Naturalnym odruchem i pragnienie człowieka jest czuć się dobrze i być szczęśliwym. Jak to sobie zagwarantować? Wokół nas dzieje się tyle tragedii i ludzkich nieszczęść. Na własną radość brakuje już chęci. Co robić?
Szukając odpowiedzi na takie pytania często sięgam umysłem na platformę kosmiczną. Z niej oglądana Ziemia wygląda na piękną i szczęśliwą. To co dzieje się w jakimś zaciszu domowym blednie na tle globalnego piękna, bogactwa, nadziei. Ludzkie zmartwienia z dalekiej perspektywy wydają się nijakie, przesadzone, dramatyzowane. Szukając własnego szczęścia trzeba nabrać dystansu do rzeczywistości. Trzeba zdać sobie sprawę, że niewiele można zrobić, aby Świat “zbawić”. Do tego potrzeba olbrzymich armat. Sam możesz niewiele, choć sumując małe uczynki można otrzymać wielkie i wspaniałe wyniki. Zatem nie rezygnujmy z małych przedsięwzięć, ale zadbajmy o szczęście własne i najbliższych.
Każdy człowiek ma w sobie coś, co go cieszy samego. Dla mnie jest umysłowy odlot w zakamarki historii, przebieganie kosmicznych podróży, snucie marzeń o odkryciach prawd rządzących w naszym Świecie. Każda odkryta relacja między zdarzeniami sprawia mi radość. Bardzo mocno przeżyłem odkryte podobieństwo zjawisk kwantowych z naturą Świata i rzeczywistości duchowej. Te same tajemnicę w nich rządzą – subtelna relacja, współzależność. Przebywając w świecie iluzji, abstrakcji, mistyki, wierząc, że się w tym uczestniczy naprawdę, że to jest prawdziwe życie, że Bóg jest blisko, sprawia, że wszystko inne staje się małe i dalekie. Liczy się nirwana, stan upojenia duchowego, trwanie w Bogu, odbieranie i słuchanie Jego “głosu”. Tak jak melodia może upajać, tak samo może to zrobić odlot w abstrakcję matematyczną, w istoty zjawisk, najgłębsze tajemnice rzeczywistości. Mam za sobą dziwne sny, że byłem funkcją matematyczną. Czysta abstrakcja, ale przynosiła olbrzymi ładunek emocjonalny. Czy może być coś piękniejszego niż będąc falą, która przemieszcza ciebie w nieskończoność i unosi ludzkie ego. Dla fal nie ma przeszkód. Rozchodzi się w próżni, pędzi w zawrotną prędkością, śpiewa swoją zmienną częstotliwością. Po drodze wzmacnia się w swoim natężeniu, interferuje z innymi. Łączy się relacją miłości i wzajemnego pożądania. To preludium mistycznych zaślubin z Bogiem. Szczęście to przeżycia, emocje, które mają charakter dynamiczny. To pneuma potrzebna do egzystencji. To “power” (moc), która porusza ciałem. Wiedza o tym staje się stanem umysłu. W tym wszystkim chodzi o Prawdę: “I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32). Żyć w prawdzie, to życie w doskonałości. Nie ma tu miejsca na grzech. Grzech fałszuje, profanuje, niszczy koncepcje Boga.
Powoli schodzę na ziemie. Co przyniesie dzień? Jakich doznam uciech? Jeżeli nie, to z nocą znów odlecę w swój idealny Świat i będę szczęśliwy. Będę falą i zbliżę się do Boga.
Zastanawiające. Czujemy się nieszczęśliwi, gdy skupiamy swoją uwagę na sobie. Gdy w pewnym sensie uznaję, że jestem „pępkiem świata”. Gdy przecedzam rzeczywistość, którą postrzegam, w kontekście własnego, a zatem wyizolowanego istnienia. Gdy natomiast zacznę postrzegać siebie jak falę, która interferuje z innymi falami, nie ma miejsca na dyskomfort, poczucie braku. Odczuwam jedynie nieuchwytną pełnię istnienia…
Czy zatem „nie zrobimy sobie dobrze”, gdy odwrócimy wzrok od siebie i skierujemy go przed siebie? Gdzie to było: „Stać się jak oko, które widzi wszystko, ale siebie nie dostrzega”.
Zaskoczył mnie Pan dzisiaj tym wpisem. Logiczny, racjonalny, mocno stąpający po ziemi, pokazuje twarz mistyka. Tak, niedaleki jest Pan w tych konkluzjach od myśli, które można wyczytać w Obłoku niewiedzy, u Jana Kasjana, kazaniach Mistrza Ekharta, Jana od Krzyża, czy współczesnego nam Joela Goldsmitha.
Wiele dobra Panie Pawle.
Zbyszek
Dzięki za komentarz