Gdyby zawiesić prawa fizyki, to co można by zobaczyć we wnętrzu najmniejszej cząstki? Mam na myśli cząstki elementarne – kwarki, leptony, bozony. Według Modelu Standardowego są one punktowe i pozbawione struktury wewnętrznej. Nie kryje się w nich nic, co przypomina materię. To, co się tam ujawnia, opisują jedynie matematyczne funkcje falowe i układy oddziaływań. Nauka mówi jasno: nie zobaczymy „rdzenia”, lecz co najwyżej rozmytą chmurę prawdopodobieństwa. W fizyce kwantowej sama obserwacja zmienia obiekt, a uchwytna rzeczywistość wymyka się definicjom. To czysty paradoks – logika, która staje się nierzeczywista.
A jednak wyobraźnia dopowiada. Gdy zanurzy się wzrok w taką cząstkę, jak w kroplę nieskończonego oceanu, najpierw pojawia się migotanie – nie światło, lecz pulsujące punkty energii, iskry pojawiające się i znikające. Głębiej widać fale – drgania przypominające napięte struny, których rytmu nie uchwyci żaden instrument. Jeszcze dalej wyłaniają się fraktalne (porównaj z budową kalafiora, brokuły, drzewa) wzory – spirale, symetrie, geometryczne formy, odsłaniające kolejne detale w nieskończonym odbiciu. W samym centrum zamiast twardego jądra jawi się «pustka». Nie zimna i martwa, lecz czysta możliwość – przestrzeń, w której może zaistnieć wszystko. To z niej wyłaniają się drgania, światło, znikające cząstki wirtualne.
Patrząc w najmniejszą cząstkę, odnosi się wrażenie, że ogląda się cały kosmos. Jakby we wnętrzu tego, co najmniejsze, odbijał się wszechświat – w formie czystego potencjału.
Czy «pustka» jest boskim tworem pełnym treści? Można odnieść takie wrażenie. «Pustka» niesie ze sobą potencjał – energię w stanie utajonym, albo funkcjonał w dynamicznej strukturze (możność, tchnienie boskie). Być może to właśnie ten «eter» (środowisko dla rozchodzenia się fał elektromagnetycznycj), którego poszukiwał Albert Einstein? Pustka nie znaczy próżnia. Cokolwiek to jest – nosi w sobie boski przymiot: wieczność istnienia. Energię można przekształcać, lecz nie unicestwić. Ona jest wieczna, jak wieczna jest struktura dynamiczna – boska moc, tchnienie, możliwość działania. Akt Stwórcy powołał świat do istnienia i od razu wpisał w niego wieczność.
W Apokalipsie Jana czytamy: „I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły” (Ap 21,1). Mowa tu de facto o odnowieniu aktu stworzenia. Zmienia się jedynie forma istnienia, sama jego istota pozostaje nienaruszona.
Ta myśl przynosi ukojenie wobec wizji totalnego kataklizmu. Ostateczna odnowa nie musi być łagodna, lecz prawa przyrody – jak grawitacja – pozostaną w swej niezmiennej istocie. Wniosek: obiecane zmartwychwstanie jest powrotem do rzeczywistości już stworzonej. Człowiek, powołany do życia w ciele, znów otrzyma ludzką powłokę – bo jako byt czysto duchowy nie czułby się w pełni sobą.
To spojrzenie jest optymistyczne – daje nadzieję, że człowiek powróci do postaci, w której czuje się zakorzeniony. Otrzyma nowe zadania i obowiązki. Świat pełen cierpienia i zła stanie się jedynie bladym wspomnieniem.
A może jest tak, że ludzkość musi doświadczyć zła, aby w pełni poznać dobro – a w nim samego Boga?