Niedawno słowa teologa akademickiego. sprawiły mi wielką radość: Naprawdę sądzi Pan, że nie zdajemy sobie sprawy z problematyczności teologicznych czy filozoficznych tez? Niewiele, a jak dużo i odważnie. Potwierdziły się moje słowa na tym blogu, że wiedzę jaką zdobyłem jest wartością z pewnością znaną teologom akademickim. Różnimy się jedynie tym, że ja mogę wypowiadać i komentować, niemal bezkarnie (wg opinii niektórych: szalony, albo zadufany w sobie, myśli, że pozjadał wszystkie rozumy), własne sądy, a teologów kapłanów obowiązuje dyscyplina doktryny wiary. Tytuł doktora jest pierwszym szczeblem kariery akademickiej i tacy nie zaryzykują kariery. Co innego wielkie postacie, którzy pozwalają sobie na wypowiadanie własnych sądów. Np. Wacław Antoni Hryniewicz OMI (ur. 1936) polski ksiądz katolicki głosiciel nadziei powszechnego zbawienia (apokatastaza – końcowa i ostateczna odnowa całego stworzenia poprzez przywrócenie mu pierwotnej doskonałości i bezgrzeszności lub nawet przewyższenie tego pierwotnego stanu. Potocznie apokatastaza nazywana jest ideą pustego piekła). Były ksiądz, prof. rektor Tomasz Węcławski na którego książkach klerycy uczyli się teologii fundamentalnej, utytułowany i umocowany w kościelnych strukturach, doszedł do własnych przekonań religijnych – musiał odejść z kapłaństwa. Oto jego słowa: teolog jest od tego, żeby ciągle stawiać niewygodne pytania i burzyć pewne obrazy. Doktorat z teologii zrobił w Rzymie. Gdy habilitował się na krakowskiej Papieskiej Akademii Teologicznej, miał 35 lat. W 1997 r. został członkiem watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej.
Osobą „niepokorną” i kontrowersyjną był ks. Józef Tichner, który balansował na granicy doktryny wiary.
Odważny był ks. prof. Józef Kudasiewicz (recenzent dwóch moich książek), który niejednokrotnie wypowiadał się publicznie na temat infantylności wiary i fałszywej pobożności.
Do odważnych można zaliczyć ks. Adama Bonieckiego, który mi co prawda nie pomógł, ale miał odwagę przyznać się, że moje opracowania teologiczne go przerosły.
W Kościele jest wielu niepokornych kapłanów, których i ja nie popieram, jak ks. Piotr Natanek.
Z osobami ze świata akademickiego próbowano dyskutować i zachęcano ich do zmiany stanowisk. Niestety, ze mną, osobą świecką nikt się nie liczy (jak mi się zarzuca: pachnie to intelektualną pychą a la Hegel). Kościół potrafi ranić i niszczyć wszelkie niepożądane dla siebie inicjatywy.
Wielu protestanckich (innowiercy) i prawosławnych (dyzunici) kapłanów uważa się za dysydentów wiary chrześcijańskiej.
Drogi Panie Pawle
Wczoraj, na kilka chwil przed wyjściem do pracy, przeczytałem słowa Pana komentarza do mojego wpisu sprzed kilku dni. Nie miałem już możliwości, aby natychmiast zareagować. Dzisiejszy Pana wpis na blogu, który rozwija tamte słowa sprawia, że jeszcze bardziej pragnę zabrać głos.
Może zbyt lichą pociechą będzie, w kontekście bólu jakiego Pan doświadcza od ludzi kościoła, którzy przedkładają przywiązanie do poglądów spętanych kagańcem prawomyślności ponad własne dociekania, którzy bardziej cenią “spokój” chodzenia utartymi ścieżkami wiary, ponad odwagę dążenia do prawdy, która przecież zawsze przed nami …, lecz pragnę, aby Pan właśnie w takich chwilach pamiętał, że my również istniejemy.
My, którzy codziennie chłoniemy i doceniamy Pana trud bycia “na pierwszej linii”. Którzy w Pana śmiałych próbach znalezienia odpowiedzi na pytania, które Go nurtują, rozpoznajemy własne, często nie wyartykułowane przemyślenia w sprawach dla nas najistotniejszych. Którzy rozpoznając sercem w Pana tekstach ziarenka prawdy, otrzymujemy nieustany impuls, aby codziennie kształtować własne życie na nowo…
Piszę w liczbie mnogiej, gdyż obserwując codziennie pomnażaną liczbę osób odwiedzających Pana blog, jestem w stanie sobie wyobrazić, co sprawia, że każdy z nas powraca tutaj nieustanni od miesięcy i lat.
Proszę być spokojnym! W słowach, które tutaj zawarłem, nie ma cienia idolatrii. Filozoteistyczny ogląd wiary uznaję również za własny!
Jestem Panu nieustannie wdzięczny za to, że codziennie “otwiera Pan moje oczy” na Prawdę. Że dzięki Panu uczę się, jak poszukując Prawdy nie burzyć i dzielić, lecz udoskonalać i łączyć.
Z życzliwym współczuciem zostawmy zatem dołujące nas emocje tym, którzy na nich budują poczucie własnej podmiotowości. My przecież wiemy, że liczy się jedynie bycie w drodze, wierność temu, co w głębi serca rozpoznajemy jako cień Prawdy. Jak mówi mądrość Wschodu: Zranić w nas można jedynie nasze iluzoryczne, niedoskonałe ego, gdyż nasze prawdziwe “ja” zanurzone jest w doskonałym, niezniszczalnym Istnieniu.
Mam nadzieję, że w tych trudnych doświadczeniach odrzucenia i niezrozumienia, odczuwa Pan naszą życzliwość.
Wiele, wiele dobra. Zbyszek
Takie prezentu urodzinowego nie spodziewałem się. Dziękuję