Po usilnym staraniu przyjaciela sięgnąłem wreszcie po materiały informacyjne o buddyjskim ZEN. Co to takiego, że niektórzy chrześcijanie odchodzą od chrześcijaństwa, i stają się jego zwolennikami? Wiele osób chwali ZEN i porównuje krytycznie z religią chrześcijańską.
Trzeba jasno powiedzieć, że Buddyzm (w tym ZEN) nie jest żadną religią, lecz, co najwyżej, systemem filozoficznym, w którym rozpatruje się elementy religijne. Choć mówi się, że Buddyzm jest religią nieteistyczną, to dostrzegam tu sprzeczność. Religia jest integralnie związana ze Stwórcą. Celem jej jest spotkaniem z Bogiem. Nie ma religii bez Boga (bogów). Owszem, w Buddyzmie mowa jest o Absolucie, ale jest to raczej nazwa czegoś całkowicie nieokreślonego.
Buddyzm zajmuje się człowiekiem, gotowym produktem, który pojawił się na świecie. Interesuje go człowiek jako miara wszechrzeczy, najbardziej wykształcona jednostka rozumu. Wszelkie zagadnienia dotyczą więc człowieka. I tak w obszarze zainteresowania jest poznanie jego natury, ale sensie użytkowym, a nie pochodzeniowym. Medytacja dotyczy skali kosmicznej, dlatego, że człowiek jest pojmowany jako element całego wszechświata. Buddyzm proponuje środki i sposoby poznawcze. Suponuje konieczność wyciszenia się, aby można było poznać najgłębsze miejsce swojego jestestwa. Zaleca, aby dostrzegać rzeczy takie jakie są. Opiera się na szeroko pojętym uniwersalizmie. Nie jest obciążony żadnym Bogiem. Człowiek jest sam dla siebie miarą. Bez obcych obciążeń (pojęciowych) człowiek może doznać oświecenia, a więc poznać samego siebie. To daje radość i uspokojenie.
Z całą mocą pragnę podkreślić, że nie ma żadnego konfliktu pomiędzy religią a Buddyzmem. To dwa oddzielne tematy. Można być chrześcijaninem, a uprawiać Buddyzm i praktyki ZEN. Nie pojmuję, dlaczego jedno ma się odbywać kosztem drugiego. Podobnie, można być dobrym chrześcijaninem, a uprawiać yogi, ZEN, yodo, sport, inne ćwiczenia fizyczno-duchowe. Buddyzm to jedynie ćwiczenia bazujące na ludzkich możliwościach.
Religia jest czymś innym. To poszukiwanie Boga, oczekiwanie na spotkanie z tym Jedynym, Osobowym. Religia daje odpowiedzi sensu i celu życia. Kto szuka różnych sposobów samorealizacji może skorzystać nie tylko z praktyk (np. modlitw, przeżyć mistycznych) proponowanych przez Kościół, ale również z ćwiczeń innych systemów filozoficznych.
Buddyzm jest starszy od religii chrześcijańskiej, ale religia chrześcijańska ma szersze spektrum. W niej zawierają się wszystkie inne praktyki, które nie naruszają godności Boga. Szkoda, że chrześcijaństwo nie ma w sobie więcej tolerancji i zaufania. Prawdy o Bogu nie da się naruszyć, a więc nie należy bać się ani krytyki, ani nowych odkryć naukowych. Mając taką wiedzę chrześcijanie powinni być wzorem dla innych, tak jak przykazał Jezus, abyśmy się powszechnie miłowali.
Prawie ze wszystkim się zgadzam, co napisał Pan o buddyjskim zen. Dlatego nie za wiele będzie do powiedzenia.
Oczywiście, że nie sposób porównywać chrześcijaństwa do zen i odwrotnie. To tak samo możliwe, jak gdyby porównać matematykę z piłką nożną. Zen jest niereligijny, atakując wręcz religijność konwencjonalną, którą uważa za przeszkodę w dochodzeniu do duchowej dojrzałości (w drodze ku oświeceniu).
Oczywiście, że zen nie jest systemem, który tłumaczy fenomen życia. Nie ma również ciągotek aby zajmować się Bogiem, w sensie takim jak w chrześcijaństwie jest to czynione. Zen po prostu nie jest zainteresowany tworzeniem doktryny. Dlatego też nie ma sensu przypisywać zen wszelkich łatek, które można by zebrać w określeniu – panteizm. Oczywiście buddyzm zakłada panteizm, lecz to nie to samo, co zen. Z tego też powodu, jak słusznie Pan zauważył, zen dostępny jest zarówno dla buddystów, chrześcijan, oraz wyznawców innych religii.
