Moja wiara, którą noszę w sercu, pozwala mi na bardzo zwyczajny sposób bycia. O Bogu, a zwłaszcza o Jezusie mówię jako Kimś, który realnie istnieje. Używam zwykłym określeń, takie jakby On był przy mnie blisko i był moim Przyjacielem. Nie używam patosu, zdrobnień, ckliwym określeń, czy porównań. Szanuję słowa pisane dużą literą: Kościół, Krzyż, Eucharystia, Pismo święte itp.
Kiedy piszę tekst modlitewny wtedy same czułe słowa przychodzą mi na myśl. Na co dzień zdrobnienia wydają mi się niewłaściwe. Przesada rodzi karykatury. Staram się tego unikać.
Trochę wiem o Piśmie świętym. Wiem jak przez 1000 lat redagowane było Pismo. Dobrze by było, aby zwłaszcza fundamentaliści (ci którzy odczytują Pismo dosłownie) zapoznali się z historią redakcji Pisma. Nabiorą do Pisma zdrowego dystansu. Mówienie o Piśmie świętym, że jest to tylko dzieło Boga jest nieporozumieniem. Prawdą jest, że hagiografowie pisząc, byli pod natchnieniem i odczytywali Boże Objawienie. Jedni robili to lepiej inni gorzej. Ponieważ treść Objawienia pochodzi z natchnienia, a ona musi przejść przez umysł, skażona została ludzką niedoskonałością. Gdyby Bóg był autorem Pisma, to treść Pisma nadzwyczajnie by podyktował.
Bóg tchnął swoją moc, aby powstał Świat, ale przekazał nam prawa przyrody jakie mają porządkować Świat. W świecie duchowym również obowiązują określone zasady. Bóg działa w dwóch przestrzeniach według własnych określonych zasadach. Z tego powodu niechętny jestem słuchać, np. że Bóg przemówił do kogoś ludzkim głosem. Gdyby tak było, to przemawiałby zawsze podobnie i Jego przekaz nie musiałby podlegać odczytaniu. Jego wypowiedź byłaby jednoznaczna i czytelna. Wszystkim wiadomo, że tak się nie dzieje. Jak już pisałem, Jezus nie słyszał głosu Boga w rozumieniu fali głosowej. Jezus miał dar odczytywania Boga. Dar ten był o wiele większy niż zwykłego człowieka. W którymś z wykładów próbowałem wytłumaczyć jak Jezus odczytywał np. wolę Ojca. Wola Ojca to stan Dobra Najwyższego. Jezus odczytywał ten Stan. Może to wyższa filozofia.
Kiedy czytamy książki osób świętych (Teresy Wielkiej, Katarzyny ze Sieny i innych), które piszą wprost, Bóg powiedział, używają skrótu myślowego, bo trudno jest opisać jak „słyszy się głos Boga”. Kto opisuje wizje Jezusa, Marii, czy osób świętych widzą je oczyma duszy, a nie oczami zmysłowymi. Kiedy opisują je, dokonują transpozycji widzenia duchowego na zmysłowy.
Odbieranie dosłowne tekstów świętych powoduje, że tworzymy nierealny obraz. Gorzej, gdy trzymamy się tego kurczowo, fundamentalnie. Nie twierdzę, że cuda się nie zdarzają, ale najczęściej cud to zdarzenie, które jest cudowne przez sam fakt, że się zdarzył.
Objawienie zakończyło się ostatnim pismem Nowego testamentu. Cuda, które miały miejsce po tym fakcie, nas katolików nie obowiązują. Niech cuda pozostaną sprawą prywatną. Jeżeli Kościół zajmuje względem nich stanowisko, to i tak niech służą nam jedynie do pokrzepienia serc, duchowych przeżyć, i to wszystko. Objawienia prywatne były przedmiotem moich badań. Zapoznałem się z tysiącami opisów. Robiły wrażenie, że aż włosy stawały dęba. Konkluzja jest jedna. Nic nowego nie dowiedziałem z Bożych tajemnic, o których bym nie wiedział z katechezy kościelnej. To dosyć symptomatyczne. Przez długi okres czasu dostawałem teksty Maryjne z objawień z Medjugorie. Czytałem nawet książkę, gdzie były one zapisane. Po kilkudziesięciu stronach był to już tylko bełkot, te same tkliwe przesłania. Zapamiętałem tylko jedno zdanie Maryi. Kościół Chrystusowy jest jeden, to ludzie Go podzielili. To mądre zdanie można wydedukować samemu.
Jeżeli prowadzone są badania naukowe, to dobrze. Żadna nauka nie może zakwestionować pryncypia wiary! Tego się trzymajmy. Jeżeli dochodzi do nas jakaś nowinka naukowo-teologiczna, to jej nie odrzucajmy. Starajmy się naszym umysłem ją zrewidować, przemyśleć. Nie oburzać się. Spróbować zrozumieć.