List bardzo osobisty

 

          Swoimi wykładami przekazałem już bardzie wiele z nowego oglądu wiary. Pytania jednak jakie otrzymuję świadczą, że nie zawsze jestem dobrze rozumiany. Staram się pisać w miarę prosto. Tam gdzie używam trudniejsze pojęcia, w nawiasie staram się je tłumaczyć. Dlaczego więc jestem nierozumiany, albo rozumiany niewłaściwie?

          Myślę, że główną przyczyną jest różnica w mentalności. Ja podchodzę do zagadnień całkowicie fenomenologicznie, tzn. bez żadnych obciążeń. Mam przed sobą problem i szukam wyjaśnienia. Materiałem badawczym jest nauka podparta logiką, zdrowy rozsądek, doświadczenie życiowe. Pismo Święte jest dla mnie źródłem, z którego czerpię ogromne pokłady wiedzy, ale wiedza ta musi być dopiero odczytywana za pomocą metod hermeneutycznych.

          Hermeneutyka (sposób odczytywania) biblijna jest obecnie bardzo naukowa. Stosuje się następujące metody: metodę historii form (formgeschichte – zajmuje się przedliterackim procesem kształtowania się tekstów), metodę historii tradycji (traditionsgechichte), metodę historii redakcji (redaktionsgechichte). Pomocą w studium języków biblijnych są gramatyki, konkordancje (alfabetyczny spis wyrazów, zdań, znaków lub symboli znajdujących się w jakimś dziele literackim), synopsy (zestawianie ze sobą tekstów paralelnych z różnych dzieł literackich), słowniki oraz statystyczne zestawy słownictwa biblijnego (bardzo w tym pomogły komputery). Ważną metodą badawczą jest analiza porównawcza pozwalająca ustalić pewne kryteria poprawności tekstu. Charakterystyczną cechą kompozycji literackich był paralelizm (synonimiczny, antytetyczny, syntetyczny), polegający na dwukrotnym wypowiadaniu myśli itd.      

          Z prac badawczych oraz z natchnienia Bożego (wymaga to osobnego omówienia) wyjawia się moje stanowisko. Wszystkie myśli staram się podeprzeć źródłami. Tylko kilka, lub kilkanaście jest moich (być może). Np. że Bóg nie może stwarzać coś z niczego, i inne. Były one szeroko omawiane.        

         Mój sposób podejścia do badań daje mi konfort, że widzę zagadnienie nieskażone skostniałą katechezą kościelną. Więcej. Zauważam to, co dla innych jest „zabronione”.      

         Przy tym wszystkim jestem osobą wierzącą. Aksjomatami mojej wiary jest istnienie Boga jako Pierwszej Przyczyny, który wynika z logicznej konieczności skutku i przyczyny. Jezus Chrystus jako Wybraniec Boga, który otrzymał od Boga Jego przymioty, a nawet i moc, oprócz Istoty Boga Jedynego.  Gdyby Jezus był Bogiem, mielibyśmy co najmniej dwóch Bogów, nie licząc Ducha Świętego. A więc trzymając się monoteizmu (wiary w jednego Boga) Bóg-Ojciec jest Jeden. Jak wielokrotnie tłumaczyłem Trójca Święta jest konstrukcją spinającą te Trzy Osoby Boskie. Jak sam kościół głosi, niewiele osób potrafi Ją pojąć. Nie dziwię się. Jest Ona przeintelektualizowana. Pytam się po co? Być może była ona potrzebna do wybrnięcia z problemu politeizmu.   

          Czytelnicy czytając moje teksty wpadają w zdumienie. Są tacy którzy podłapują mój tok rozumowania, inni się gorszą. Dlaczego?    

          Od najmłodszych lat wierni karmieni są gotowymi katechezami, które w sposób sugestywny zostału utrwalone w ich umysłach. Strach przed konsekwencjami (kar Bożych, grzechów) blokuje ich własne przemyślenia. Wierni zawierzyli katechezie bezgranicznie. Trudno się dziwić. Nie mieli do tej pory alternatywy, a te, które były serwowane pochodziły albo od ateistów, sekt,  lub ludzi nieprzychylnych wierze w Boga.    

