Przy omawianiu miłości do nieprzyjaciół Mateusz przypomniał słowa Jezusa: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 16,48). W pierwszym odruchu ma się wrażenie, że jest to nauka na wyrost, niewykonalna i nieosiągalna. Jak można przyrównywać się do doskonałości Boga. Autor żartuje sobie ze stworzenia, który jest raczej skłonny do grzechu, a nie do osiągania boskiej doskonałości. Z drugiej strony autor pokazuje horyzont ludzkiej egzystencji, cel i drogę. Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo. Uczynił człowieka swoim dziedzicem. Zapisał w nas swoją doskonałość, pozostawił obraz i wzorzec Jego doskonałości. Ta doskonałość choć dotyczy Stwórcy obejmuje również człowieka. Ona źle rozumiana jest przyczyną pychy. To niebezpieczny atut. Najbezpieczniej założyć, że boska doskonałość jest asymptotyczną granicą, której się nie osiąga a do niej zbliża.
Jezus uścisla, że doskonałość dotyczy ludzkiego wnętrza. Ona pod osłoną cielesności ma być przyczyną dobrych owoców (uczynków). Paradoksem jest, że wielu gburów w obyciu są dobrymi ludźmi (ojcie Pio). Serce pełne dobroci to najlepszy skarb. Ono nie potrzebuje poklasków. Jak napisał autor: Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa (Mt 6 3).
Jezus przestrzega: Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili (Mt 6,2). Tę naukę można skierować do największego szkodnika polskiego Jarosława Kaczyńskiego. On wie najlepiej, on chce najlepiej – tylko mnie podziwiajcie.
Jezus poucza: Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać […] Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. (Mt 6,5). Porównaj z relacjami telewizyjnymi, pokazującymi władze modlące się w Kościele. Istny cyrk, żenada, pokazówka, a w istocie kpina.
Wierni nie umieją się modlić: Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie (Mt 6,7). Są za bardzo gadatliwi. Nie wiedzą, że do Boga szybciej docierają nasze myśli, niż słowa.: Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie (tamże).
Mateusz przytacza słowa modlitwy Ojcze nasz, którymi Jezus poucza. To ewangeliczna perełka. Krótka, zwięzła, oddająca istotę wiary.
Co do ” Bądzcie więc wy doskonali jak doskonały jest Ojciec wasz niebiesk” to zgadzam się ze słowami R.Rohr(“Tak,ale…medytacje codzienne):
“Doskonałość nie polega na eliminowaniu niedoskonałości,jak mamy w zwyczaju sądzić. Boska doskonałość jest w rzeczywistości umiejentnością uznania i zaakceptowania niedoskonałości, a także pogodzenia się z nią!- tak jak to czyni Bóg w odniesieniu do nas wszystkich. Tylko w ten sposób możemy odnaleźć piękną i ukrytą całkowitość Boga pod powierzchnią przemijającego ludzkiego widowiska”.
“..do Boga szybciej docierają nasze myśli niż słowa” W milczeniu kontemplacyjnym Bóg dociera do nas co jest najlepszą cząstką! Pozdrawiam serdecznie.
Nie wszystko zrozumiałem.
Nie mniej dziękuję za dobre chęci i komentarz..
Pozdrawiam. P.P.
Moimi słowami..doskonałość to zrozumieć uwierzyć słowu Boga np Miłujcie waszych nieprzyjaciół i w sercu powiedzieć Bogu TAK ale jeśli w życiu nam to niezbyt wychodzi to mieć dla siebie wyrozumiałość bo jesteśmy stworzeniem ograniczonym przez ciało podległe grzechowi. Duch w nas mówi Fiat ale ciało słabe( tu są też uczucia)nie chce się z tym pogodzić. Doskonałość to uwierzyć Bogu ale mieć świadomość i akceptację że do śmierci ciała nie będziemy w stanie realizować w całości naszej wiary. Bóg to wie i co przedziwne szybciej to pojmują cudzołożnicy celnicy itp…a my pobożni wciąż szukamy gdzie bytu ( na czym) głowę oprzeć.Pozdrawiam.
Wydaje mi się Panie Pawle, że każda „modlitwa”, której celem nie jest nawiązanie kontaktu osobowego z Bogiem, jest nieporozumieniem i żenadą.
Jaka forma modlitwy daje nam zatem szansę na kontakt ze Stwórcą?
Skoro Ten, Który Jest, ma naturę duchową. Skora jesteśmy Jego dziedzicami, obdarowanymi Jego naturą (dusza), to wydaje się, że właśnie kontakt na tej, duchowej płaszczyźnie, daje nam jedynie taką możliwość.
Z całą pewnością Bóg, w Swej Dobroci, rozumiejąc nasz brak świadomości, zagospodaruje te wszystkie intencje ludzi, którzy modlitwę sprowadzają do „klepania pobożnych formułek słownych”. Są one najczęściej pełne próśb, słów skruchy, uwielbienia. Lecz, czy takie „modlitwy” dają nam szansę na to, co jedynie istotne – nawiązanie pełnię relacji osobowej z Bogiem? Czyż słowa, gesty, a nawet nasze myśli, nie dzieją się na peryferiach naszego wnętrza (dusza). A zatem czyż nie są one poza tą „platformą”, gdzie jedynie mamy szansę na prawdziwe spotkanie ze Stwórcą?
Owszem, jako istoty cielesne, posługujemy się tym, w co zostaliśmy wyposażeni (słowa, myśli, gesty). Lecz chyba nieporozumieniem jest, gdy usiłując wejść w relację ze Stwórcą, poprzestajemy na tym, co cielesne. Słowa myśli, ułożenie naszego ciała, wydają się być dobre na „grę wstępną”. Lecz czy te „narzędzia” pozwolą nam osiągnąć to, co jest celem modlitwy? Wątpię.
Wydaje się zatem, że modlitwa kontemplacyjna, jest tym czego szukamy. W takcie takiej modlitwy staramy się jedynie trwać w Jego obecności. Wyzbywamy się słów, myśli, gestów. Ta formuła modlitwy kontemplacyjnej, jest znana i praktykowana we wszystkich religiach monoteistycznych. Taka modlitwa wydaje się być prawdziwie płaszczyzną, która wprowadza nas na właściwą ścieżkę, aby wejść w osobową relację z Tym, Który Jest.
I jeszcze jedna uwaga.
Jeżeli doskonale rozumiemy, że istotnym, czymś trwałym, mającym naturę boską, jest nasze wnętrze – dusza. I jednocześnie rozpoznajemy, że nasze słowa, myśli, ciało, są poza tym co w nas „wewnętrzne”. To w takim razie, czym właściwie jest „modlitwa” składająca się ze słów, myśli, gestów? Na tym zewnętrznym poziomie naszego ciała, kto się „modli”. Bo przecież nie wewnętrzny „ja”?
No tak. I w ten sposób dobrnąłem do naszego złudnego wyobrażenia samego siebie, które nam podrzuca nasze „ego”. A zatem, czyż wato bić głową w mur, szukając możliwości na pełnię relacji z Bogiem tam, gdzie jej nie ma?
Wszystkiego co dobre Panie Pawle.
Zbyszek