A co Pan sądzi o małżeństwach, w których tylko jedna osoba jest wierząca? Czy prawdziwa wiara może tolerować np. deklarowany agnostycyzm drugiej osoby? Patrząc na wiarę jako coś prywatnego i osobistego (tzn relację danej osoby z Bogiem) wydawać by się mogło, że powinno to nie przeszkadzać. Myślę, że przekazanie dzieciom wiary przez jedną osobę, przy biernej współpracy tej drugiej jest również możliwe.
Czy uważa Pan, ze jest to jedna z kwestii, w której należy pozostawić autonomię drugiej osobie, nawet jeśli uważa się jej pogląd za błędny, czy, że jednak jest to różnica “nie do przejścia”? Proszę o opinię.
I jeszcze wracając do wychowania dzieci: Pisze Pan, że dzieciom należy mówić prawdę. Czy więc nie należałoby wyraźnie odkreślić kwestii wiary od kwestii moralności? Przyznaję – ja uświadomiłem sobie, że moja “hierarchia wartości” w postępowaniu względem innych ludzi jest niezależna od wiary, w wieku 24 lat. Wtedy też pojawił się kryzys wiary, bo okazało się, że właściwie nic z niej dla mnie nie wynika. Chciałbym swoim ewentualnym dzieciom tego oszczędzić.
Poza tym, czy nie uczciwiej byłoby mówić dzieciom, że tak naprawdę nie wiadomo, czy Bóg istnieje i że same muszą zdecydować, czy chcą w niego uwierzyć? Mówienie, że “tak jest i koniec” stwarza przecież idealne warunki do buntu. Dając dzieciom wiarę na zasadzie “czegoś pewnego” daje im się coś, czego w przyszłości nie będą potrafiły obronić przez cudzymi sugestiami, a nawet przed własnym rozumem. Czy nie lepiej więc prowokować dzieci do myślenia i do samodzielnego wyboru?
pozdrawiam, Tomasz Kucharczyk
Gdy w małżeństwie jedno z małżonków nie jest osobą wierzącą jest rodzinnym dramatem jeżeli chodzi o wychowanie dziecka. Dziecko przez pierwsze lata jest w moralności heteronomicznej, która charakteryzuje się tym, że to co powiedzą rodzice jest dla nich bezwzględna prawdą. Gdy rodzice nie mówią jednym głosek w umyśle dziecka powstaje zgrzyt (niemalże fizyczny), który może mieć olbrzymie skutki na dalsze lata. W efekcie, za wcześnie dziecko przestaje ufać rodzicom. Rodzice zmuszają go do rozstrzygania, do którego jeszcze nie jest zdolne. Dzieci, siłą rzeczy wybierają to, co jest prostsze, czy atrakcyjniejsze. Przeważnie rodzic wierzący przegrywa na tym etapie wychowania.
Pisze Pan: Przyznaję – ja uświadomiłem sobie, że moja “hierarchia wartości” w postępowaniu względem innych ludzi jest niezależna od wiary, w wieku 24 lat. Wtedy też pojawił się kryzys wiary, bo okazało się, że właściwie nic z niej dla mnie nie wynika. Chciałbym swoim ewentualnym dzieciom tego oszczędzić. Tak może Pan to odbierać, ale dla osoby wierzącej prawdą jest, że nawet osoba niewierzący korzysta z tego, co Bóg wyposażył wszystkich ludzi, a mianowicie w prawo naturalne. Oczywiście osoba niewierząca nie przyjmuje tego do wiadomości. Uważa, że mądrość człowieka wynika z procesów ewolucyjnych.
Kryzys wiary jest rzeczą bardzo naturalną. Człowiek musi sobie wszystko w głowie poukładać. Wiara jest z jednej strony prosta, a z drugiej bardzo trudna. Samo uzmysłowienie sobie, że może istnieć Intelekt (Bóg), który nie ma wyglądu przekracza ludzką wyobraźnię. Trudność ta jest związana z naszą cielesnością. Aby zrozumieć istnienie Intelektu trzeba przekroczyć własne granice poznawcze. Do tego właśnie jest potrzebna łaska Boża, która uzdatnia człowieka do przyjęcia Boga. Bóg jej udziela wszystkim, ale nie wszyscy chcą z niej skorzystać. Przyjęcie łaski zależy od woli człowieka. Bóg niejako dokonuje selekcji wśród swoich stworzeń. Tu ukazuje się pewna ekonomia Bożego zbawienia, która dla nas jest tajemnicą. W każdym razie Bóg daje szanse jednakową każdemu (poza przypadkami chorobowymi). Ci, którzy nie przyjmują łaski Boga nie można potępiać (jak to czynił kościół). Cieszą się oni daną przez Boga wolnością. Z wolnością wiąże się odpowiedzialność. Bez Boga pozostają sami. Sami dla siebie muszą być bogami. To trudne. Z tym problemem nie wszyscy egzystencjaliści sobie radzili. Bez oparcia Bożego człowiek jest zagubiony. Dokąd się zwrócić z pytaniem, z nikąd pomocy. Atrakcyjna wolność ciąży odpowiedzialnością.
Wrócę jeszcze do sprawy przynależności religijnej. Religie stworzyli ludzie. Prawda jest jedna. Nie ważne do jakiej religii się przynależy. Dla Boga ważna jest postawa człowieka względem Niego. Wiele już mądrych to zauważyło, że ekumenizm jest nam zadany. Jedna religia jest celem wszystkich. Na to potrzeba czasu.
Każdy odłam religijny ma coś do zaoferowania. Np. Maryjność w Kościele Prawosławnym może być przykładem dla innych kościołów chrześcijańskich. Kościół chrześcijański może przekazać ludzkości postać Jezusa jako idealny obraz Boga. Żydzi są przykładem zmierzania do pełnej wierności Bogu. Ich wiara jest najbliższa wiary naturalnej. Bóg ich wybrał i im się Objawił w natchnieniu. Oni pierwsi dostali sygnał, że Bóg zejdzie na ziemię i pokaże się ludzkości. W żadnej religii Bóg nie zszedł ze swego piedestału. Oni pierwsi nadali Objawieniu rangę religijną,
To, że Żydzi sami nie skorzystali z wielkiej szansy uznania Jezusa Chrystusa jest przykładem każdego człowieka, który nosi w sobie łaskę Boga, a nie każdy z niej korzysta.
Panie Tomaszu. To co piszę jest trudne, ale ja dostrzegam w tym nieprawdopodobne piękno. Świat poukładany byłby mniej ciekawy, a tu proszę. W każdym momencie coś się dzieje, wydarza. Piękno w zmienności. Świat jest cudowny. Naprawdę można garściami czerpać z niego dary, które są nam dane w obfitości.