Jezus udał się do swego rodzinnego miasta Nazaretu. Tam został rozpoznany przez mieszkańców: Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? (Mt 13, 55–56). Sąsiedzi są zdumieni i pełni wątpliwości. Nie podejrzewali, że wśród nich urodzi się ktoś, kto będzie przedstawiał się jako wysłannik Boga samego. Jezus bez wiary słuchaczy był bezradny. Nie mógł uczynić żadnych znaków, ani cudów. Skomentował jedynie swój pobyt: Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony (Mt 13,57). Być może słowa Jezusa były inspiracją do wiersza „Wieś” Stanisława Jachowicza: Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie. Faktem jest, że odkryta został pewna prawda o ludzkiej mentalności. Wszystko, co obce, jest wspaniałe, natomiast krajowe nic nie jest warte. Łatwiej zrobić karierę na obcym gruncie niż u siebie. Wielu artystów przekonało się o tym osobiście.
Do Jezusa dociera smutna wiadomość. Jan Chrzciciel został ścięty. Historia z tym związana pokazuje stosunki jakie panowały w domu Heroda Antypasa. Z punktu widzenia zamysłu Bożego Jan spełnił swoje zadanie. Na scenie pozostał sam Syn Człowieczy.
Jezus dokonuje pierwszego cudownego nakarmienia pięcioma chlebami i dwoma rybami ok. 5000 mężczyzn, nie liczą kobiet i dzieci. Jezus przed cudem spojrzał w niebo i odmówił błogosławieństwo (Mt 14,19). Znaczy, że Jezus prosił Ojca o moc jego uczynienia. Ten fakt jest wsparciem tezy, że Jezus osiągnął Chwałę Ojca dopiero na krzyżu. Za życia korzystał jedynie z darów Ojca przez niespotykaną z Nim zażyłość. Po nakarmieniu takiej masy ludzi chciano obwołać Jezusa królem, ale Jezus usunął się z tego miejsca (J 6,15). Jezus nie dopuścił do celebracji na proroka swojej osoby przez słuchaczy. Na niego czekała korona Ojca. Gdy oddalił się od miejsca cudu, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Potrzebował Bogu podziękować i zmówić dziękczynienie. Trudno wyobrazić sobie modlącego się Boga do Boga. Jezus był wtedy jednym z nas.
Trzech ewangelistów (Mateusz, Marek i Jan) opisują scenę chodzenia Jezusa po tafli wzburzonego jeziora. Każdy z nich trochę inaczej portretuje to zdarzenie (Mt 14,22–33; Mk 6,45–52; J 6,16–21). Upływ czasu zrobił swoje. Mateusz dodaje epizod z Piotrem, który wyszedł Jezusowi na spotkanie. Prawdopodobnie na kanwie omawianego zdarzenia Mateusz chciał pokazać, że sama wiara uzdalnia człowieka do działań nadzwyczajnych. Przez jakiś czas Piotr również utrzymywał się na tafli jeziora, dopóki nie zwątpił (silny wiatr wytrącił go ze stanu pełnej ufności). Jezus uratował Piotra wyciągając go z wody.
Chodzenie Jezusa po jeziorze, w jakiś sposób, przypomina panowanie Boga nad naturą: On sam rozciąga niebiosa, kroczy po morskich głębinach (Hi 9,8), czy opis przejścia przez Morze Czerwone (Wj 14,15–29). Jezus również ma władzę nad przyrodą.
Perykopa pokazuje troskę Jezusa o swoich uczniów, którzy znajdowali się na jeziorze w małej łodzi wśród wzburzonych fal i w znacznej odległości od brzegu. Tym samym wzmocnił ich wiarę w Opatrzność Bożą. Kiedy Jezus jest blisko, nikomu nie może stać się żadna krzywda: Ja jestem. Nie bójcie się (Mt 14,27).
Dosyć zagadkowe są słowa: chciał ich ominąć (Mk 6,48b). Jak mówią niektórzy teologowie, być może, Jezus początkowo nie miał zamiaru pomóc uczniom, a jedynie chciał pokazać swoją moc (epifania). Wydaje się, że wtrącenie to ma raczej charakter przypadkowy lub zaczerpnięte jest z innego motywu Boga „przychodzącego”. Zresztą, nie ma tych słów, ani w wersji Mateusza, ani Jana.
Marek pokazuje ponadto zdumienie uczniów, którzy nie pojmowali jak można rozmnożyć chleb, uciszać burzę, chodzić po jeziorze: Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały (Mk 6,52). Być otępiałym, to znaczy nie wszystko rozumieć. Można dostrzec tu pewną ekonomię ujawniania przez Jezusa swojego powołania i synostwa Bożego. Może należy w którymś momencie przerwać wątpliwości i zawierzyć Jezusowi całkowicie i bezdyskusyjnie?
Pawle – nauczycielu !
Nie przesadziłem w tytule. Dzięki twoim wykładom zostałem uwrażliwiony na treści związane z interpretacją Pisma Świętego.
Widząc na wystawie w księgarni książkę Bogusława Górki, Reinterpretacja źródeł chrześcijaństwa, wydawnictwo WAM Kraków 2013, wszedłem, przejrzałem, kupiłem, a w domu przeczytałem. Jest to książeczka może dla minie miejscami zbyt trudna, ale przedstawia ciekawe systemy badawcze oraz konkluzje, które były dość zrozumiale napisane.
Prawdopodobnie spotkałeś się z książkami tego autora (wydał ok. dziesięciu z tej dziedziny). Ciekaw jestem Twoich poglądów na temat jego pisania.
Poniżej fragment jednej z konkluzji i zakończenia z wyżej wymienionej książeczki:
„Droga wolności ku prawdzie w badaniach nad Nowym Testamentem nie jest „usłana różami”. W tym konkretnym przypadku uczony, aby dotrzeć do prawdy Pisma św., musi iść pod prąd całej chrześcijańskiej tradycji interpretacyjnej, która bazuje na starożytnej wykładni. Musi nie tylko uporać się z presją zewnętrzną, ale przede wszystkim z presja wewnętrzną, która powstaje w skutek świadomej czy bezwiednej interioryzacji powszechnie akceptowanych mitów, modeli czy paradygmatów religijnych, kulturowych i naukowych.
Uczony nie może bezkrytycznie akceptować interpretacji Pisma Św. tylko dlatego, że jest on autorstwa Ojców Kościoła.”
„ W książce zebrano pięć przyczynków, które łączy propozycja reinterpretacji źródeł chrześcijaństwa. Reinterpretacja staje się koniecznością chwili, bowiem znajdujemy się w epoce, w której dominujący dotąd w chrześcijaństwie pokonstantyński system religijny wraz z podtrzymującą go ideologią religijną wyczerpuje się, przestaje być kompleksową ofertą dla współczesnego człowieka. Ten system domaga się generalnego remontu –począwszy od świata idei, a skończywszy na wymiarze praxis.”
Pozdrawiam,
Michał
Drogi Michale
Dziękuję za komentarz.
Cieszę się, że nie jestem osamotniony.
Zostałem zachęcony do zakupu książek prof. Bogusława Górki.
Wygląda na to, że mamy podobne poglądy.
Pozdrawiam. Paweł