Sprawy doktrynalne odchodzą na plan dalszy

 

          Dla osoby wierzącej, która uznaje istnienie Boga, Jezusa Chrystusa jako wyróżnionego Syna Bożego, głoszona chrześcijańska teologia konceptualna jest nieporozumieniem. Co prawda zmierza ona do tej samej eschatologicznej mety co wiara zdroworozsądkowa. Dla wiernych nieinteresujących się fundamentami wiary jest to obojętne. Odczuwa się również niechęć do nowego oglądu wiary. Jak mówią: jest dobrze, nie ma co psuć. Dla osób poszukujących Prawdy rzeczywistej (faktografia prawdziwych zdarzeń) jawi się problem, gdy inaczej pojmują fundamenty wiary. Zastanawiają się, czy ich obecność w kościele katolickim jest zasadna. Wiele osób rozgoryczonych odchodzi. Odchodzą również kapłani (ks. T. Węcławski), którzy odkryli legendarny charakter wiary. Np. w KKK[1] napisane jest: Objawił siebie samego pierwszym rodzicom zaraz na początku (s. 28). Na tej samej stronie jest powoływanie się na Przymierze Boga z Noem oraz troskę Boga powierzonej aniołom (według filozoteizmu anioły są istotami konceptualnymi). Dalej wspomniany jest Abraham, księgi legendarne itd.

          Z tym problemem przyszło mi się zmierzyć osobiście. Po wnikliwym rozmyślaniu, przyjąłem postawę kompromisową. Ja już wiem, to oni (kościół, wierni) mają problem, nie ja. Moja postawa wynika z ogromnego przywiązania się do Kościoła. Dobrze się czuję w budynkach sakralnych, uwielbiam atmosferę uduchowienia, mistykę, pieśni, modlitwy. Celebry kultu są piękne. Sam przez wiele lat śpiewałem w chórze kościelnym. Teologia, choć konceptualna, niekiedy infantylna, wytwarza niesamowitą atmosferę sacrum. Ponieważ zmierzamy w tym samym kierunku, różny ogląd wiary nie jest warunkiem sine qua non (warunek bezwzględny) przynależności do kościoła. Mam świadomość inności i świadomość ta mi wystarczy. Kiedy uczestniczę w celebracji kultu, łączę się z Bogiem. Sprawy doktrynalne odchodzą na plan dalszy.


 

Papieże w okresie 1724–1740

 

Papież Benedykt XIII (1724–1730) – sam skromny, nie znał mechanizmów władzy. Ślepo wierzył ludziom. Padł ofiarą oszusta Niccolo Coscia, którego wprowadził na salony Watykanu. Ucierpiał  budżet Kościoła i honor papieża. Ustanowił kary za udział w grach hazardowych.

 

Papież Klemens XII (1730–1740) – prowadził Kościół z łoża. Był inteligentny, wielkiej dobroci i uczciwości. Oszusta Niccolo Coscia osadził w więzieniu. Zniósł kary poprzednika za udział w grach hazardowych, aby zasilić skarbiec papiestwa. Dokończył wiele pięknych rzymskich budowli. Nie  żałował kasy na budowle poza Rzymem. Miasto to stało wspaniałym ośrodkiem kultury. Papiestwo traciło prestiż. W 1738 roku papież potępił masonerię.

 

Papież Benedykt XIV (1740–1758) – zaletą papieża była jego świadomość człowieczeństwa, nie boskości. Zachowywał się zwyczajnie. Spacerował pieszo po Rzymie. Pracowity, dokonał zmiany w liturgii oraz w przepisach udzielania sakramentów. Dopuszczał związki między katolikami a protestantami. Był wolny od uprzedzeń. Bez wahania powierzył kobietom dwie katedry uniwersyteckie, otworzył wydział chirurgii i muzeum anatomii.. Zalecił ostrożność przy ocenzurowaniu książek. Utrzymywał wiarę ludu w granicach rozsądku odróżniając ją od naiwności. Jak mówił: jestem przede wszystkim papieżem, dopiero później suwerenem. Nie bardzo lubił jezuitów, a zwłaszcza ich panoszenie się na dworach książęcych.

 

Papież Klemens XIII (1758–1769) – sympatyk i uczeń jezuitów. Troszczył się o swój lud. Pomagał i udzielał schronienia zgłodniałym uciekinierom z Lacjum i z południowych Włoch. W tym celu sięgnął po złoto papieskie. Naciski ze wszystkich stron (Portugalii, Francji, Hiszpanii) na likwidację zakonów jezuitów sprawiły u papieża zawał serca w przeddzień posiedzenia, na którym komisja miała zadecydować o losie jezuitów.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.16

 

         Na studiach było nas początkowo około 60 osób. M. innymi poznałem Ryszarda Śmiszka i Krzysztofa Zapędowskiego. Krzysztof pochodził z Chełma lubelskiego. Jego Ojciec był ordynatorem szpitala, a matka prawdopodobnie bio-chemiczką. Był on trochę wyższy ode mnie. Miał twarz męską, szczękę dolną wysuniętą. Nie wszystkie mięśnie równo wyrośnięte tworzyły postać troglodyta. Jego męska uroda powodowała,
że miał większe powodzenie u kobiet niż ja.

          Zbliżyliśmy się do siebie i polubili. Jego inteligencja była bardzo wysoka. Uczył się mało, za to świetnie zdawał egzaminy. Bardzo często rozmawialiśmy o życiu i przyszłości. Miał on jednak wadę, która zupełnie nie pasowała do jego wielkiej postury. Miał kompleks prowincjusza (mieszkał w Chełmie Lubelskim). Mieszkając od dziecka w Krakowie nie zdawałem sobie sprawy, że można mieć kompleks miejsca zamieszkania.

          Po trzecim roku załatwiłem sobie stypendium w Kielcach,  stało się jasne, że opuszczę przynajmniej na jakiś czas Kraków. Krzysztof bardzo się temu zdziwił i  nie mógł tego pojąć. Bardzo chciał on zamieszkać w tym zaczarowanym historycznym grodzie. Los chciał jednak inaczej.

         Rysiek był zupełnie innym facetem. Niższy, dobrze zbudowany, silny. Nie mówił za dużo, przez co był bardzo męski, trochę tajemniczy. Spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Wspólnie spędzaliśmy czas uczelniany i imprezowaliśmy. Chodziliśmy na piwo, zabawy. W tym samym dniu broniliśmy pracę magisterską. Był to ostatni dzień naszych zażyłości. Parę razy spotykaliśmy się na rocznicach ukończenia studiów. Nie było emocji. Szkoda.

         Odkryłem u siebie, że jeżeli ktoś zaskarbi sobie u mnie swoje serce, choćby mi potem uczynił coś przykrego, nie mogę go ze swojego serca tak łatwo wyrzucić.

         Przyjaźnią darzyłem koleżanki Magdalenę Patolską[1], Basię Wegrzyn. Wszystkie inne dziewczyny również bardzo lubiłem, ale były jakby o krok dalej.



[1] KKK – Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum 1994 t.

[2]  Niestety już nie żyją: Rysiek, Krzysztof i Madzia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *