Ewangelia wg św. Marka cz. 18

          Jezus kochał dzieci. Dostrzegał w nich ikonę człowieka, który z dziecięcym zawierzeniem zwraca się do Boga-Ojca. W perykopie “Jezus błogosławi dzieci” (Mk 10,13–16; Mt 19,13–15; Łk 18,15–17)  napisano: “Kto nie przyjmuje królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Mk 10,15). Nie znaczy to, że Jezus popiera tanią, infantylną relację człowieka z Bogiem. W niej kryje się relacja oparta na miłości. Można ją wyrażać na różne sposoby, ubogacając ją duchowymi przeżyciami, słowną poetyką, trwaniem w uwielbieniu. Do Boga można zwracać się śpiewem, adoracją, przyozdobionym kultem (np. ołtarze budowane na potrzeby obchodów święta Bożego Ciała), sypaniem kwiatów. Trzeba koniecznie odróżniać te piękne gesty od kiczowatej, histerycznej obrony krzyża (przykład z Warszawy), biczowania się czy auto ukrzyżowania. Czyny takie nie mogą podobać się Bogu, bo nic dobrego nie wnoszą. Są moralnie obojętne (adiafora). Wszelkie przejawy histerii są dobrowolnymi czynami, które zaspakajają przede wszystkim własne potrzeby emocjonalne. Dobrowolne ukrzyżowania wręcz obrażają Boga. Są karykaturą Ofiary Jezusa Chrystusa. Epatuje się cierpienia, a nie owoce Męki Pańskiej. Cierpienie samo w sobie jest złem, a nie dobrem. Kościół powinien odcinać się od takich praktyk.

       W Ewangelii Mateusza napisano: “[Jezus] włożył na nie [dzieci] ręce i pomodlił się za nie (Mt 19,13). Można zapytać w jakim celu to uczynił? Pokazał jak ważna jest modlitwa tych małych, czystych istot. Bóg oczekuje modlitw, bo one są wyrazem ludzkiego stosunku do Stwórcy. Proszę pamiętać, że nie dla zabawy Bóg powołał człowieka, ale do chwały. Jestem przekonany, że nie wszyscy zdają sobie z tego sprawy kim są naprawdę dla Boga. Kiedy mówi się, że są „dziećmi Bożymi”, to jest to tylko częściowa prawda. Bóg ma względem ludzi wielkie plany, które sobie trudno wyobrazić (np. trzeba będzie obrobić Nową Ziemię). Trzeba okazać cierpliwość i uczynić wszystko, aby spełnić oczekiwania naszego Ojca.

          Trzeba jasno powiedzieć, że powołany nowy człowiek nie jest dziełem skończonym. Stwórca pozostawia mu czas na samodoskonalenie i szlifowanie własnej duszy.Ta kooperacja stwarza możliwość, aby dusza ludzka mogła w pełni połączyć się z naturą Boga.

          Do Jezusa: “przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Mk 10,17). Jezus odpowiada: “Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg” (Mk 10,18). Podobnie przedstawia to Ewangelia Mateusza: “Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne? Odpowiedział mu: Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry” (Mt 19,16–17) a także Łukasza. Z trzech zapisów perykopy “Bogaty młodzieniec” (Mk 10,17–22; Mt 19,16–22; Łk 18,18–23) można wydobyć sens problemu. Jezus chciał podkreślić znaczenie pojęcia „być dobrym”. Ono jest zarezerwowane jedynie dla Boga-Ojca. Zgoda, ale czy Jezus nie „był dobry”? Według boskiej skali – nie. Za życia był Człowiekiem, a więc narażony był na grzechy. Wielokrotnie opisywane są w ewangeliach ludzkie zachowania Jezusa. Podlegał on ludzkim emocjom. Płakał, krzyczał, wyzywał, odpowiadał niegrzecznie, a nawet stać Go było na rękoczyny. Oczywiście skala takich zachowań była minimalna w okresie Jego działalności i wobec dobra jakie czynił. Ujawnianie ludzkiej postawy Jezusa podkreśla Jego Człowieczeństwo. Dobrze, że same ewangelie to pokazują. Tym samym same odsuwają mit o boskim narodzeniu Jezusa. W Betlejem narodził się Człowiek, nie Bóg. Na krzyżu umarł Człowiek, nie Bóg. Na końcu Człowiek został powołany do Chwały Ojca. Chwała Ojca u Jezusa ukazana jest w tym samym Akcie działającym. Ojciec i Syn działają z jednej woli Ojca. Jedność w działaniu (dynamiczny obraz Boga). Ontologicznie każdy pozostaje sobą. Te stwierdzenia wielokrotnie powtarzam, aby zagadnienie Trójcy Świętej (do Ojca i Syna dołącza się jeszcze Duch Święty) było czytelne i zrozumiałe.

          Jezus odpowiada młodzieńcowi, że aby osiągnąć wieczność wystarczy wypełniać przykazania Boże. Młodzieniec chce czegoś więcej. Chce poczucia wielkości, bohaterstwa, doskonałości i wywyższenia. Nie chce być byle kim. Ma aspiracje. Czy to dobrze? Dobrze. Aspiracje są motorem postępu. Każdy ma prawo do sukcesów i zaszczytów. Nie jest niczym złym „robić” karierę.

          Nadzwyczajność wymaga nadzwyczajnych środków. Jezus ujawnia: “Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mt 19,21; por. Mk 10,21).  Dla młodzieńca taka perspektywa jest szokująca. Jego temperament podpowiada mu walkę  z szabelką w dłoniach, a nie uniżenie czy zubożenie. Gdzie tu miejsce na ordery i chwałę? Młodzieniec nie rozumie nauki Jezusa. Nie pojmuje również sensu nastawienia drugiego policzka, oddania płaszcza ubogiemu i ofiarności dla bliźnich. Nauka Jezusa szokowała. Nikt przedtem nie stawiał tak sprawy. Jezus był pierwszym, który ukazał inną perspektywę zamysłu Bożego. Jezus jest podziwiany nie tylko przez wiernych. Uczciwi i rzetelni badacze, spoza kręgów wiernych przyznają, że Jezus był Wielkim i Wyjątkowym Człowiekiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *