Człowiek byt niemal doskonały

 

          Jeżeli człowiek jest bytem niemal doskonałym, to znaczy, że ma potencjał, który trzeba zagospodarować. Ważna jest świadomość czym dysponuje człowiek. Przede wszystkim rozumem. Mózg jest ludzkim biologicznym komputerem. Rozum to zdolność do operowania pojęciami abstrakcyjnymi lub zdolność analitycznego myślenia i wyciągania wniosków z przetworzonych danych. Rozum mierzy się miarą inteligencji. Wyniki rozumu przekładają się na świadomość. Świadomość jest przypadłością duszy.  Dusza zakotwiczona jest w transcendencji. Świadomość jest więc pochodzenia boskiego.

          Świadomość ma wpływ na wolę. Wola to niebiański dar Boga. Jest niezależna, wolna. Decyduje kim się chce być. Określa własny status. Ustanawia własną relację z Bogiem. Może poddawać się woli Boga lub stawiać na konfrontację z Nim. Bóg na to pozwala. Bez własnej wolnej woli człowiek nigdy nie mógłby zostać partnerem dla Boga. Bóg wyniósł człowieka do tej godności. Dał człowiekowi szanse bycia jak On. Co zrobisz z tym człowiecze?

          Człowiek dobry, to ten, który umie korzystać z darów Boga.  Mówi się, że posiada cnoty. Kto posiada cnoty ten jest mądry. Sokrates był przekonany, że posiadanie prawdziwej wiedzy jest równoznaczne z posiadanej cnoty (intelektualizm etyczny). Kto jest mądry, ten jest cnotliwy. Ludzie czynią źle z niewiedzy. Jego pogląd  jest błędny, bowiem cnota zależy od woli, a nie od wiedzy. Z mądrością kojarzony jest rozsądek. Np. wygrywać w małej sprawie jest głupotą, ale: Lepiej jest doznawać krzywdy, niż ją wyrządzać (Sokrates).

           Sumienie to wewnętrzny głos ostrzegawczy (daimonion), powstrzymujący człowieka od popełnienia zła. Na tej płaszczyźnie następuje rozmowa z Bogiem. Polega ona na otwarciu się na Boga. Człowiek umożliwia sobie odczytywanie głosu Boga ze stanu Prawdy.

        

 

Wspomnienia biograficzne  cz.52

 

1988.11.17      czwartek

          Noc miałem fatalną. Ujawniła się moja przykra dolegliwość – chrapanie. Z tej przyczyny obudził mnie w nocy Zygmunt. Próbowałem dalszą część nocy kontrolować. W efekcie były to już tylko krótkie drzemki. Było mi przykro, że jestem koszmarem dla kolegów. Jacki jednak sami obracali to w żart. Byłem im za to wdzięczny. W nocy niesamowicie cięły nas komary, co potęgowało koszmar nocny. Koledzy uraczyli pokój intensywnym zapachem czosnku. Wieczorem zjedli po kilka kawałków w celach ochronnych. Rewanżowałem się żartami za swoisty smród.

          Na śniadanie zjedliśmy mój ser, który złapał już pleśń. Trzeba go było jak najszybciej skonsumować. Po śniadaniu wyszliśmy z hotelu. Na dworze piękna pogoda. Skierowaliśmy się do Muzeum Egipskiego, około 2 km znajdującego się na placu At-Tahrir. Muzeum wydawał się okazałym budynkiem w starym stylu, zbudowanym przez francuskiego architekta Marcelego Dourgnon w 1902 roku, specjalnie do tego celu. Przed wejściem stał pomnik wielkiego archeologa Augusta Mariette’a, który za zasługi został pochowany w staroegipskim sarkofagu.

          Zbiory muzeum imponujące. Zwiedzanie zajęło nam ponad 3 godziny i trzeba przyznać, że było to zwiedzanie dość szybkie. Mimo to znaleźliśmy prawie wszystkie dzieła zaznaczone w naszym jedynym przewodniku, tj. książeczki pod tytułem „KAIR” (przekład z rosyjskiego) autorki Świetlany Chodzasz. Bilet kosztował 3 &. Fotografowanie należało dodatkowo opłacać. Oprawa muzeum według nas niezbyt wysokiej klasy. Ściany brudne i zaniedbane. Opisy eksponatów w językach angielskim i arabskim, natomiast w języku francuskim nie zawsze. Wszystko to oglądaliśmy z zaciekawieniem. W języku francuskim rozumiałem ok. 70 % słów. Jacek R. ubiegał mnie jednak swoją umiejętnością angielskiego. Tylko gdzieniegdzie uzupełnialiśmy się w informacji.

          Przed muzeum robiliśmy zdjęcia. Niestety aparat Zygmunta był wadliwy. Taksówkarza zapytaliśmy o koszt jazdy do Hurghady. Ceny były od 200 do 100 &. Bilet autobusu 15 & od osoby. Poszliśmy na policję podbić paszporty. Niestety spóźniliśmy się. Należało przyjechać między 10 a 13. Była godz. 15’30. Wróciliśmy do hotelu. Dowiedzieliśmy się, że w całym Egipcie nie kupi się cukru. Dla mnie to wielka bieda. Po zjedzeniu zupy i kaszy z konserwą znów gwarzyliśmy, co robić dalej. Dla Jacka R. zdobyłem cukier metodą capcarap.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *