Kuszenie Jezusa (Mt 4,1–11; por. Mk 1,12n; Łk 4,1–13) to typowy literacki obraz ewangeliczny, niewyrażający faktografię wydarzenia, ale jest pewnym przekazem teologicznym. Dlaczego Ewangeliści decydowali się na obrazowania religijne kosztem przekazu prawdziwych zdarzeń? Co chciano uzyskać tym tekstem? Autorzy chcieli tym opisem udowodnić, że Jezus nie podlega kuszeniu.
Prawdopodobnie Jezus często usuwał się w miejsca ustronne, aby się modlić i nabierać sił przed trudami ewangelizacyjnymi. Podobnie będzie postępował papież Jan Paweł II. Wielu pytało, co Jezus robi na pustkowiu sam. Jego osamotnienie stało się motywem kompozycji literackiej. Chciano wykazać, że każda z trzech pokus miała na celu swoiste nakłonienie Jezusa do oświadczenia, że jest Mesjaszem.
Scena kuszenia jest wielokrotnie przypominana w Kościele podczas celebracji mszalnej. Wierni przeżywają ją niemal namacalnie. Czy godzi się wykorzystywać ludzkie emocje do koncepcji zmyślonych? Nie ma co się dziwić. Wszystkie religie bazują na ludzkich emocjach. Wierni sami tego pragną. Lubią karmić się przeżyciami. Religia niejako wychodzi na przeciw ich oczekiwaniom. Religie zostały opracowane przez ludzi, dla ludzi. Dla wielu religia staje się sposobem na życie. Większą uwagę skupia się na kult niż na meritum wiary. Często bywa tak, że celebracja jeszcze trwa, ale Boga już w tym nie ma (np. orgie sakralne). Ludzie lubią bawić się, śpiewać i radować. Często Bóg jest tylko pretekstem do zadymy.
Wśród zwykłych ludzi są i tacy, którzy faktycznie potrzebują iteracji z Bogiem. Ich przeżycia są inne, nietuzinkowe (św. Teresa Wielka). Na ich twarzach odmalowane są pragnienia Boga. Dochodzi do ekstazy i mistyki. Niejednokrotnie kończy się to lewitacją lub innymi paranormalnymi zachowaniami.
Jeżeli znamy motywy perykopy, to założony cel autorów wskazuje, że jest tylko pobożnym życzeniem. Jezusa chciano ubrać w szaty Mesjasza. On sam nie czuł się nim być. Dlatego pytał wielokrotnie: za kogo mnie uważacie? Dziwił się, bo celem Jego nie było ratowanie rodaków z politycznej niewoli, a jedynie duchowe przybliżenie ich do Boga. Twórcy religii chrześcijańskiej mieli własne koncepcje. Jezus był tylko pretekstem doktryny. To smutne, że wypacza się tak wspaniałą postać historyczną. Kto ma możliwość przybliżyć się do prawdziwego Jezusa, bez skazy doktrynalnej, nie będzie mógł się Mu oprzeć i z nim pozostanie do końca.