Dosyć ważnym odkryciem było, że „natchnienie” nie jest czymś co przynależy do wybranych, lecz jest zdolnością, która tkwi w każdym człowieku. Trzeba tylko natchnienie u siebie zainicjować, pobudzić. Natchnienie jest to otwarcie się na stan ducha, autostradę wiodącą do Boga. Udrożnienie swojej jaźni na sygnały z zewnątrz. Każdy więc może ulec natchnieniu. Widać to wyraźnie u poetów, malarzy, kompozytorów a także u tych, którzy zgłębiają wiedzę religijną. Wszyscy hagiografowie Starego Testamentu, autorzy Nowego Testamentu, a także innych ksiąg religijnych ulegali natchnieniu. Dlaczego? Bo pragnęli dobrze napisać księgi. Im większe jest otwarcie się, tym większa łaska spływa ze świata transcendentalnego. Mogę również nieskromnie powiedzieć, że w czasie pisania moich książek (ośmiu) również ulegałem natchnieniom. Natchnienie nie daje jeszcze gwarancji przekazywanej Prawdy. Jest ono złożeniem się wielu czynników. Ważna jest wiara w Boga jedynego. Pragnienie odczytania Prawdy, czyste serce i wiedza. Ze stanu Prawdy nie można skorzystać, gdy nie ma się wiary, czy wiedzy. Treści odebrane nie są rozumiane. Trzeba je jeszcze przełożyć na język ludzki. To też wymaga umiejętności. Trudno jest mi osądzać własne natchnienia. To muszą osądzić inni. Muszę jednak podzielić się ciekawostkami jakie mi towarzyszyły podczas pisania książek, bądź co bądź o treści rewolucyjnej. Nieprawdopodobna łatwość w rozumieniu treści przekazu. Gdybym miał talent pisarski, to niewiele by mnie kosztowało odczytywanie nowego ujęcia wiary. Przyznaję, sam jestem tym zaskoczony. Wiele rzeczy „odkryłem”, czy zrozumiałem podczas nocnego snu (w pół śnie). Wtedy wstawałem, otwierałem komputer i przelewałem „objawione” treści. Daleki jestem od epatowania niezwykłości zdarzeń. Jeżeli czyni się coś z pasją, nie ważna jest pora doby. Tematem żyje się bez przerwy. To zaangażowanie jest samo w sobie twórcze.
Wspomnienia biograficzne cz.72
W kwietniu 2007 r. moja córka Ania wzięła ślub cywilny z Maćkiem mając już dwoje dzieci.
W tym samym czasie brat Zbyszek dostał udaru. Jego życie zmieniło się radykalnie. Choć nie doznał uszczerbku fizycznego, jego pamięć szwankowała. 19 kwietnia Zbyszek nawiązał kontakt z otoczeniem. Mama mieszkająca z nim, w jednym domu, otoczyła go terapią psychiczną. Przez długie rozmowy powoli pamięć wracała. Nie miał jednak odwagi wyjść życiu naprzeciw. Żona Zbyszka była bezradna. Jeden syn wyjechał do Krakowa i tam podjął pracę. Drugi nie dorósł jeszcze, aby sprostać zadaniu opiekuna chorego ojca.
Na 10 lecie niedzielnych przyjazdów mamy do nas, w pierwszą niedzielę września, przygotowaliśmy niespodziankę. Oprawiłem w ramki Dyplom ukończenia Konserwatorium Polskiego Towarzystwa Muzycznego we Lwowie przez Janinę Piskorz (babcię ur. 1897) 30 czerwca 1933 r. Monika nauczyła się sama nowego utworu muzycznego na fortepianie. Ja ułożyłem muzykę do słów wiersza mamy Przyjdę do Ciebie napisanego we Lwowie i datowany 22 lipca 1941 r. Po chwili słuchania, mama skojarzyła śpiewaną i graną na pianinie pieśń ze swoim wierszem napisanym sprzed ponad 60 laty. Czule się rozpłakała. Jej wzruszenie udzieliło się wszystkim. Warto wspomnieć, że mama napisała jeszcze inne wiersze: Kiedy ja umrę, Kwiat paproci 1937, Zew wiosny 1940, Nie traćmy nadziei 1940, Nikt mi nie powiedział 1941, Pierwszy deszcz 1942, Jesień i życie 1943.