Bóg-Ojciec jest Samym Istnieniem. Do Niego nie stosuje się żadnych zasad przyczynowości. Bóg-Ojciec jest dla nas absolutną tajemnicą. Nasz umysł, rozum, intelekt, intuicja, serce, czucie – nie są w stanie, ani razem, ani osobno, powiedzieć o Bogu czegokolwiek, gdyż przekracza On absolutnie i nieskończenie wszelkie nasze naturalne zdolności poznawcze (Czesław Bartnik). Do czasów mesjańskich kontakt z Nim był możliwy tylko na bazie zjawisk ezoterycznych, nadzwyczajnych wizji czy snów. Poznanie Boga zmieniło się radykalnie, gdy Bóg „zszedł” na ziemię. On [Jezus] jest obrazem Boga niewidzialnego (Kol 1,15).
Od XX wieku niektórzy egzegeci (Martin Kähler, Rudolf Bultmann) próbowali podważyć próby odtworzenia dziejów Jezusa. Uważali, że ktokolwiek patrzy na Jezusa, patrzy nie na Jezusa historycznego, lecz na obecność rzeczywistości zbawczej nieodłącznej od Chrystusa, która przejawia się w kerygmacie (głoszenie Ewangelii). Upraszczając, były to tendencje dążące do osłabienia roli Jezusa jako człowieka. Rudolf Bultmann uważał, że historyczna postać Jezusa nie posiada dla wiary pierwotnego Kościoła żadnego konstytutywnego znaczenia: Co się działo w Jezusowym sercu tego nie wiem i nie chcę wiedzieć. Takie stanowisko uważam w pewnym sensie za zamach na prawdę historyczną. Gdyby nie Jezus historyczny, nie byłoby Ewangelii ani Pism Nowego Testamentu. Spirytualizacja Chrystusa jest niebezpiecznym krokiem w kierunku egzystencjalizmu Heideggera (Bycie i czas, niem. Sein und Zeit, 1927), która prowadzi do niepełnego i fałszywego obrazu Chrystusa. Rudolf Bultmann wiąże początki chrześcijaństwa z gnozą (forma świadomości religijnej). Gnostycy głoszą istnienie prawdy hermetycznej, ukrytej.
Jezus pojawił się na scenie życia i zaskoczył wszystkich. Kim On jest – pytali? Próbowano wyjaśnić Jego tajemniczą postać. Ewangeliści opisywali Go jako normalnego człowieka. Miał potrzeby, jak każdy zwykły człowiek. Był również kuszony. Miał potrzebę odpoczynku: Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu (Mk 7,24). Odczuwał głód: Wracając rano do miasta, uczuł głód (Mt 21,18). Płakał nad upadłym miastem Jerusalem: Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim (Łk 19,41). Ulegał wzruszeniom: Jezus zapłakał (J 11,35). Cieszył się dobrem: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom (Mt 11,25). Cierpienia Jezusa były nieprawdopodobnie ludzkie: Syn Człowieczy musi wiele cierpieć (Mk 8,31). Odczuwał smutek: Smutna jest moja dusza (Mt 26,38). Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «chcę, bądź oczyszczony!» (Mk 1,41). Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść (Mk 8,2). Jezusowi nie obce było uczucie gniewu: Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: «Wyciągnij rękę!» (Mk 3,5) ani oburzenia: Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki (Mt 16,23). Potrafił wydawać rozkazy: Jezus rozkazał mu surowo (Mt 17,18). Odczuwał trwogę: Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę (Mk 14,33). Jezus spożywał jedzenie, jak każdy człowiek: Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników» (Łk 7,34). Czy Jezus był doskonały za życia? Nie sądzę. Osiągnął doskonałość dopiero na Krzyżu. Jak mówi katecheza, był podobny do nas, oprócz grzechu. Czy popełniał pospolite grzechy ludzkie? Brak jakichkolwiek przesłanek, że tak było, powoduje dalsze dywagacje za bezzasadne. Jezus modlił się i ofiarowywał Bogu wszystko co ofiarowują inni ludzie. W ogrodzie Getsamani powierzał Bogu swoją ludzką słabość i trwogę: Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22,44); Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty (Mt 26,39).
Z ust Tego Człowieka wychodziły dziwne słowa. Wielokrotnie podkreślał, że jest posłany przez Ojca: Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał (Mk 9,37). Na pytanie synów Zebedeusza odpowiedział: Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało przygotowane (Mk 10,40).
