Czytając Stary Testament, szczególnie Księgę Rodzaju, trudno nie zauważyć zaskakującego przekazu dotyczącego natury człowieka. Już w początkowych rozdziałach autorzy sugerują, że ludzkość od samego początku skłania się ku złu. Pomijając symboliczną opowieść o grzechu Adama i Ewy, pojawia się wyraźne stwierdzenie: „usposobienie człowieka jest złe już od młodości” (Rdz 8,21). Co więcej, autorzy – hagiografowie – przedstawiają Boga, który gniewa się na stworzenia, które sam powołał do istnienia, i podejmuje decyzję o ich zgładzeniu, jak ma to miejsce w opowieści o potopie.
Taki obraz Boga budzi zdziwienie i głęboką refleksję. Jeśli Bóg jest istotą doskonałą, uosobieniem Miłości i Miłosierdzia, to jak możliwe jest przypisywanie Mu emocji i działań nacechowanych ludzkim gniewem, rozczarowaniem czy zemstą? Kara, jaką jest zagłada ludzkości, zdaje się być sprzeczna z boską naturą, którą opisuje teologia chrześcijańska. Pojawia się więc pytanie: czy te opowieści rzeczywiście oddają Boży zamysł, czy raczej są ludzką interpretacją – próbą zrozumienia tajemniczych i często tragicznych wydarzeń?
Z filozoficznego punktu widzenia, Bóg jako byt absolutny, doskonały i niezmienny, nie powinien podlegać emocjom w takim sensie, w jakim rozumie je człowiek. Gniew, rozczarowanie czy złość to reakcje właściwe istotom ograniczonym – a Bóg, jako istota wszechwiedząca, nie może być zaskoczony postępowaniem człowieka. Zatem jeśli pojawiają się w Biblii opisy Boga „żałującego”, „gniewającego się” czy „karzącego”, należy je traktować jako antropomorfizmy – sposób wyrażania boskich działań w kategoriach zrozumiałych dla człowieka.
Opowieść o potopie może być właśnie takim przykładem. Jest bardzo prawdopodobne, że powstała ona w oparciu o dawne przekazy dotyczące katastrofalnego zdarzenia meteorologicznego, które zostało zinterpretowane jako boska kara. W takim ujęciu autorzy natchnieni nie tyle relacjonowali faktyczne działania Boga, ile wyrażali swoje własne, głęboko ludzkie przeżycia, lęki i intuicje religijne. Ich wizja Boga nosiła ślady ich czasów, kultury i ograniczeń poznawczych.
Nie oznacza to jednak, że przekaz biblijny należy odrzucać jako całkowicie ludzki i pozbawiony wymiaru duchowego. Wręcz przeciwnie – autorzy Starego Testamentu, choć pisali w sposób niedoskonały i osadzony w kontekście swoich epok, mogli w swoim sumieniu odczytywać rzeczywisty niepokój Boga wobec kondycji moralnej człowieka. Ich zapiski stanowią świadectwo duchowego dialogu człowieka z Bogiem – dialogu, który rozwijał się przez wieki i ostatecznie znalazł swoją pełnię w przesłaniu Nowego Testamentu, w którym Bóg objawia się w sposób ostateczny jako Miłość.
Z perspektywy chrześcijańskiej, najpełniejszy obraz Boga otrzymujemy w osobie Jezusa Chrystusa, który nie przynosi gniewu, ale przebaczenie. To On objawia Ojca jako tego, który „nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył” (Ez 18,23). W świetle tej prawdy możemy spojrzeć na starotestamentowe opowieści nie jako literalne opisy boskich działań, lecz jako drogę ludzkości do głębszego zrozumienia Boga – pełną błędów, prób i odkryć.
Osobiście uważam, że Stary Testament jest nie tyle księgą gotowych odpowiedzi, co księgą pytań. Pytań o naturę dobra i zła, o granice wolności człowieka, o sens cierpienia, o obecność Boga w historii. Te pytania pozostają aktualne również dzisiaj. Być może największą wartością tych starożytnych tekstów jest to, że uczą nas stawiać pytania i szukać – nie z lękiem, lecz z ufnością, że za poszukiwaniem stoi Ktoś, kto od początku wierzy w człowieka, nawet jeśli człowiek sam w siebie nie wierzy.