Izrael

          Po II wojnie światowej w 1947 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych zgodziła się na podział Palestyny na dwa państwa: Żydowskie i arabskie. Zapewne w grę wchodziły wielkie interesy wielkich tego Świata[1]. Oczekiwany mesjasz izraelski jeszcze nie zstąpił z nieba i nie przywrócił ziem Izraelitom. Trzeba było zastąpić go działaniami, nie do końca, etycznymi.

          14 maja 1948 r. państwo Izrael proklamowało niepodległość. Stolicą państwa została Jerozolima (proklamowana w 1950 r.). Okoliczne państwa arabskie odmówiły zaakceptowania planu i rozpoczęła się wojna izraelsko-arabska. Do dnia dzisiejszego status Jerozolimy jest niewyjaśniony i z tego powodu wiele państw (w tym także i Polska) nie uznaje jej za stolicę Izraela.

          Czy ONZ miała prawo do podziału Palestyny. Ostateczną odpowiedź zostawiam historykom i prawnikom. Na zdrowy rozum nie bardzo można zgodzić się, aby organizacja, nawet międzynarodowa, miała takie uprawnienia.

          Naród żydowski stracił ostatecznie swój kraj w I wieku naszej ery. Czy Żyd żyjący prawie 2000 lat później w innym kraju, z innym obywatelstwem może rościć sobie pretensje do ziem dawno utraconych? Czy Polak urodzony we Lwowie może żądać podziału Ukrainy na państwo Polskie i Ukraińskie. Nie, bo tak potoczyły się losy świata. Wojny terytorialne w zasadzie zakończyły się. Świat musi zagospodarować pokojowo to, co jest stanem na dany dzień, chyba, że powróci się do wojen zaborczych.

          Trzeba jasno zaznaczyć. ONZ wyrządziło wielką krzywdę Palestynie. Minęło już ponad 60 lat od tego procederu. Stało się. Czasy się zmieniły. Świat chce żyć pokojowo. Trudno sobie wyobrazić, że trzy pokolenia nowych Żydów zostanie deportowanych (nie bardzo wiadomo gdzie) z ziemi, w której się urodzili. Czas doprowadzić do porozumienia między stronami na sposób demokratyczny. Organizacje międzynarodowe, politycy dobrej woli, autorytety nauki, duchowni powinni pomóc w rozwiązaniu konfliktu arabsko-izraelskiego. Winni byli dziadkowie. Powoli wymiera to pokolenie. Nowe pokolenia powinny podejść do problemu na sposób pokojowy. Działania wojenne nigdy nie rozwiążą problemu. Poleje się tylko niewinna krew.

 


[1] Zapotrzebowanie na ropę i inne bogactwa Bliskiego Wschodu.

0 myśli nt. „Izrael

  1. Dzień dobry Panie Pawle

    Poruszył Pan, jak dla mnie bardzo ciekawy temat. Nie chodzi nawet o to, że akurat Izrael, ale ogólnie o powstawanie państw. Również mam wątpliwości, co do słuszności wydarcia Arabom ziemi. Natomiast jak sięgnę pamięcią, to zawsze tworzenie się jakiegoś państwa polegało na pokonywaniu lub wypieraniu tubylców. Tak się działo podczas zasiedlania Ameryk – nierówne wojny z Indianami, tak poszerzała granice Rosja carska, a później ZSRR, Polska po latach bezpaństwowości – za darmo też nie uzyskała wolności i terytorium. Które państwo w danym momencie historii było silne, to prowadziło ekspansję na zewnątrz, Mongołowie (XIII w), Rzymianie (III w p.n.e – II w n.e)., Chińczycy (III – IVw, XIV – XV w), Rosjanie (XVIII i XXw), Francuzi (XVII i XVIII w), Germanie (X, XI w), Anglosasi (XII, XIX, XX w), po części i my Polacy (XVI w). A jak to powinno być w duchu filozoteizmu? Czy autentyczni chrześcianie powinni dążyć do posiadania swojego państwa? Kto im (nam ?) je wywalczy? Do jakich granic, można się posuwać w ustępowaniu lub w podbijaniu? Widzimy jak to wygląda w relacjach chińsko-tybetańskich, a w przeszłości co wyprawiali Rzymianie z Chrześcianami. A przecież, gdzieś tu na ziemi trzeba mieszkać. Czy państwowość wg. filozoteizmu jest ważna (potrzebna)?

    pozdrawiam Grzegorz

    • Panie Grzegorzu

      Prezentuję dzisiejsze spojrzenie. Człowiek osiągnął znaczny poziom rozwoju rozumowego i etycznego. Niektórzy uważają, że samo pojęcie wojny jest już anachronizmem, głupotą i dziecinadą. Ziemię trzeba zagospodarować tak, aby żyło się szczęśliwie wszystkim mieszkańcom. Narody zbliżają się do siebie (Stany Zjednoczone, Unia Europejska) i łączą. Granice otwierają się. Wszystko można czynić szanując wewnętrzne narodowe wartości. Tolerancja bierze górę. Według mnie jest to droga, którą wytyczył nam Jezus Chrystus. Abyśmy się powszechnie miłowali. Tak, jestem w pewnym sensie kosmopolitą . Nie znaczy to, że nie jestem patriotą, czy pacyfistą. Obcy natomiast jest mi nacjonalizm, zacietrzewienie polityczne, czy faszyzm. Obyśmy stanowili jedno.
      Moje stanowisko nie jest odosobnione. Zauważam, że świat idzie w tym kierunku, z czego bardzo się cieszę.

      Pozdrawiam. Paweł Porębski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *