , ze mogę biblie czytac i inne księgi napisane na temat Boga i rozmyslac .Jak Pan wie dawniej bylo calkiem inaczej , nawet posiadanie Biblii bylo przestepstwem , a czytac i pisać mogli sie uczyc tylko wybrańcy.Dziękuje Panu za artykuł””Wolna wola””Z szacunkiem pozdrawiam zyczac dalszej laski Bożej.Dziękuje ze mam mozliwosc czytania Pańskiego bloga .

    • Panie MartinDarzę Pana tym samym szcunkiem. Towarzyszy mi Pan juz od lat.To niezwykłe. Czuję przyjaźń i pozytywną energię.Niech Bóg ma Pana w swojej opiece.Dajmy się ponieść Jego ekonomii zbawienia, z pokorą przyjmująclos jaki jest nam dany.Dzielmy się tym, co mamy w obfitości – miłością.Pozdrawiam. Paweł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *