Pytanie o prawdę towarzyszy człowiekowi od zarania filozofii. Od starożytności myśliciele zastanawiali się, czy prawda jest w ogóle dostępna, a jeśli tak – w jakim sensie można ją uchwycić. Odpowiedzi, jakie na to pytanie dawali filozofowie, są niezwykle różnorodne i odsłaniają zarówno nadzieje, jak i ograniczenia ludzkiego poznania.
Dla Arystotelesa i Tomasza z Akwinu prawda polegała na zgodności myśli z rzeczywistością. W tym klasycznym ujęciu nasze sądy są prawdziwe wtedy, gdy wiernie odzwierciedlają stan rzeczy. To rozumienie, znane jako teoria korespondencyjna, stało się fundamentem tradycyjnej filozofii prawdy i sugeruje, że człowiek ma do niej dostęp – o ile potrafi trafnie uchwycić rzeczywistość.
Sceptycy, jak Pirron czy Montaigne, podważali ten optymizm. Ich zdaniem nasze zmysły i rozum są zawodne, dlatego nie możemy osiągnąć pewnej wiedzy. Możemy co najwyżej opierać się na tym, co prawdopodobne. W ich wizji prawda jawi się raczej jako idea, do której dążymy, niż rzeczywistość, którą kiedykolwiek w pełni posiądziemy.
Jeszcze inne podejście reprezentował Kant, a za nim Nietzsche i współcześni konstruktywiści. Uważali oni, że prawda nie jest czymś gotowym i niezależnym, lecz zależy od tego, jak człowiek postrzega świat i nadaje mu sens. To nasze kategorie poznawcze i język kształtują to, co uznajemy za prawdziwe. W tym sensie dostęp do prawdy nie polega na odkrywaniu jej w świecie takim, jaki jest, ale na sposobie, w jaki świat konstruujemy w myśleniu.
William James i John Dewey proponowali podejście pragmatyczne: prawda jest tym, co się sprawdza, co działa i ułatwia życie. Nie ma więc charakteru absolutnego, ale praktyczny. W takim ujęciu prawda jest dostępna, lecz nie jako metafizyczny ideał, lecz jako narzędzie, które pozwala człowiekowi lepiej radzić sobie w świecie.
Hermeneuci, jak Hans-Georg Gadamer czy Jürgen Habermas, widzieli prawdę w procesie rozmowy i interpretacji. Ich zdaniem nigdy nie posiadamy jej w pełni, ale możemy do niej stopniowo się zbliżać. Prawda jest tu ruchem, procesem, dialogiem, a nie raz na zawsze uchwyconą treścią.
Ta różnorodność stanowisk pokazuje, że prawda jest kategorią niejednoznaczną, a jednocześnie fundamentalną. Nie można jej zredukować do jednej definicji – pozostaje tematem nieustannych sporów i badań filozoficznych.
Na tym tle można postawić pytanie bardziej konkretne i zarazem prowokujące: czy prawdą jest, że Bóg stworzył świat z egoizmu, pragnąc dać znać, że istnieje? Odpowiedzi różnych tradycji religijnych wskazują, że problem jest bardziej złożony, niż mogłoby się wydawać.
Chrześcijaństwo odrzuca taką interpretację, twierdząc, że Bóg stworzył świat z miłości, a nie z potrzeby udowodnienia swojego istnienia. Klasyczna teologia głosi, że Bóg jest pełnią bytu, niczego nie potrzebuje, a stworzenie jest wolnym aktem, dzięki któremu inne byty mogą istnieć i uczestniczyć w dobru. Podobnie w judaizmie i islamie podkreśla się, że Bóg jest samowystarczalny; stworzenie nie wypływa z braku, lecz z wolności i woli objawienia. Znane islamskie powiedzenie: “Byłem ukrytym skarbem i chciałem być poznany” (literatura suficka bez źródła) można rozumieć nie jako wyraz egoizmu, lecz jako przejaw chęci dzielenia się istnieniem.
Filozofowie proponowali także własne ujęcia. Leibniz uważał, że Bóg stworzył „najlepszy z możliwych światów”, a więc kierował się doskonałością moralną. Nietzsche przeciwnie – widział w idei Boga projekcję ludzkich pragnień. W takim ujęciu pytanie o egoizm Boga odsłania bardziej ludzką psychologię niż metafizyczną prawdę.
Zestawienie tych stanowisk prowadzi do ważnego wniosku. Jeśli Bóg istnieje jako Byt absolutny, nie można mówić o egoizmie, ponieważ egoizm zakłada brak i potrzebę, których w Bogu nie ma. Jeśli natomiast Bóg jest wyłącznie konstruktem ludzkiego umysłu, wówczas przypisywane Mu motywacje są odbiciem naszych własnych tęsknot i lęków.
Tak czy inaczej, pytanie o dostępność prawdy pozostaje otwarte. Możemy ją pojmować jako zgodność z rzeczywistością, jako konstrukcję języka, jako praktyczne narzędzie czy proces dialogu. Możemy też rozważać ją w perspektywie religijnej, jako tajemnicę bytu i stworzenia. W każdym z tych przypadków prawda nie jest czymś prostym i jednoznacznym, lecz raczej wyzwaniem – przestrzenią, w której człowiek wciąż poszukuje sensu.
Poznanie prawdy od zawsze intrygowało mnie i dostarczało szczególnego rodzaju emocji — emocji intelektualnych, głębokich, niemal egzystencjalnych. Z biegiem lat odkryłem, że poszukiwanie Prawdy stało się nie tylko moją pasją, lecz sposobem na życie. Pytanie o prawdę towarzyszy mi nieustannie — jak cichy, lecz natarczywy głos, który domaga się odpowiedzi.
Fałsz, nielogiczność czy niezrozumienie wywołują we mnie coś na kształt fizycznego bólu umysłu. Kiedy napotykam sprzeczność lub zwykłą niekompetencję, czuję się, jakby ktoś naruszał wewnętrzny porządek mojego świata. Przykładem może być niedawna wizyta „fachowca” od internetu. Mówił żargonem technicznym, którego nie rozumiałem, a jego ton i sposób bycia tylko pogłębiały moje zdenerwowanie. W końcu nie wytrzymałem — wyraziłem swoje niezadowolenie, zapewne niezbyt uprzejmie. Zostałem rozbity, z poczuciem chaosu i bezradności.
Ta moja wrażliwość na prawdę ma też wymiar emocjonalny. Trudno mi rozmawiać z ludźmi, którzy — w moim odczuciu — nie potrafią zrozumieć prostych zdań oznajmujących, którzy gubią sens, zanim zdążą go uchwycić. Na fałszywe wiadomości reaguję gwałtownie, niemal visceralnie (reakcja organizmu), Nie mam cierpliwości do politycznych spektakli, pisowców, do populistów pokroju Trumpa, do propagandy czy pseudonaukowych teorii. Równie trudni są dla mnie fundamentaliści religijni — wszyscy ci, którzy w imię „prawdy” deformują jej sens. Być może to nadwrażliwość. A może po prostu potrzeba, by świat miał sens — by słowa znaczyły to, co znaczyć powinny, a rzeczy były tym, czym są naprawdę.