„Jestem, który jestem” – inspiracja dynamicznej teorii budowy Wszechświata

          Biblia to nie tylko zbiór tekstów religijnych – to także duchowy pejzaż człowieka poszukującego sensu, prawdy i obecności czegoś większego niż on sam. Wśród jej kart znajdują się wersety o niezwykłej mocy – działają niczym iskra zapalająca głębsze przemyślenia. Jednym z takich fragmentów są słowa Boga wypowiedziane do Mojżesza przy gorejącym krzewie: „Jestem, który jestem” (Wj 3,14).

          Z pozoru proste, niemal tautologiczne zdanie skrywa głębię, której nie sposób wyczerpać jedną interpretacją. To nie tylko literalna wypowiedź Boga – raczej duchowy wgląd autora tekstu, może objawienie płynące z natchnienia, a może filozoficzna próba uchwycenia tego, co przekracza słowa. To nie tyle informacja, co wyzwanie rzucone ludzkiemu rozumowi do zrozumienia samego Istnienia.

          Prawda objawiona w tym wersie nie poddaje się empirycznemu pomiarowi, nie daje się ująć zmysłowym poznaniem. Nie oferuje obrazu Boga, Jego opisu ani przymiotów – odsłania jedynie samo istnienie. Czyste istnienie, bez epitetów. I właśnie dlatego te słowa poruszają – bo nie spełniają ludzkiego pragnienia konkretu, lecz prowokują do kontemplacji tajemnicy.

          W klasycznej filozofii istnienie wiązano z bytem – z tym, co posiada substancję, przymioty i granice. Dla Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu byt to „to, co jest”, zaś Bóg to „czysty akt istnienia” – actus purus. Tymczasem w biblijnym „Jestem, który jestem” pojawia się sugestia, że istnienie Boga jest czymś radykalnie odmiennym: nie tylko «jest», ale Jego sposób istnienia przekracza wszelkie ludzkie kategorie.

          Ten werset wskazuje, że Bóg nie istnieje jak człowiek – jako jeden z bytów pośród innych. On jest ponad bytem. Jego niewidzialność, niedotykalność i niesłyszalność nie świadczą o nieobecności. Wręcz przeciwnie – Jego obecność objawia się poprzez skutki działania. To one stają się śladami, echem Jego istnienia – nie dowodami w sensie naukowym, lecz świadectwami duchowej obecności.

          Bóg przypomina niewidzialny wiatr – sam nieuchwytny, ale dostrzegalny poprzez poruszenia, które wywołuje. Jego obecność można rozpoznać w historii, w przemianach duchowych, w wewnętrznej ciszy. To obecność, która nie potrzebuje słów – milcząca, a jednak wyraźna. Bóg nie przemawia tak, jak człowiek by tego oczekiwał – donośnie, jednoznacznie, zmysłowo. Jego sposób komunikacji wymaga ciszy, skupienia i wewnętrznej wrażliwości.

          Martin Heidegger pisał o „zapomnieniu bycia” – o tym, że człowiek skupia się na rzeczach, zapominając o samym fakcie ich istnienia. Tymczasem to właśnie owo „bycie” – czyste istnienie – może być najgłębszym doświadczeniem religijnym. Søren Kierkegaard podkreślał, że relacja z Bogiem nie opiera się na wiedzy, lecz na wierze – na skoku w to, co przekracza rozum. W tym świetle „Jestem, który jestem” staje się wezwaniem  nie do rozumienia, a zaufania

          Ten biblijny werset nie zamyka się w definicji – otwiera przestrzeń. Nie jest opisem Boga, lecz zaproszeniem do duchowej wędrówki. Do uznania, że Bóg nie musi być „osobą” w ludzkim sensie, ani bytem możliwym do uchwycenia percepcją. Może być czymś bardziej fundamentalnym – tym, co umożliwia istnienie wszystkiego innego. Jak światło, które nie jest bezpośrednio widoczne, lecz dzięki któremu można widzieć wszystko inne.

          Dlatego właśnie te słowa pozostają źródłem nieustannej inspiracji – nie dlatego, że coś wyjaśniają, lecz dlatego, że pozostają tajemnicze. Może bowiem najgłębsza prawda nie polega na tym, co można wypowiedzieć, lecz na tym, czego można doświadczyć – w ciszy, w działaniu, w śladach pozostawionych przez to, co niewidzialne, a jednak realne.

          Słowa „Jestem, który jestem” stały się dla mnie również inspiracją dla dynamicznej teorii budowy Wszechświata – próby powiązania rzeczywistości widzialnej z fizyką kwantową. Niosą w sobie nie tylko metafizykę istnienia, lecz również impuls do myślenia o strukturze rzeczywistości w sposób wykraczający poza materialne rozumienie bytu.

          W tym kontekście „Jestem, który jestem” można odczytać nie tylko jako religijną deklarację, lecz także jako metafizyczną formułę istnienia – pierwotne równanie, którego sens wykracza poza język, logikę i znane prawa fizyki. Stanowi fundament nie tylko dla teologii, ale również dla nowoczesnego myślenia o rzeczywistości jako dynamicznej, otwartej i pełnej potencjalności.

          Z tej perspektywy Bóg jawi się nie jako byt zawieszony ponad światem, lecz jako warunek możliwości samego świata – jak niewidzialna matryca, dzięki której to, co istnieje, może zaistnieć. W analogii do współczesnej fizyki kwantowej – gdzie cząstki są jednocześnie falą i cząstką, a sam akt obserwacji wpływa na stan rzeczy – obecność Boga mogłaby być rozumiana jako pole potencjału, czyste „bycie”, z którego wszystko inne czerpie swoją formę.

          Być może to właśnie ten werset – „Jestem, który jestem” – najpełniej oddaje granicę między poznawalnym a niepoznawalnym. Jest echem, które nie przynależy do żadnej epoki ani szkoły myślenia. Jest momentem, w którym rozum milknie, a duch zaczyna słuchać.

          Bo być może na końcu całego poznania – nauki, filozofii i religii – nie czeka definicja, lecz obecność. Nie taka, która mówi: „oto jestem”, lecz taka, która po prostu jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *