Perykopa Podatek na świątynię (Mt 17,24–27) jest kompilacją prawdziwego zdarzenia historycznego z narracją i koncepcją redakcyjną Mateusza. Jezus wskazywał na konieczność płacenia podatków: “Żebyśmy jednak nie dali im powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę! Weź pierwszą rybę, którą wyciągniesz, i otwórz jej pyszczek: znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie!” (Mt 17,27). Tekst ten ma charakter dydaktyczny i jest własną wstawką Mateusza. W innych ewangeliach nie występuje. Trudno jest przyjąć, aby Jezus posłużył się tak łatwym sposobem zapłacenia podatku. Przekazał nie swoje pieniądze, lecz wykorzystał swoją moc. Zapłacił również za Piotra. To kojarzy się z przywilejami, jakie mają celebryci. Łatwym kosztem osiągają to, co inni muszą wypracowywać w pocie czoła. Jeżeli Jezus i uczniowie nie musieli płacić podatku na świątynię, co jest trochę tutaj niejasne, to zapłacenie podatku tylko w imię ominięcia zgorszenia jest nieuzasadnioną uległością.
Uczniowie byli ciekawi: “Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18,1). Jezus wskazał na dziecko. Oczywiście jest w tym pewna metafora. Człowiek dorosły ma umiejętność analizowania sytuacji pod kątem strat i zysków. Cokolwiek mówi, czy robi, podyktowane jest jego partykularnym interesom. W zasadzie można tę zdolność pochwalić. Trzeba być rozsądnym w każdym momencie i odpowiedzialnym. Co Jezus miał na myśli? Kiedy w grę wchodzą uczucia, cała matematyka zysków i strat bierze w łeb. Człowiek zakochany postępuje nieracjonalnie. W swoim zawierzeniu odkrywa się przed drugim człowiekiem. Jest zdolny do poświęceń i trudów. Dziecko do momentu wyrośnięcia kieruje się tylko uczuciem i potrzebami ciała. Nie jest wyrachowane. Jest pełne zawierzenia. Jezus wskazując na dziecko chciał powiedzieć, że w miłości trzeba być jak dzieci, bo one są czyste duchowo, nieskalane i wiarygodne. Tym samym Jezus mówi o najważniejszej w życiu sprawie – miłości. W oczach małego dziecka można dostrzec spojrzenie Boga. W wyciągniętych rączkach – zawierzenie, w przytuleniu – całkowite oddanie, a we łzach – rozpacz i brak zrozumienia.
“Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18,5). Słowo „uniży” jest niezręcznością literacką (albo tłumaczenia). Nie ma potrzeby uniżać się, aby kochać. Bóg stworzył człowieka do postawy pionowej. W niej oczekuje Bóg od nas szacunku i miłości.
Jezus ujawnia niesamowitą rzecz: “Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie” (Mt 18,7). Co to znaczy „muszą”? Czy było to w koncepcji stworzenia? Co na to Stwórca? Czy nie mógł temu jakoś zaradzić? Co jest grane?
Muszą, bo jest to konsekwencja dania człowiekowi wolnej woli. Człowiek może wszystko, może nawet odwrócić się od Stwórcy. Jeżeli tak, nie może go więc spotkać za to kara. To zdanie może dziwić w świetle katechezy kościelnej, która dostrzega tu potrzebę potępienia, kary i piekła. Trzeba wyzwolić się z tego lęku, bo jest ono nieuprawnione. Bóg wiąże z człowiekiem własne koncepcje, ale przygotował się na taką ewentualność. Każdy znajdzie swoje miejsce na miarę własnych oczekiwań i swoich wysiłków. Kto za życia odrzuca Boga, bez Niego będzie wiódł życie wieczne. Jakie ono będzie, trudno powiedzieć. Wiadomo natomiast, że zjednoczenie z Bogiem gwarantuje nam radość i szczęście. Rozumni, roztropni i świadomi istnienia Stwórcy powinny zainteresować się czego On od człowieka oczekuje. Jeżeli będzie dane to człowiekowi (gdy tego zapragnie i otworzy się na Boga) odczyta ze stanu Prawdy program życiowy dla siebie. Zaskakujące jest, jaki on jest różnorodny, ciekawy i pełen emocji. Życie należy traktować jako wielką podróż z przygodami. Po drodze czeka wiele niebezpieczeństw. Trzeba się z tym zmierzać. Nieraz człowiek będzie wyprowadzany ze spokoju. Emocje niejednokrotnie dadzą nieuporządkowany koniec. Człowiek będzie się złościł, klął i wyzywał. Nieraz ukradnie, gdy będzie głodny. Walnie przez łeb, kto się jemu naprzykrza. Ambicje sprowokują go do sięgnięcia po dobra nienależne. Czasem upije się i narozrabia. Czasem sięgnie po atrakcyjne «zło». Jak mówią, «życie to nie je bajka, ale je bitwa». Apostoł Paweł powiedział: “Możecie się gniewać, ale nie grzeszcie. Słońce niech nie zachodzi nad waszym gniewem” (Ef 4,26). Sam Jezus wyzywał faryzeuszy, uczonych w piśmie, a nawet własnych uczniów (“plemię żmijowe, precz szatanie”, itp). Dlaczego? Bo był usadowiony w tej samej rzeczywistości, co każdy człowiek. Ziemia jest terenem wielkiej fabryki, gdzie wykuwa się ludzkie zbawienia. Iskry sypią się w koło. Sam Jezus powiedział: “Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników” (Łk 5,32). Nie należy uważać się za świętego. Wtedy człowiek sam siebie oszukuje. Trudno ufać ludziom nieskazitelnym. Cichociemni, fałszywi święci ręce do Boga wznoszą, gdy ich kamera ujmuje. Bronią krzyża, a postępują wbrew Jego naukom. Gardzą drugim człowiekiem tylko dlatego, że są inni. Trudno szanować ludzi cynicznych, pełnych pogardy, a także dewotyzmu i przesadnej fałszywej pobożności. Tak, muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.