Katechizm Kościoła Katolickiego (s. 233) mówi o świętym Kościele powszechnym i wyjaśnia: Czymże jest Kościół, jak nie zgromadzeniem wszystkich świętych (s. 233).
Wydaje się, że bardziej słuszne byłoby stwierdzenie: Na bazie świętego Kościoła Chrystusowego powołany został kościół powszechny (katolicki) składający się z wiernych z całą ich niedoskonałością. Inaczej mówiąc, kościół jest wspólnotą grzeszników. Idąc dalej, należy dodać, że wspólnota wiernych łączy się w komunii rzeczy świętych (sancta), np. w sakramencie Ciała i Krwi Chrystusa (chrzcie, bierzmowaniu,…) oraz innych sakramentaliach (np. modlitwach, liturgii, pieśniach, słowach Bożych).
Najważniejszą rzeczą w komunii wiernych jest wzajemna miłość i szacunek dla innych: nikt […] z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie (Rz 14,7). Najmniejszy czyn spełniony z miłości do innych jest wielkim darem. Funkcjonał dobra i miłości skutkuje jego powieleniem, wzmocnieniem. Dobro czyni dobro, taka samo jak zło czyni zło. Dopiero taka wspólnota ludzi dobrej woli, kochająca się wzajemnie może przynależeć do Kościoła Chrystusowego i zażywać chwały Jezusa Chrystusa. Póki co, pojedyncze osoby wyświęcone (sancti) stają się obywatelami Kościoła świętego.
Wspomnienia biograficzne cz.30
Przyznaję, że byłem zauroczony tak miłą i subtelną dziewczyną. Umówiłem się z nią na następny dzień, na konkretną godzinę. Propozycja została przyjęta. Nazajutrz przyszedłem punktualnie i stanąłem w holu przed schodami. Po chwili zobaczyłem ładną dziewczyną schodzącą po schodach. Okrycie zimowe zakrywało sylwetkę. Też ładna, pomyślałem. Dopiero, po chwili poznałem, że to jest Krystyna. Gdy umówiłem się na następną randkę na mieście, przyszła punktualnie. O rany, ta dziewczyna jest punktualna! Dla mnie to skarb, bowiem na punkcie punktualności mam kompletnego bzika. Poza wypadkami losowymi byłem i jestem zawsze punktualny.
Ponieważ oprócz pracy uczyłem jeszcze w szkole. Na randkę mogłem przychodzić dopiero po dwudziestej wieczorem. Biegłem na nią ze szkoły, mając jeszcze ręce w kredzie i wyschnięte usta. Krysia była bardzo spostrzegawcza, widząc moje utrudzenie ułatwiała mi obmycie się. Szykowała herbatę i częstowała mnie czekoladkami. Przyznaję, kompletnie zwariowałem na jej punkcie. Była całkowitym antidotum Ani. Urzekła mnie jej czułość, delikatność, wyczucie sytuacji. Nie była egoistką. Czułem się obdarowywanym. Pierwszy raz nie dawałem, lecz dostawałem. Krysia była niewielką istotą o właściwych i pięknych proporcjach. Podobały mi się jej piersi, usta, oczy, a nawet jej niewielkie zgrabne nóżki. Czego trzeba mi było więcej? Dokładnie po tygodniu powiedziałem do niej.
– Jeżeli będziesz dalej taka, ożenię się z tobą.
Przyjęła to z miłym uśmiechem. Jej uśmiech był piękny i jakże prawdziwy.