Bóg powołał człowieka do realizacji swoich planów, a nie ludzkich. To, co możemy już odczytać, to to, że człowiek ma współuczestniczyć w dziele budowy wszechświata. Jak mówi Pismo święte: “Bóg jest Bogiem «zazdrosnym»” (Wj 34,14; Pwt 4,24; 5,9; Joz 24,19; Na 1,2).
Powołał człowieka dla siebie i swoich planów. Jakie ma dalsze plany wobec ludzi, tego nikt nie wie. Znając miłość Boga do człowieka należy zawierzyć, że wszystko co Bóg zaplanował jest dla niego dobre. Za życia główną rolą człowieka jest prokreacja. Przy tym człowiek hartuje swojego ducha, aby osiągnąć doskonałość. W małżeństwie występują przyjemności, ale tak naprawdę to okres ciężkich zmagań i odpowiedzialności. W nim uczymy się kochać, tak aby osiągnąć miłość Chrystusową. Miłość ta jest większa od miłości małżeńskiej, bo odnosi się do wszystkich ludzi. Patrząc z tej perspektywy, małżeństwo to theatre ludzki i przyziemny. Ważny, ale nie najważniejszym. Dla Boga liczy się każdy człowiek indywidualnie. Każdy zda Bogu sprawozdanie z własnego życia, a nie współmałżonki, czy dzieci. O tym często zapominają rodzice, którzy zawsze chcą chronić swoje dzieci i nadstawiać własne głowy w ich obronie. Prawda jest taka, że każdy jest kowalem swojego losu. Rodzice nie odpowiadają za grzechy dzieci i odwrotnie. O tym należy pamiętać. Kto potrafi wgłębić się w tę tematykę, bez ludzkich uprzedzeń i przyzwyczajeń, powinien dostrzec w tym sprawiedliwość Bożą, uniwersalną i sprawiedliwość osobową.
Faryzeusze chcąc wystawić Jezusa na próbę, zadali Mu pytanie: “Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?” (Mt 22,36). Jezus odpowiedział: “Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,37–39). Tym razem Jezus powołał się na Stary Testament, w którym napisane jest: “Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6,5); “Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” (Kpł 19,18).
Jak sam podaje Jezus: “Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy» (Mt 22,40). W tym temacie nie jest odkrywczy, ale przypomina odwieczne prawo ustanowione z woli Ojca i ojców swego narodu. Warto zwrócić uwagę na zakończenie wersetu: “będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” (Kpł 19,18). Jak należy rozumieć słowa: “jak siebie samego?”
Nie każdy przyznaje się do kochania siebie samego. Najczęściej wady, jakie dostrzega się we własnym wyglądzie, powodują raczej niechęć i kompleksy. Otóż nie chodzi tu o kochanie swojego wyglądu, lecz akceptację siebie jako istnienia. Człowiek nie zawsze jest tego świadomy, ale intuicyjnie broni swojej osoby (istnienia). Ma dla siebie aprobatę, nawet gdy dostrzega usterki w swoim image. Rzadko kiedy człowiek jest w nienawiści do siebie (chyba, że do własnych grzechów i poczynań). Podświadomość podpowiada mu, że jest kimś ważnym dla siebie samego. Do siebie może zwrócić się z pełnym zaufaniem. Prawa ojców i proroków podpowiadają, że taką samą miarą trzeba mierzyć innych, co własną osobę. Tym samym nie podany jest jakiś uniwersalny sposób miłowania bliźniego, lecz względny, w oparciu o wewnętrzne wyczucie każdego człowieka. Każdy może sobie odpowiedzieć sam, na miarę własnych przemyśleń i potrzeb. Miłość wychodząca z serca, a nie z rozumu, staje się bardzo osobista. Napełniona jest wewnętrznym żarem. Tyle można dać z siebie, ile mam dla siebie. W tym sformułowaniu można dostrzec uszanowanie indywidualnej woli człowieka. Każdy kocha na miarę własnego bogactwa uczuciowego. Miłość nie może być czymś sztucznym, wyuczonym czy zdefiniowanym. Jestem jaki jestem. Kocham tak, jak potrafię.