Wierzyć, nie wierzyć
Czy należy zaufać świeckiemu teologowi, który w pewnych sprawach przedstawia trochę inaczej głoszony, oficjalny depozyt wiary?
Pod jednym warunkiem, że głoszoną naukę i jej argumenty uzna w swoim rozumie, gdy dokona jej własnej oceny pod względem poznawczym i etycznym. Zwykły człowiek może zapytać: jak to uczynić, skoro brakuje odpowiedniej wiedzy? Zaufaliśmy Kościołowi katolickiemu. W nim oczekujemy Prawdy.
Każde słowo wypowiedziane przez osobę świecką zawsze budzi podejrzenie rodzącej się sekty lub obłędu religijnego przekazującego. Przeważnie zapewnienie o dobrej woli i czystych intencjach głosicieli wiary jest bezskuteczne. Przyjmowanie nowych treści, tak z marszu, jest po prostu nierozsądne i nierozważne. Wielu już było fałszywych proroków. Aby przyjąć nową naukę, czy coś w niej zmienić, trzeba wstrząsu, nadzwyczajnych znaków. Czy autor listu ma coś do zaofiarowania. Nie ma nic ze znaków nadzwyczajnych. Posługuje się logiką i wiedzą. Wiara jest konsekwencją rozumu. Gdy zakotwiczy się w sercu staje się darem.
Czy każdy człowiek nie powinien poddać rewizji wszystkich aspektów swojej dotychczasowej wiary? Czy rozsądek, jaki ma się teraz, nie ujawnia jej braku wtedy, gdy wiarę przyjmowało się bezkrytycznie? Może trzeba, chociaż raz w życiu, podjąć ze sobą dialog (a co za tym idzie z Bogiem we własnym sumieniu); Na czym opiera się własna wiara, jakie są jej podstawy, i w co się tak naprawdę wierzy. Takie rozważania są rekolekcjami. Do takich rekolekcji zachęca sam Kościół. Nie ma nic piękniejszego jak wiara rozumna, a nie ślepa.
Jak jednak sprawdzić, czy się nie błądzi? Tylko po owocach wiary. Czasami trzeba na to czekać całe życie. Zdarza się, że niektórzy poznają Prawdę w jednej sekundzie (św. Paweł, A. Frossard).