Człowiek został powołany przez Boga, aby razem z Nim przeobrażać, udoskonalać i urządzać Świat. Jednym z genialnych pomysłów człowieka było powołanie instytucji małżeństwa. Pomysł był tak dobry, że Bóg ten związek pobłogosławił. Tym samym małżeństwo nabrało charakteru sakramentalnego. Charakter sakramentalny znaczy, że podlega szczególnej Opatrzności Bożej. To również jest najmniejsza komórka Kościoła. Jest ona wylęgarnią miłości, nowego potomstwa, wszelakiego dobra. Małżonkowie uczą się wzajemnej relacji, uszanowania, miłości bliźniego. W małżeństwie winny spełniać się ludzkie pragnienia, przede wszystkim bliskości ukochanej osoby.
Każdy kto wstępuje w związek małżeński musi wiedzieć, że rozpoczyna dopiero drogę do doskonałości. Z dniem przysięgi zaczyna się nowe theatrum życia. Nowe role, postacie, zdarzenia, kłopoty, trudności, zyski, zabawne historie.
Kto w małżeństwie doszukuje się od razu stagnacji, wygód i tylko konsumpcji ten do małżeństwa nie dorósł. To płytkie, gdy mężczyzna cieszy się, że ma już swoją kobietę i może uprawiać z nią seks bez ograniczeń i za darmo. To płytkie, gdy kobieta cieszy się związkiem, bo ma zabezpieczony byt i finanse na zbytki i fatałaszki. Takie podejście jest czysto komercyjne i nie ma nic wspólnego z ideą małżeństwa. Małżeństwa na próbę to załamanie się wzajemnego zaufania. To zubożenie relacji interpersonalnej. To zmiana definicji idei związku małżeńskiego.
Związki na próbę, pozornie, pozwalają poznać się nawzajem na tyle, że można prognozować i układać sobie dalsze życie. Takie podejście jest czysto konsumpcyjne, materialistyczne. Małżeństwo traktowane jest jako układ bycia ze sobą, prowadzenie wspólnego gospodarstwa, wychowywanie dzieci itd. Ktoś powie, i bardzo dobrze, właśnie o to chodzi. Związek taki jest oparty na zdrowych, rozsądnych zasadach, ale pozbawione jest pewnej poetyki, tak ważnej w codziennych trudach życia. Związki oparte na logice, pragmatyzmie są narażone na wyjałowienie i znudzenie. W związku musi być coś z ducha, powinno kojarzyć się z czymś nieuchwytnym, nie do końca rozpoznanym, a przez co ciekawym, niespokojnym, intrygującym, a nawet szalonym. Coś co jest hiperbolą do Boga-Ojca. Trudniej jest tym, którzy nie zaprosili Boga na świadka w dniu swojej przysięgi małżeńskiej. Nie znaczy, że Bóg ich nie kocha. Jest po prostu trudniej.
Małżeństwu powinna towarzyszyć, całe życie, emocja pragnienia drugiej osoby. Małżonkowi winni czuć się ciągle niespełnieni, głodni siebie, ciekawi co przyniesie im jutro los. Mimo, że określenie „kocham cię” słyszało się już tysiące razy, ważne jest w tej chwili, bo jest najbardziej aktualne. Podobnie jest z czułym spojrzeniem, przytuleniem. Kto nie posiada takich pragnień jest najczęściej osobą uczuciowo chłodną, może i samotną. Szkoda, że psujemy to, co sami wypracowaliśmy przez stulecia.