Świętość

 

          Epatowanie pojęciami: święta Tradycja, Pismo święte, święty depozyt, święci pisarze, święty Ojciec (papież), święta Matka Kościół dają możliwość nadużyć. Dlaczego? Raz opracowana egzegeza staje się powszechnie obowiązująca, zdogmatyzowana, zamknięta w kokonie świętości, nienaruszalna. „Świętość” podświadomie blokuje postawy krytyczne. Nie należy ich mylić z agresywnym krytykanstwem, które wynikają ze złej woli. Chodzi o to, aby każdy mógł odczytywać prawdy według własnych predyspozycji i wiedzy. Trzeba mieć świadomość, że chodzi tu o Prawdy historyczne, faktograficzne. Prawdy nie można zmieniać, dlatego nie należy bać się różnych poglądów. Przyjmować je należy jako cudzy ogląd i tyle. Prawda sama się obroni: I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32). Do badań zachęcał Paweł słowami: Wszystko  badajcie,  a  co  szlachetne    zachowujcie (1 Tes 5,21). 

          Historia Kościoła pokazuje z jaką ostrożnością Kościół podchodził do wszelkich nowinek teologicznych, jak karcił autorów i skazywał na banicje, a nawet na stos. Dobrze, że te czasy minęły. Dzisiaj Kościół powinien nadal być depozytariuszem wiary, ale wiary współczesnej, a nie starej, skostniałej.  Co prawda w KKK jest napisane:  Tradycja  wyraża się stosownie do różnych miejsc  i różnych  czasów. W jej świetle mogą one być podtrzymywane, modyfikowane lub nawet odrzucane pod przewodnictwem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła (KKK s. 34). To jednak tylko są słowa. Kiedy Kościół da sobie z tego naprawdę sprawę? Największym błędem Kościoła jest przekonanie, że biskupi otrzymali niezawodny charyzmat prawdy, a papież jest nieomylny w wierze.

 

 

Papieże w okresie 1922–1939

 

Papież Pius XI (1922–1939) – przed elekcją był nuncjuszem apostolskim w Polsce. Małomówny, powolny, odznaczał się wielka pracowitością. Był alpinistą. Jako pierwszy zdobył Dufour (4633) w masywie Mont-Rose, wspinał się na Mont-Blanc i Cervin.  Umiał słuchać, a zarazem był bardzo krytyczny. Rządził Kościołem sam, odsuwając w cień kolegium kardynalskie. Uważano go za eksperta w sprawach politycznych. Popierał rozwój Akcji Katolickiej we wszystkich krajach. Papież wystąpił bowiem przeciwko szerzącemu się ruchowi ekumenicznemu, uważając, że Kościół nigdy nie będzie federacją niezależnych Kościołów posiadających odmienne doktryny, i zabronił katolikom brać udział w konferencjach organizowanych przez inne wyznania. Prawosławnych nazwał „zwolennikami błędów Focjusza”. Jak poprzednicy, czuł się więźniem Watykanu. W 1929 r. podpisano układ laterański regulujący status prawny papieża oraz państwa – Citta del Vaticano – liczące 44 hektary. Rząd zobowiązał się oddzielić murem, zbudować osobny dworzec, pocztę, telegraf, radio itp. Papież otrzymał na własność trzy archibazyliki w Rzymie, Castel Gandolfo i kompleks gmachów na Janikulum w dzielnicy Borgo. Kościół miał się cieszyć całkowitą swobodą, ale jego działalność ograniczono tylko do spraw religijnych.   Watykan mógł nawiązywać dowolne stosunki dyplomatyczne z każdym państwem, bez względu na ustrój, a także zawierać konkordaty. Papież zawarł konkordat z Niemcami, tym samym oficjalnie uznał Hitlera za przywódcę państwowego. Hitler inaczej interpretował konkordat. Papież ogłosił encyklikę w języku niemieckim. Spowodowała ona jedynie niechęć do katolików. W 1939 r. wojna była nieunikniona. Papież przygotował mowę dotycząca pogwałcenia umów przez rząd włoski, prześladowań rasowych pod rządami nazistów i marszu Niemiec ku wojnie. Zmarł w dzień wcześnie. Według wersji oficjalnej, dostał zawału serca. W 1972 r. kardynał Tisserant ujawnił na łamach francuskiej prasy, że Pius XI został zgładzony na rozkaz Mussoliniego. Śmiercionośny zastrzyk zrobił mu profesor Francesco Petacci. Watykan uznał tę informację za kłamliwą.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.22

 

          Po przyjeździe Ani postanowiliśmy, że pojedziemy na tydzień na jezioro Rożnowskie i wynajmiemy domek letniskowy. Ania  powiedziała rodzicom, że jedzie do koleżanki, chyba do Zakopanego. Nie bardzo mi się to podobało. Chciałem załatwić to tak, jak należało.  Nie wiedziałem wtedy, że nie bardzo przypadłem matce do gustu. Czas nad jeziorem wspominam mile. Byłem z ukochaną mi osobą. Wszelkie drobne niedoskonałości nie były ważne. Docieraliśmy się powoli.

          21 listopada umarł mój ojciec. Nie miałem okazji przedstawić jemu Ani.

          W moim rodzinnym domu Ania została prz
yjęta bardzo serdecznie. Zaprzyjaźniła się z moją siostrą Barbarą. Weszła w naszą rodzinę całkowicie. Początkowo cieszyłem się z tej sytuacji. Po pewnym jednak czasie zaczęło mnie to drażnić. Zauważyłem, że tracę pozycję główną na rzecz rodziny. Byłem zaniepokojony tą sytuacją – zazdrosny.

         Po trzecim roku studiów pojechałem do Przedsiębiorstwa Geologicznego w Kielcach załatwić sobie stypendium fundowane. Byłem ogromnie podenerwowany perspektywą rozmowy z dyrektorem firmy. Kiedy wszedłem do gabinetu, dyrektor Zbigniew Cygan trzymał w ręce najtańszą plastikową maszynkę do golenia. W pierwszych  słowach przeprosił mnie, że właśnie ogolił się maszynką kupioną w kiosku, bo nie zdążył tego uczynić przed pracą. Jego słowa wzbudziły moją sympatię do niego. Był zwyczajnym człowiekiem. Mimo, że później poznałem jego dyktatorski charakter, nigdy nie straciłem do niego sympatii.  Po rozmowie, odesłał mnie do działu geofizyki, abym przedstawił się mojemu przyszłemu szefowi. Poszedłem do baraku, w którym była siedziba geofizyki. Byłem pod wrażeniem i emocjach wcześniejszej rozmowy z dyrektorem. Zapukałem do drzwi i wszedłem do pokoju. W oparach dymu siedziało tam kilka osób. Odbywała się tam jakaś narada. Nie wiedziałem, który z panów jest kierownikiem. Niepewnym głosem zagadnąłem, że chcę rozmawiać z „dyrektorem” panem Ryszardem L. Na moje słowa zrobiła się kompletna cisza. Jeden z nich spojrzał na mnie wzrokiem, który jakby mógł, to by mnie zabił. Rozmowa była krótka i niemiła. Dopiero po latach dowiedziałem się jakie popełniłem faux pas. W tym czasie, w przedsiębiorstwie odbył się konkurs na z_cę dyrektora. Jednym z kandydatów był właśnie mój szef Ryszard L. Nie został wybrany. Moje słowa,  że chcę rozmawiać z „dyrektorem” przyjął jako moją kpinę. Od tej pory nigdy nie zauważyłem u niego cienia sympatii dla mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *