Człowiek jest istotą, która ma ciało oraz duszę. Jedno i drugie z racji różnej natury posiada własne potrzeby. Szczęśliwy człowiek, który potrafi zaspokoić obie te strefy. Jezus mówiąc: “Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16,26) wskazuje, że strefa ducha jest ważniejsza. Ciało jest powłoką duszy i służy do prokreacji. Na ziemi spełnia bardzo ważną funkcję której nie można bagatelizować ani marginalizować. Kto to czyni, dochodzi do ruiny cielesnej. Wraz z ciałem cierpi i dusza. Ciało ludzkie, powłoka cielesna ma swoje i przyjemności. Kto ma zdrowe podejście do życia dba o jedno i o drugie. Podstawową funkcją człowieka jest czynić dobro i spełniać zamysły Boga. Człowiek ma propozycje z szerokiego spektrum działalności. Bóg nie narzuca człowiekowi sposobów ich realizacji. Ważne jest, aby człowiek był aktywny, twórczy, przydatny. Po śmierci zda relację ze swych uczynków, zamierzeń oraz porażek. Bóg pragnie realizacji duchowej człowieka. Chodzi o odczytanie przez człowieka istnienia Stwórcy i wejście z Nim w interakcję, zażyły stosunek. Warunkiem jest wiara w Boga. Kto ma wątpliwości to znaczy, że ciągle jest w drodze. Szukanie Boga może zająć nawet całe życie. Bóg jest Bogiem «zazdrosnym»: “Jahwe bowiem, twój Bóg [przebywający] pośród ciebie, jest Bogiem zazdrosnym” (Pwt 6,15; por. Wj 20,5; 34,15; Joz 24,19; Na 1,2), to znaczy, że pragnie człowieka dla siebie samego. Wie, że tylko przy Nim człowiek będzie szczęśliwy.
Jezus zgodził się na uznanie Go przez uczniów za Mesjasza. Teraz sam chciał pokazać w jakiej jest relacji z Bogiem. Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i jego brata Jana na górę Tabor i tam dokonał przemienienia. Nastąpiła antycypacja (ukazanie) przyszłych Jego zdarzeń. Pokazał się uczniom w chwale Ojca, jaka Go czeka. Postacie Mojżesza i Eliasza miały autoryzować powagę przemienienia. Uczniowie usłyszeli też słowa samego Boga: “To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” (Mt 17,5). Jezus odkrywa karty. Uczniowie coraz bardzie poznają Jezusa. Jeszcze nie do końca rozumieją całości. Uczniowie przechodzą etapy poznawalności Boga. Im bardziej są otwarci, tym więcej rozumieją. Póki co, dopiero trzech uczniów dostąpiło tego zaszczytu. Inni muszą jeszcze poczekać. Jezus prosi ich o dyskrecję: “Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie” (Mt 17,9). Znamienne, że aż do zmartwychwstania. Wtedy Jezus dostąpi pełnej Chwały Ojca i będzie z Ojcem w jednym Akcie działającym.
Każdemu dany jest inny poziom wiedzy religijnej. To znamienne tym bardziej, że obowiązuje do dnia dzisiejszego. Być może dlatego, tak trudno mówi się o Bogu. Niektórzy słuchają, ale nie słyszą i nie rozumieją. Ci, którzy to wiedzą nie narzucają wiary siłą, nakazem, ale cierpliwością i miłością. Trzeba najpierw otworzyć wrota duszy ludzkiej. Przygotować ją do poznania Niepoznanego, Nieogarnionego, Niezwyczajnego. Bóg jest istnieniem sam w sobie. Przez nikogo niewykreowanym. Jest dla człowieka wieczną tajemnicą. Nie należy się łudzić – nigdy nie będzie dogłębnie zbadaną.
Kiedy Jezus i Jego uczniowie schodzili z góry Tabor, gdzie odbyło się “Przemienienie Jezusa” (Mt 17,1–8), rozmawiali ze sobą. Zapytano Jezusa: “Czemu więc uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?” (Mt 17,10). Odpowiedź była niełatwa i trochę krępująca dla Jezusa. Krążyły pogłoski, przepowiednie, proroctwa o przyjściu kogoś, ale nie było to jasne. Jezus skorzystał, że wymieniono w pytaniu Eliasza i zgodził się: “Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał” (Mt 17,11–12) myśląc o sobie. Uczniowie jednak nie zrozumieli Jezusa. Jak pisze Mateusz: “Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu” (Mt 17,13).