Jezus był pełen pokory. Potrafił łączyć w sobie łagodność ze stanowczością, miłość ze sprawiedliwością, ubóstwo z godnością, oddanie się Ojcu Niebieskiemu z całkowitą służbą dla ludzi, modlitwę z pracą i działaniem. Nie miał w sobie kompleksów. W Nim była idealna harmonia między moralnością a religijnością. Miłość Jezusowa jest potężna, przebaczająca, odkrywająca pokłady dobra w człowieku, bezinteresowna, całkowicie służebna. Syn Boży był pierwszym człowiekiem, który bez reszty oddał się swojemu Ojcu Przedwiecznemu. On pierwszy w sposób wolny wybrał celibat (nieposiadanie małżonki) i nieposiadanie rodziny, aby być całkowicie oddanym nam i swojej misji. Jezus stał się Oblubieńcem ludzi. Jego heroiczne oddanie Ojcu przyniosło wszystkim ludziom odkupienie grzechów. Dla nas, jako Człowiek, stał się wzorem do naśladowania.
Jezus modlił się do swego Ojca bezustannie. Opisane są chwile Jego modlitw w ważnych i decydujących chwilach swego życia. Modlił się jako Człowiek, nie jako Bóg; jako Osoba do Osoby. Bóg był w Nim, ale Jezus wiedział, że jest też Człowiekiem. W czasie chrztu Jezusa, gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie» (Łk 3,21). Każde nauczanie czy uzdrawianie poprzedzał modlitwą. Ulubionym miejscem była pustynia (eremos) i góry: Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił (Mk 1,35). Na modlitwę zabierał swoich uczniów, ale modlił się również sam i to przez wiele godzin: wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga (Łk 6,12). Modlitwa była Jezusowi potrzebna. Kontakt ze światem Bożym Jezusa przemieniał i przebóstwiał. Otrzymywał od Ojca dary Ducha Świętego. Nabierał mocy, która z Niego wychodziła, gdy uzdrawiał. Moc ta pozwoliła Mu również przezwyciężyć lęk przed ukrzyżowaniem: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!» Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22,42–44). Jezus modlił się w ostatniej chwili swego ziemskiego żywota – na krzyżu. Skonał z modlitwą na ustach.
W Jezusie zrealizował się zamysł Boży. Bóg uznał, że wiarę w Niego należy podepszeć zmysłowym oglądem Boga. Człowiek otrzymał możliwość wizualizacji Stwórcy. Może Boga malować. Przez Jezusa Bóg przywraca pierwotną relację z człowiekiem. Czy Jezus musiał umrzeć na Krzyżu? Nie musiał – chciał. Przez swoją śmierć męczeńską pokazał nam drogę jaką powinniśmy iść. Nie przez śmierć męczeńską, ale pełne miłości oddanie się drugiej osobie. Śmierć Jezusa była szczytem daru, na który nie każdy człowiek może sobie pozwolić. Kto potrafi to zrozumieć, nie będzie mógł opanować łez uwielbienia, tak jak ja – pisząc te słowa.
Naród żydowski był wybrany, aby objawił się nam Bóg Ojciec. Chrześcijanie to wybrańcy dla Chwały Jego Syna. Jestem ogromnym zwolennikiem ekumenizmu: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim (Mt 8,11).Wierzymy w Tego samego Boga. Cieszmy się, że w naszej religii Bóg objawił się w Istocie ludzkiej. To wyróżnienie zobowiązuje nas do głoszenia dwóch przykazań Jezusa: Kochać Boga i drugiego człowieka. Ktokolwiek wywyższa swoją religię ponad inne, nie jest jej godzien!
Dzień dobry.Dostrzegam coraz wyraźniej, że pisze Pan niezależnie od wszelkich komentarzy egzegetycznych i katechetycznych. Asertywnie, szczerze, własnymi słowami, ale przede wszystkim z serca. Niemal tak, jakby Pan był obecny w miejscach, których dotyczy tekst, jakby Pan stał pomiędzy bohaterami opowieści i przyglądał się opisywanym zdarzeniom, jakby Pan wnikał w sedno myśli, słów i czynów Chrystusa. To niesamowite doświadczenie bliskości Boga, którym się Pan z nami dzieli, jest jak tchnienie Ducha Św. pokrzepiające ludzkie serce. Czytelnik wsłuchując się w tekst Pana religijnego przekazu zaczyna widzieć Ewangelię na nowo i w sposób świeży. Nie da się przejść wobec tego bez przemiany. Człowiek pragnie nie tylko karmić się Słowem Bożym, ale przede wszystkim zostaje pociągnięty, by “wypłynąć na głębię”. Pragnie z całego serca naśladować Chrystusa w Jego miłości. Bardzo dziękuję.Marta Złotnicka