Spór o pierwszeństwo

 

          Jaką wiedzą o Jezusie dysponowali Jego uczniowie jest zobrazowane w perykopie Spór o pierwszeństwo (Mk 9,33–37). Uczniowie w drodze posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy (Mk 9,34). Dlaczego? Żydzi oczekiwali Mesjasza jako potężnego króla, który wskrzesi w chwale królestwo Dawida, przywróci ojczyznę i wolność. Wierzyli, że na uczniów czekają intratne posady i stanowiska. Kiedy zmierza się do władzy, naturalną rzeczą jest ubieganie się  o najwyższe stanowiska. Kto mierzy niżej nigdy nie nadaje się na wodza.

          Uczniowie nie wiedzieli, że Jezus przyszedł służyć, a nie rządzić. Jezus widząc zamieszanie i niezrozumienie sytuacji zaczął ich pouczać: Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich! (Mk 9,35). Nie takiego wyjaśnienia się spodziewali apostołowie. W pewien sposób poczuli się oszukani. Rzucili swoje domy, rodziny, zajęcia i poszli za Nim licząc, że kiedyś ich los się odmieni. Zajmą wysokie stanowiska i będą poważani. A teraz? Jaka ich czeka perspektywa? Służba? Gdzie zaszczyty i ordery? Gdzie kasa?

          Jezus tłumaczy dalej: Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał (Mk 9,37).

 

       Nie tylko służba ale i koszty. Niezła perspektywa. Zajmowanie się cudzymi dziećmi, pomocą, jest  kosztowne i niewdzięczne. Taki bachor dorośnie, pójdzie sobie i będzie miał gdzieś naszą opiekę.

 

          Uczniowie byli zniesmaczeni i niezadowoleni. Myśleli. Teraz dopiero otworzył karty, kiedy przeszliśmy z Nim tyle kilometrów? W swoim sercu musieli zbilansować straty i zyski decyzji pójścia za Nim. Zysków było niewiele. Koszty ogromne. Co robić?

          Charyzmatycy mają to do siebie, że przyciągają jak magnesy. Człowiek postępuje przy nich nieracjonalnie. Złości się na siebie, ale coś go pcha w stronę tego Niezwykłego. Na prawdziwą wiarę jeszcze trzeba poczekać. Przyjdzie czas, że własne życie będą oddawać właśnie za Niego, który naraził ich na niewygody, koszty i cierpienia.

          Miłość rodzi się w bólach. Komu miłość przychodzi łatwo nigdy ona nie dojrzeje. Może trwać długo, ale nigdy nie będzie gwarantowana, mocna i niezwykła. Ile to małżeństw kłóci się ze sobą niemal każdego dnia. Wyzywają się wzajemnie, ale proszę się wtrącić – oczy wypalą w obronie współpartnera. Sprzeczki, choć prymitywne w sobie, bardzo łączą pary. Adrenalina jaka się wytwarza pozwala pokonać napięcia dnia codziennego i trudy życia.

          Na owoce miłości spokojnej, dojrzałej trzeba czasu. Nie ma piękniejszego widoku jak para staruszków trzymająca się za ręce na spacerze.     

          Jezus jest świadomy Kim jest i kto Go posłał: kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał (Mk 9,37). Jezus jest tę samą Miłością co Bóg-Ojciec. Kto przyjmuje tę Miłość, przyjmuje Ojca. Choć Jezus nie był jeszcze Uwielbiony, to już dysponował ogromną mocą i kapitałem Miłości. Można wysunąć wniosek, że każdy człowiek może sięgnąć po najwyższe pokłady Miłości. Nie trzeba być Bogiem, aby kochać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *