Wyprawa do Egiptu: dzień dwunasty i trzynasty

1988.11.25       piątek Dzień 12

          O pierwszej w nocy Jacek R. przerwał grę. Położyłem się spać. Do pokoju weszli Krzysiek i Jacek Z., a ja wkrótce zasnąłem. W nocy komary cięły niemiłosiernie. Słyszałem Jacka G., jak klął i palił papierosa – jego również nie oszczędziły. O 6:45 wstałem i poszedłem obudzić Jacka Z. Wracając korytarzem, zobaczyłem leżącą na kanapie postać Zygmunta. Wrócił z Luksoru! Po chwili dołączył do wspólnego śniadania. Pokrótce opowiedział o swoim pobycie w Luksorze i podzielił się spostrzeżeniami. Według nas przepłacił za papirusy (podróbki), ale nie dobijaliśmy go naszymi spostrzeżeniami.

          Grupa Zbyszka pojechała do Gizy i Sakkary, a my wybraliśmy się metrem (bilet – 25 piastrów) do Starego Kairu, zwanego „Starym Egiptem”. Wysiedliśmy na czwartej stacji i udaliśmy się do „Babilonu”. To warowna twierdza, nazwana tak od Babilończyków, którzy niegdyś wzniecili tu powstanie i opanowali to miejsce. Twierdzę otacza fosa.

          W Babilonie skupiają się najstarsze kościoły koptyjskie: św. Sergiusza, Marii Panny i św. Barbary, a także baszta św. Jerzego. Każdego roku, od 20 do 28 czerwca, tysiące chrześcijan i muzułmanów gromadzą się w monasterze Al-Moharrak, gdzie – według legendy – przebywała Święta Rodzina podczas ucieczki do Egiptu. Przez cały tydzień ortodoksyjni Koptowie i muzułmanie wspólnie celebrują święto Dziewicy Maryi (!).

          Jacek G. zwiedził również Muzeum Koptyjskie (1 £ z kartą studenta). Przed twierdzą zrobiliśmy zakupy pamiątek – ceny były stosunkowo niskie. Obok twierdzy zajrzeliśmy do arabskich slumsów, ale bardzo szybko się wycofaliśmy – brud i smród przewyższały naszą ciekawość.

          Wracając do hotelu, wstąpiliśmy na pizzę. Czekaliśmy dość długo, a sama pizza była przeciętna. W hotelu porozmawiałem z Zygmuntem – cudem załatwił sobie odlot do Polski jeszcze tej nocy. Bardzo mnie to ucieszyło. Skończą się jego kłopoty, a i my będziemy spokojniejsi.

          Przed nami Asuan. Nie mogąc doczekać się zamówionego mikrobusu, który miał nas zawieść na stację kolejową udaliśmy się do niej pieszo. Aby dostać się na właściwy peron, musieliśmy pokonać bariery i przechodzić przez tory kolejowe. Zderzenie z pierwszą klasą było szokujące – totalny brud, ławki poprzesuwane, półki ledwo mieszczące małą walizkę, kuchenka zalana błotem, toaleta nie do opisania, okna niemyte, na siedzeniach kurz. Panie bały się siadać i podkładały sobie ręczniki.

          Plecaki umieściliśmy między siedzeniami. Usiadłem z Jolą i Jackiem do brydża. W oddali druga grupa grała drugą talią. W międzyczasie posilaliśmy się kanapkami, kabanosami, pomarańczami i mandarynkami, popijając wodą i Coca-Colą. Poczęstowano nas też wódeczką.

          Nagle poczułem przenikliwy ból górnej i dolnej szczęki. Próbowałem go złagodzić spirytusem, lecz bez skutku. Ataki bólu zepsuły mi nastrój – na szczęście trwały tylko około pięciu minut i ustępowały.

1988.11.26       sobota Dzień 13

          Głęboką nocą koledzy zasnęli, a ja przeniosłem się do towarzystwa Zbosia. Popijaliśmy alkohol, a po chwili do rozmowy dołączyli Chabikowie. Rozmawialiśmy aż do piątej rano. Potem znalazłem jeszcze puste miejsce i próbowałem zasnąć. Ostry atak bólu szczęk tak mnie zmęczył, że w końcu zasnąłem.

          O 8.30 wróciłem do rozbudzonego towarzystwa. Po śniadaniu znów zaczęliśmy grać w brydża. Dopiero przed pierwszą dotarliśmy do Asuanu. Byliśmy brudni, spoceni i z pełnymi pęcherzami. Na stacji czekaliśmy na Jacka R. i Z., którzy poszli załatwić hotel.

          Prysznic przywrócił nam normalny wygląd i dobre samopoczucie. Na obiad zjedliśmy kanapki i wypiliśmy herbatę. Znów zacząłem odczuwać ból szczęk. Koledzy wyszli na spacer, a ja położyłem się. Ich powrót mnie obudził, a ból zaostrzył się. Popijałem colę, wziąłem dwa Gardany, a potem Relanium – i zasnąłem.

          Jacek G. wreszcie sprzedał swoje stare ubranie za 12 dolarów oraz śpiwór. Przyniósł do hotelu bębenek tam-tam i był zadowolony, że jego bagaż się zmniejszył.

Kolację zjedliśmy wspólnie. Krzysztofowi zaśpiewaliśmy „Sto lat” z okazji urodzin. Ewa Chabik zajrzała mi do gardła, a Roman podał mi Biseptol – zażyłem dwie tabletki. Nie wiedziałem, ze mam uczulenie na to lekarstwo i że zacznie się mój nowy dramat.

          Wieści z bazaru były mizerne: wszędzie pełno tandety, a owoce droższe niż w Kairze. Na noc położyłem się tylko w prześcieradle, bez przykrycia – było ciepło, a powietrze wspaniałe. Gdyby nie moje dolegliwości, czułbym się znakomicie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *