Perykopa Zniszczenie świątyni występuje u trzech ewangelistów synoptycznych. Jezus zapowiada, że nie zostanie po niej kamień na kamieniu (Mt 24,2). Słowa Jezusa odbierane są dosłownie, literalnie. Uczniowie pytają kiedy to nastąpi. Jezus przekazywał wiedzę wielowarstwową. Z tego samego przekazu można wydobyć wiele różnych informacji. Świat jest ze sobą niezwykle zespolony. Wszystko jest ze sobą powiązane. Kto potrafi widzieć szerzej i dalej może odkryć zupełnie nowe treści. Np. temat wzajemnego zjadania się często bulwersuje i nie bardzo się podoba. Zazwyczaj milczy się, bo nie rozumie się Stwórcy. A jednak niektórzy potrafią w tych zjawiskach zobaczyć ciągłą wzajemną ofiarę. Moje życie się kończy, aby inne stworzenia mogły żyć. To co było bulwersujące staje się misterium.
Jezus mówiąc o zburzeniu świątyni miał również na uwadze siebie samego. Jeszcze nie tłumaczy, że zostanie odbudowana w ciągu trzech dni. Jeszcze nie ta pora, ale już ma to na uwadze. Z drugiej strony zapowiada fizyczne zniszczenie świątyni, które wkrótce nastąpi. Pierwsze powstanie żydowskie w roku 70 zakończy się zdobyciem i zburzeniem przez Rzymian Jerozolimy wraz ze Świątynią. Jezus o tym wiedział. Jak czuł się oglądając jej piękną architekturę ozdobioną pięknymi kamieniami i darami (Łk 21,5)? Czy Jezus miał pretensję do Ojca, że nie powstrzyma tragedii i dramatu wielu? Nie ma na ten temat ani jednego słowa. Tak musi się stać, bo takie są dzieje losów. Kto wyraża ciągle żal do Boga, że nie interweniuje, ten nie rozumie Bożej koncepcji Świata. Trudno mi ciągle powtarzać, że Bóg nie może pogodzić wolności, którą dał każdemu człowiekowi, ze stałą jego ochroną. Albo, albo. Bóg tak uszanował człowieka, że nie ingeruje (poza szczególnymi przypadkami) w ludzkie poczynania. Człowiek musi to wiedzieć, że przede wszystkim musi liczyć na siebie. Nie może osłabiać go myśl, że Bóg w swojej to Opatrzności i miłości do człowieka jakość załatwi jego sprawy. Nic bzdurnego i nieroztropnego. Każdy musi sam o wszystko walczyć, w tym o własne zbawienie. Do miejscowości Lurdes we Francji, od ponad stu lat przyjeżdżają miliony chorych, a uzdrowionych zostało do tej pory ok. 35-ciu. To statystyczny margines. Dobrze, że są takie miejsca, które skupiają wiernych i można przeżyć modlitewne chwile, ale nie wymuszajmy na Bogu cudów. Czyniąc to, czynimy Bogu przykrość. On nie może działać przeciwko sobie i zasad, które sam ustanowił. Trzeba starać się raczej generować moce uzdrowieńcze poprzez żarliwą modlitwę, które drzemią w każdym człowieku. Musimy pomagać sobie sami. Bóg nam sprzyja. Jest ekranem od którego odbijają się nasze modlitwy i to one nas wzmacniają. Na tym polega wielkość człowieka, że posiadamy dary łaski od Boga. On wyposażył nas w niezwykłe możliwości. Trzeba je czynnie wykorzystywać i mieć zaufanie, nadzieję i miłość do Stwórcy.
Pozbywanie się zafałszowanego obrazu Boga w sobie…
Zniszczenie świątyni, o którym mówi Chrystus, postrzegam jeszcze w jednym wymiarze. Po części wspomina Pan o tym. Świątynia jerozolimska, jako symbol miejsca gdzie przebywa Bóg, z całą pewnością niejednokrotnie traktowana była przez współczesnych jako przestrzeń, ogarniająca Boga, zdolna Go objąć, pomieścić. W ten sposób człowiek stawia Bogu granice, na miarę własnych oczekiwań, pragnień. Czy takie postrzeganie Boga jest rzadkością w naszych czasach? Czy wspomniane przez Pana masowe pielgrzymki do wielu świętych miejsc, nie są dowodem na traktowanie niejednokrotnie Boga jak krowę, która daje się wydoić. Bóg sprowadzony do roli „zatkajdziurki”. Na nasze życzenia, prośby, błagania – rozkazy, ma dać to, czego nam brakuje…
Zburzenie świątyni zatem można postrzegać również w kontekście konieczności wyswobadzania się z ograniczającego nas myślenia o Bogu. Musimy zdać sobie sprawę, że On jest ponad wszelkie nasze schematy, wyobrażenia, dogmaty. O Bogu należy myśleć nie w kontekście własnych korzyści lecz ze względu na bezinteresowną miłość wobec Niego. I żeby nie było nieporozumień, miłość wobec Boga praktykujemy gdy zatracamy się w czynienia dobra wobec konkretnego człowieka, wobec każdego człowieka.
