Wczorajsze pytanie: Czy Bóg-Ojciec ma służyć człowiekowi dotyczyło Stwórcy. W konkluzji rola Boga jest inna. On jest konstruktorem Wszechświata i w nim roli człowieka. Bóg służy człowiekowi przez stałe podtrzymywanie świata i życia w jego istnieniu. Jego bezpośrednia pomoc dla człowieka jest bardzo dyskretna. Mówiąc językiem kolokwialnym. Bóg nie chce na ten temat rozgłosu. Jego „zadania” są z innej półki.
W zamyśle Boga była/jest koncepcja wzajemnej pomocy w relacjach międzyludzkich opartych na wzajemnej miłości i chęci czynienia dobra. Koncepcja ta została w pełni pokazana w postaci Jezusa. Jak głoszę, Jezus był przede wszystkim Człowiekiem. Jego wyniesienie do Aktu działające zostało dokonane dopiero na krzyżu. Do ostatniej minuty życia Jezus był Człowiekiem (historycznym). Ewangelista Marek pisał o Jezusie: Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10, 45). Jezus był uosobieniem miłości. Rozumiał to słowo w sensie relacji interpersonalnej jak i istoty tego słowa. Jezus nauczał, co to jest miłość i na czym ona polega. Miłość jest motorem życia i wszystkiego co dotyczy życia. Przez miłość człowiek staje się aktywny do dobrych uczynków. Pan jest Stwórcą i dawcą łask (usprawnienia, talenty, świadomość, uzdolnienia). Człowiek natomiast może być dawcą dobra. Jezus nie tylko nauczał, ale na własnych przykładach pokazywał jak pokazywać miłość drugiemu człowiekowi. Oddawanie się drugiemu człowiekowi w posłudze jest dobrowolną służbą względem niego. Jezus nie tylko zachęcał, ale wskazywał, że jest to obowiązek, bo człowiek nie żyje sam dla siebie, ale tworzy społeczeństwo, ród, rodzinę. Jeden drugiemu powinien służyć. Bogaty ma nakarmić głodnego, a biednego odziać. Jezus nauczał, że człowiek ma obowiązek upominać błądzącego brata swego. Tak więc rola człowieka względem drugiego jest wielka i znacząca. Człowiek człowiekowi jest potrzebny, a nawet niezbędny. Prawdopodobnie filozofia stworzenia istot ludzkich nastawiona była na relacje interpersonalne.
Jezus jest Synem Bożym. Tym zaszczytnym tytułem wskazuje się szczególne walory Jezusa, a przemilcza się, że każdy człowiek, nawet błądzący jest też dzieckiem Bożym. Ci, przez grzeszność (niedoskonałość) nie są obdarzani łaską Aktu, którą otrzymał Jezus. Dzisiejsze dywagacje na temat boskości Jezusa są bezpodstawne, np. ks. prof. Tomasz Więcławski (obecnie Tomasz Polak) stracił wiarę w boskość Jezusa. Zupełnie niepotrzebnie. Każdy człowiek ma w sobie naturę Boga, a przez to nie może stracić wrodzonej boskości, największego daru Boga.
Miłość jest motorem życia i wszystkiego co dotyczy życia. Przez miłość człowiek staje się aktywny do dobrych uczynków. Pan jest Stwórcą i dawcą łask (usprawnienia, talenty, świadomość, uzdolnienia). Człowiek natomiast może być dawcą dobra…
Często posługuje się Pan określeniem „funkcjonał dobra, funkcjonał zła, które mają decydujące znaczenie dla człowieka, ludzkości, świata. Właśnie w tym kontekście wydaje mi się być zbyt delikatnym zaznaczenie, iż człowiek: „może być dawcą dobra”.
Myślę, że świadome życie właściwie nie pozostawia alternatywy. „Czynienie dobra” jest sensem życia człowieka. Owszem, w naszym życiu bywa różnie i nazbyt często zdarza się nam być również dawcą zła. Lecz ośmielę się stwierdzić, że takie sytuacje, zdarzenia, czyny, mają miejsce na skutek naszego nie w pełni świadomego przeżywania codzienności. Czyż bowiem rozumiejąc kim jestem, skąd przychodzę i dokąd zmierzam, pozostawia nam logiczny wybór między dobrem a złem?
Nie sądzę, aby pozostawiał Pan alternatywę dla czynienia dobra w życiu człowieka, gdy użył Pan tego stwierdzenia. Proszę wybaczyć, ale zaintrygowało mnie to sformułowanie.
Wiele dobra Panie Pawle.
Zbyszek