Mimo, że napisałem “moje prace pozostały tylko żałosną literaturą” wracam do moich prac. Nie pytajcie dlaczego? Muszę.
Żeby zrobić sobie przyjemność wrócę do tematu szczególnie mi bliskiego, a mianowicie pogranicza filozofii i nauki. Nie kryję, że filozofia jak i nauka są dla mnie bardzo bliskie. Nauka daje wiedzę, a filozofia i religia nadają badaniom sens.
Lubię wracam do czasów wcześniejszych, w których rodziła się nauka. Zawsze przeżywam na nowo działanie żurawia, które umożliwia podnoszenie dużych ciężarów małą siłą. Fascynuję się każdym prawem fizycznych. Zapisy matematyczne zjawisk mają w sobie magię. Wzory matematyczno-fizyczne traktuję jak urządzenia do których wrzuca się materiał a wychodzą produkty. Podobnie działają wzory matematyczne. Tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale równanie kwadratowe zawierają w sobie tajemnicze punkty zerowe. Obraz graficzny funkcji ujawnia piękność zapisów. Moja miłość do fizyki i matematyki owocowała jak uczyłem fizyki w liceum. Niektórzy uczniowie przejmowali ode mnie moją pasje. Pewnego razu matka mojej uczennicy zapytała: “co ja takiego zrobiłem, że moja córka nienawidząca fizyki teraz ją pokochała”. Chwalę się, ale była to prawda. Jak byłem uczniem 4 klasy podstawowej, pamiętam, że na lekcji z zajęć ręcznych przyszła w zastępstwie polonistka. Dała wszystkich jakieś zajęcia i czekając na wynik opowiadała żarliwie o Grażynie Mickiewicza. Byłem zauroczony tekstem, sposobem przekazu. To było aktorstwo czystej wody. Nauczyłem się wtedy sposobu przekazu. Wiedza musi wypływać z wewnętrznej miłości do przedmiotu. Wtedy to nie tylko wiedza, to theatrum przeżyć.
O przełomie w nauce w wiekach od XVI do XX mogę bez przerwy czytać
te same teksty. Dla mnie to coś w rodzaju filmu sensacyjnego. Tyle w nich akcji, momentów zwrotnych, odkryć, sensacji. Mimo, że nie cenię wysoko swojej “literatury”, to chcę dzielić się z Wami moją pasją.