Dotyka Pan również w swojej wypowiedzi kwestii korzystania z wolności, którą człowiek został obdarzony przez Stwórcę, oraz jednoczesnego pragnienia przerzucenia odpowiedzialności za własny los, na „barki” Boga, który załatwi dla nas szczęśliwe życie.
Podstawą szczęścia jest wolność, a podstawą wolności odwaga. (Tukidydes z Aten – grecki historyk ok. 460–393 p.n.e.). Natknąłem się w przestrzeni Internetu na powyższą sentencję, przypisywaną Tukidydesowi, która jak sądzę jest zakorzeniona w Prawdzie. Tak! Podstawą szczęścia człowieka jest świadomość bycia wolnym bytem – osobą, i odważna podróż przez życie, w autentycznej wierności samemu sobie.
Jeżeli zatem możliwe jest do osiągnięcia to, o czym każdy z nas marzy – SZCZĘŚLIWE ŻYCIE, które doświadczamy jedynie pielęgnując w sobie poczucie wolności, które wykuwać będziemy przez codzienne odważne stawianie czoła temu co nazywamy prozą życia, czyż nie należy podjąć tego wyzwania? Czyż tak ukierunkowanie swojego życia nie jest na miarę sił człowieka?
Jeżeli zgodzimy się z definicją, która odwagę określa jako GOTOWOŚĆ DO DZIAŁANIA, BEZ WZGLĘDU NA TRUDNOŚCI, ZE WZGLĘDU NA WYZNAWANE WARTOŚCI, to pytajmy dalej: Czym jest życie odważne? Jak rozumieć odwagę wolnego człowieka, w stosunku do świata, w którym egzystuje? Czym jest odwaga wyrażana wobec innych osób – bytów równych sobie przez wspólną naturę? Jak w końcu rozumieć odwagę, która wyraża się w wierności samemu sobie, w sposobie istnienia, który znany jest tylko nam i naszemu STWÓRCY?
Wiele pytań, mało czasu, wiec tak to pozostawię….
W moim najgłębszym przekonaniu szczęście osiągamy kochając. Natomiast prawdziwie kochać możemy tylko wówczas, gdy wewnętrznie wolni, bez względu na ograniczenia drugiej istoty, osoby, otwieramy się na nią bezgranicznie. Bez jakichkolwiek oczekiwań otwarcie się na TEGO KTÓRY JEST, to zdaje się ideał pojmowania Boga. Takie współistnienie, dążenie, uważam za przejaw odwagi, za którą warto podążać.
Dążąc do szczęścia, poprzez prawdziwie wolne wybory, zaświadczymy o naszej odwadze zakorzenionej w Mądrości. Każdy może odważyć się być mądrym. I chociaż zwykle nie dostanie za to medalu jak Stanisław Konarski, nie zostanie zauważony przez współczesnych czy też potomnych, nie ma to tak naprawdę większego znaczenia. Opinia innych na mój temat, to najczęściej jedynie subiektywna cenzurka, wystawiana na miarę recenzującej mnie osoby.
Szczególnym przejawem mądrości jest życie ukierunkowane na wierność samemu sobie, wbrew jakimkolwiek przeciwnością. Wierność sobie, zakłada pełne odwagi nasłuchiwanie tego, co jest naszym wewnętrznym głosem. Tylko taka egzystencja, pełna prawdziwie wolnych wyborów, jest rękojmią szczęśliwego życia. Jest odkrywaniem Boga, którego pragniemy.
Dziękuje za komentarz.
Ciekawie Pan połączył zburzenie świątyni z aktem oczyszczającym myśl o Bogu.
Uchwycił Pan to, czego ja nie dostrzegłem. Dziękuję.
Paweł