Uroczysty wjazd do Jerozolimy to wielkie święto nie tylko Jezusa, ale Jego zwolenników: Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw. Wołali: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie oraz «Król izraelski!» (J 12,12–13), a przynajmniej tych, którzy byli pod Jego urokiem i tych którzy mieli nadzieję, że przybywa do nich ich Król. Nareszcie ich kraj zrzuci jarzmo niewoli. Radość była wielka. Później, po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa znawcy Pism skojarzą wydarzenie z proroctwem Zachariasza: Nie bój się, Córo Syjońska! Oto Król twój przychodzi, siedząc na oślęciu (J 12,15; Za 9,9).
Zaskakujące, że uczniowie Jezusa ciągle nie ogarniali przesłania swego Mistrza. Jezus wielokrotnie informował ich i zapowiadał dalsze wydarzenia. Oni byli jakby na uwięzi. Prawda do nich nie docierała.
Podczas uroczystego wjazdu do Jerozolimy tłum dawał o Nim większe świadectwo niż Jego uczniowie. Niestety to świadectwo było ślepe. Opierało się na innych przesłankach. Tłum oczekiwał czego innego.
Najbardziej rozczarowani byli faryzeusze. Ich zabiegi na nic się zdały: świat poszedł za Nim (J 12,19).
Jezusem zainteresowani byli również poganie (Grecy). Jezus ich nie odtrąca. Jego misja nabiera charakter uniwersalny. Opowieści o Jezusie musiały zdumiewać. Kim On Jest?
Mieszkańcy Jerozolimy podzielili się na entuzjastów i niedowiarków. Jezusowi towarzyszy stały fragment Bożego zamysłu – ciągła walka przeciwieństw, ciągły niepokój, niepewność. To jest wielka tajemnica Boga, dlaczego świat stale musi o coś walczyć. Dlaczego musi być ciągły niepokój? Być może spokój oznacza śmierć (koniec), a działania – życie.
Bóg nikogo nie determinuje, ale wydarzenia biegną według Bożego zamysłu. Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą (Łk 19,40; Ha 2,11). Jeżeli Bóg tak chce, nikt nie jest w stanie zatrzymać biegu wydarzeń przez Niego zaplanowanych.
„Jezusowi towarzyszy stały fragment Bożego zamysłu – ciągła walka przeciwieństw, ciągły niepokój, niepewność. To jest wielka tajemnica Boga, dlaczego świat stale musi o coś walczyć. Dlaczego musi być ciągły niepokój? Być może spokój oznacza śmierć (koniec), a działania – życie.” Niepokoi mnie że widzę wytłumaczenia tego tak jasno…Jeżeli spróbujemy bowiem dotknąć swoim umysłem to zagadnienie w całym kontekście istnienia człowieka, to w moim oglądzie wygląda to następująco: Człowiek stwarzany prze Stwórcę jako Jego odbicie, był nieskazitelną jednością, „krył się” w Bogu. Stąd brak jakichkolwiek pragnień, walki. Bo i o co można walczyć gdy jest się zanurzonym w Pełni, gdy jest się częścią Pełni? Tak pojmował między innymi św. Augustyn rajską niewinność i „próżnię” jakichkolwiek pragnień, walki…Utrata tej niewinności – to co nazywamy grzechem pierworodnym – spowodowało poniekąd oddzielenie się człowieka od Doskonałości. Stąd poczucie odróżnienia, braku, straty. Świadomość ta rodzi naszą nieustanną wewnętrzną tęsknotę za pełnią, jednością z NIM. Następuje swoista zmiana perspektywy. Już nie jesteśmy w Nim lecz musimy dążyć do Niego. Dążenie to zatem staje się nieustannym trudem, walką, tęsknotą. Wszystko co dotyczy człowieka od tamtej chwili, gdy zdecydował szukać swojej pełni w innym „miejscu”, wyłączając się niejako z Pełni w której był, rodzi trud, walkę, tęsknotę…Dobrze wiemy jak nieskończenie wiele zawdzięczamy Jezusowi w aspekcie możliwości naszego ponownego zjednoczenia się z PEŁNIĄ. Jednak tej pełni będziemy mogli dopiero doświadczyć w chwili, którą zna tylko BÓG. Zatem trud nasz codzienny pozostanie z nami do końca naszych dni. Lecz świadomość iż „zatopienia” się w PEŁNI jest możliwe daje nadzieją, która przenikając nasze dążenia, jest najwyższą rozkoszą…