Zaskoczył mnie Pan natomiast stwierdzeniem, że nie lubi ciszy, gdyż lubi Pan dynamizm świata, który bierze swój początek z dynamicznego Boga, nie lubi Pan kontemplacji… Jednak wszystkie następne argumenty, którymi Pan opisuje to co lubi w dynamizmie: „trzepot skrzydeł motyla, każdy szelest, który jest znakiem istnienia Boga”, to w moim odczuciu jest właśnie dowód na kontemplację, wyciszenie, zatrzymanie się w czasie. Tym stwierdzeniem potwierdza Pan, że bezwiednie dotyka tego, co w zen jest najistotniejsze. ŚWIADOME ŻYCIE KAŻDĄ CHWILĄ. Doświadczenie „nagiej rzeczywistości”.
Istotą bowiem wyciszenia, kontemplacji, nie jest w zen chęć oderwania się od świata. Wręcz przeciwnie! Istotą kontemplacji jest jeszcze pełniejsze otwarcie się na świat. Świadome przebywanie tu i teraz. Zatem jak najbardziej na miejscu jest zarejestrowanie szelestu wiatru, trzepotu skrzydeł motyla, kropel spadającej wody… Praktykując zen wręcz jest zalecane, aby nie zamykać oczu. Aby być obecnym. Aby otworzyć się na rzeczywistość, która jest wokół mnie.
Może dla Pana kontemplacja jest naturalnym stanem dnia codziennego. Wówczas dodatkowe formy wyciszania się byłyby bezsensowne?
W zupełności zgadzam się z Panem, że kontemplacja godzinami jest stratą czasu. Lecz z jednym zasadniczym zastrzeżeniem: gdy jest pojmowana jako cel sam w sobie. Gdy kontemplacja jest usiłowaniem wejścia głębiej w relacje z Bogiem, otaczającą nas rzeczywistością, świadomy postrzeganiu samego siebie, nie może być stratą czasu. Jest w moim odczuciu wręcz warunkiem koniecznym, aby w pełni żyć. Jest właśnie doskonałym „włączaniem się w bieg historii”. Jest doskonałym przeżyciem duchowym. Jest chwilą na „zebranie myśli” ich uporządkowanie i podporządkowanie swojej woli.
Przemknął Pan jak kot po rozżarzonej blasze nad problemem czasu. Istocie życia tu i tera, a nie bujania w obłokach.
W zen ten aspekt jest niezwykle istotny. Wręcz niektórzy dowodzą, że czas w ujęciu najgłębszym nie istnieje, a chwila obecna jest wszystkim, co ma dla nas realne znaczenie.
Czyż chrześcijaństwo nie zakłada w gruncie rzeczy tego samego?
Jeżeli przyjmiemy, że istotą chrześcijaństwa jest miłowanie, gdyż sam zostałem wcześniej umiłowany. To jak mogę kochać w przyszłości? Jak mogłem kochać w przeszłości?
Nie! Przenigdy! Kochać mogę tylko tera! Tu i teraz!
Jeżeli nadejdzie chwila, o której myślę że będzie w przyszłości, to będzie ona teraźniejszością. Będzie teraz! Jeżeli chwila obecna minie, to nie mogę kochać kogoś pięć minut wcześniej, gdy wręcz plułem na niego. Nie. Liczy się tylko teraz!
Jestem zauroczony tym TERAZ, które głosi zen. To w moim odczuciu największy imperatyw aby żyć świadomie. Aby nieustannie poznawać siebie. Aby wchodzić w coraz głębsze pokłady siebie, gdzie spotykam Boga, Istnienie, Pełnię i Pustkę, Takość, Miłość…
Wiele dobra Panie Pawle
Zbyszek
Drogi Panie Zbyszku
Dziękuję za komentarz. Prawdopodobnie Pan Pan rację.
Jeżeli chodzi o czas: przeszłość, teraz i przyszłość to przyznam się,
że ja tego nie czuję. Jeżeli kochałem w przeszłości, to dla mnie jest to bardzo ważne i teraz też tym żyję. Przeszłość jest dla mnie bazą do dalszego miłowania. Nie potrafię zapomnieć i nadal kocham. Historia jest dla mnie bardzo ważna, choć patrzę
w przyszłość. Prawdopodobnie nie czuję tej części filozoficznej ZEN i chyba pozostanę przy swoim.
Dziękuję za życzliwość. Pańskie odczucia honoruję i szanuję. Pozdrawiam. Paweł