          Doszło to absurdu. Ludzie wierzą w szatana tak jak w Boga. Stawiają moce Dobre i złe na jednej płaszczyźnie. Niestety, człowiek podatny jest na manipulację. Dopiero otworzenie się na zdolności własnego umysłu, badania źródeł, pozwola dostrzec to, co było zupełnie dla nich nieosiągalne. Kto nie pokona lęku, nie jest w stanie przyjąć wiary inaczej.  

          Moje wykłady nic nie narzucają. Staram się wszystkich zainteresować. Wiara musi być rozumna. Z jednej strony mówi o tym kościół, papieże (Fides et Ratio Jan Paweł II), ale nie mówi do końca, bo się lęka utraty wiernych. Ja wiem i jestem głeboko przekonany, że prawda, albo przybliżenie się do prawdy pozwoli na wiarę piękniejszą, a może jeszcze bardziej przeżywaną, duchową. Jestem entuzjastą Jezusa, ale widzę Go bardziej realnie. Ja nie chcę już słuchać bajek. Religia obrosła w niesamowite figury konceptualne.      

          Ja nie walczę z kościołem!!! Ja walczę o dobro  kościoła. Pisząc kościół małymi literami, mam na myśli kościół instytucjonalny.      

          Ludzie zgorszeni moją katechezą obrzucają mnie inwektywami. Muszę to znosić w imię zadania jakie mam do wykonania. Jeżeli ktoś nie wyczuwa moich dobrych intencji proszę nie czytać moich wykładów.      

          Prace badawcze przekazuję do wszystkich znaczniejszych ośrodków teologicznych (uniwersytety, seminaria i inne). Poddaję je osądowi fachowców. Nie ukrywam się pod pseudonimami.  

          Jeżeli macie w sobie choć trochę dobrej woli, to odbierajcie mój ogląd wiary przynajmniej jako ciekawostkę intelektualną, czy filozoficzną. Niektórzy pisali mi, że z częścią moich wypowiedzi się zgadzają. To znaczy, że czegoś się już dowiedzieli. Czegoś, czego nie usłyszeli na kazaniach.       

          Pisałem do biskupów i prosiłem, aby objęli mnie swoją jurysdykcją (patronatem). Na razie milczą. Dla nich to też szok, że jakiś świecki teolog ma czelność podważać nauki zrodzone przez tysiące lat (z nauczaniem Jezusa było podobnie).  

          Myślałem podobnie jak wszyscy przez ponad 50 lat. Bóg otworzył mi oczy.  Bardzo podobnie jak Jeremiasz nie czułem się godny. Wiem, co myślicie – nawiedzony.         

          Tajemnica w tym, że Bóg wybrał tego, który chciał stawić czoło. Bóg często posługiwał się zwykłymi ludźmi, a nie uczonymi. Dlaczego? Bo uczeni najczęściej obrastają pychą. Proszę rozglądnąć się wokoło. Doktorzy nauk są najbardziej zachowawczy. Dlaczego? Bo przed nimi jest jeszcze kariera zawodowa i kolejne stopnie awansu.  Starsi profesorowie mówią już innym językiem. Im starsi tym skromniejsi i pokorni wobec wiedzy i wiary.          

           Dzisiaj jestem przekonany, że wierni są karmieni katechezą parafialną. Na uczelniach można spotkać się z katechezą akademicką. Z profesorami jest zupełnie inna rozmowa. Spotkałem na swojej drodze kilku wspaniałych profesorów teologów.    

           Może za moją szczerość znowu oberwę. Mam jednak jeden komfort. Zostawiam Bogu resztę spraw.

2 myśli nt. „List bardzo osobisty

  1. Może po prostu łatwiej zrozumieć Pana osobom, które nie wyrosły na katechezie? Trudno wymagać od ludzi by od razu zmienili swoje poglądy. To wymaga czasem przemyśleń oraz.. poszukania u źródła. Trudno od razu przyjąć Pana wywody za podstawę do rozważań skoro przez tyle lat człowiek słyszał zgoła zupełnie coś innego. Z doświadczenia wiem, że dodając wierze nieco rozumu czy też rozsądku… stajemy się mimowolnie wrogami osób wierzących. Może łatwiej jest osobom, które wciąż szukają??Proszę jednak nie ustawać. Często bywa tak, że efekty widoczne są dopiero po jakimś czasie.Pozdrawiam i dziękuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *