Ofiara Mesjasza w koncepcji Boga

 

          Historia jest świadectwem tego, co się wydarzyło. Po tylu latach nie ma sensu pytać: a gdyby, np. Jezus odrzucił nauki Starego Przymierza i poszedł własną drogą, to co by było? Tak się nie stało. Stare Przymierze nigdy nie zostało odwołane (KKK s. 41).

          Stare Przymierze przygotowywało naród żydowski do przyjścia Mesjasza. To znaczy, że był On w koncepcji Bożego zamysłu. Czy w tej koncepcji było posłanie swojego Syna na śmierć odkupieńczą? Niepojęte, aby Ojciec był tak okrutny. Jezus sam, bez nacisku Ojca ofiarował siebie. Ojciec ofiarę tę przyjął i uczynił ją skuteczną. W Starym Przymierzu można jednak znaleźć miejsca świadczące o przyszłej Ofierze Mesjasza. Jak to rozumieć?

          Prawdopodobnie dotykamy tutaj tajemnicy Bożego zamysłu. Być może w zbawczej koncepcji Boga, Ofiara Syna była potrzebna. Przekaz proroków mógłby być dla Jezusa wyrazem woli Ojca, którą odczytał i wypełnił z własnej woli.  O słuszności tej tezy świadczą wersety ewangelii: Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie (Łk 22,42); Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja! (Mt 26,42); Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]! (Mk 14,36). Widać tu wyraźnie, że jest pod wpływem sugestii. Jeszcze się broni, zadaje pytania, czy aby na pewno.  W końcu sam podejmuje decyzję.

          Jezus przeświadczony o potrzebie wsłuchiwania się w wolę Ojca pouczał w modlitwie:  Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi. 

 

 

Papieże w okresie 1958–1963

 

Papież Jan XXIII (1958–1963) – umiłowany papież. Wybrano go dla przeczekania. Miał 77 lat. Przybrał imię Jan XXIII, tym samym uznał swego poprzednika Jana XXIII za antypapieża. Już Pius X podejrzewał go o skłonności do modernizmu. Wojnę przeżył w Turcji. Pomagał Żydom w dotarciu do Palestyny (1941–1944). Nie zawahał się fałszować akty chrztu, aby ratować żydowskie dzieci. Od samego początku zaskakiwał. Nie trzymał się sztywno etykiety papieskiej. Nie pozwolił kardynałom całować swoich kolan i stóp, a tylko pierścień. Spacerował po Rzymie, odwiedzał chorych, uwięzionych, rozmawiał z przygodnymi ludźmi. W motu prorio Cum gravissima postanowił, że każdy kardynał musi być również biskupem. W Monitum ostrzegał niektórych egzegetów przed skutkami prowadzonych przez nich badań nad Nowym Testamentem, a także przed tezami zawartymi w pracach jezuity Pierre’a Teilharda de Chardin (1883–1955). Ku zaskoczeniu kardynałów poinformował o potrzebie zwołania soboru. Miał być inny od poprzednich. Nie miał wytykać i potępiać błędów głoszenia wiary chrześcijańskiej, ani ogłaszać nowych dogmatów. Wychodził naprzeciw odmienionego świata (aggiornamento). Zmierzał  i wytyczał drogę do zjednoczenia chrześcijan. Kościół prawosławny traktował jako równy katolickiemu pod każdym względem. Wolność człowieka, w tym wolność sumienia i wyznania uznał za sprawę nadrzędną. Jak mawiał: Kościół jest niczym ogród, który trzeba pilnie uprawiać, nie zaś muzeum starożytności. Sobór rozpoczął swą pracę w 1962 r. Ważną zmianą było ożywienie zasady kolegialności, czyli wzrost rangi biskupów skupionych wokół Następcy św. Piotra i poddanych Jego kierownictwu (Synod Biskupów). Papież nawiązał sympatyczny kontakt z Chruszczowem. Na audiencję przybyła jego córka z małżonkiem. Opuszczał Rzym w celach duszpasterskich. Był zwyczajny, ludzki. Nie doczekał owoców zwołanego przez siebie soboru. Zmarł rok później.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.24

 

          Razem z Krzysztofem Z. chodziliśmy na stołówkę uczelnianą. W drodze często rozmawialiśmy o przyszłości. Krzysiek przekonywał mnie, że trzeba zapisać się do partii. Jak mówił, bez partii nie sposób liczyć na awans. Choć poniekąd miał racje, zdecydowanie dawałem opór takim sposobom robienia kariery. Nie za wszelką cenę. Byłem wierny swoim poglądom. Po skończeniu studiów Krzysztof zrobił jak mówił. Na wiele to się nie zdało. Po paru latach pracy został sparaliżowany od połowy w dół.

        &nbs
p; 
Po 4 roku studiów, we wrześniu, odbywałem praktykę zawodową w Kielcach. Przedsiębiorstwo Geologiczne mieściło się na peryferiach miasta około 6 km od centrum. Ania sygnalizowała mi, że konkretnego dnia, w przedziale takich, a takich godzin będzie wracała z rodzicami z wczasów z nad morza i że będzie przejeżdżać przez Kielce. Siedziałem za biurkiem i rozmyślałem. Moja ukochana będzie tak blisko. Co zrobić, aby ją zobaczyć, choćby przez chwilę? Po pracy, zamiast wsiąść do autobusu, zacząłem iść w stronę Kielc (kilka km). Szedłem skrajem drogi, po jej lewej stronie, pod prąd. Na moje myśli i tęsknotę nakładał się szum pędzących samochodów. Wiatr targał mi włosy. Nie zwracałem uwagi na odległość do miasta. Szedłem i myślami byłem z nią, z moją ukochaną. Nagle usłyszałem znany odgłos mocnego hamowania samochodu. Jakiś samochód mnie minął. Odwróciłem głowę i poznałem znajomą sylwetkę Wartburga. Samochód zatrzymał się za mną jakieś 20 metrów. Z auta wyskoczyła Ona – moja ukochana. Nieprawdopodobne stało się realne. Po chwili, pogrążyliśmy się w mocnym uścisku. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Niestety, próba zatrzymania rodziców na chwilę, na kawę, nie udała się. Po kilku minutach pozostałem znów sam na drodze. Powrotu nie pamiętam. Nie szedłem, unosiłem się z radości spotkania i smutku szybkiego rozstania.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *