Ewangelia wg Marka cz.5

          Być może perykopa W okolicy Kafarnaum wyjaśnia pochodzenie perykopy o kuszeniu Jezusa. Jest w niej napisane: Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił (Mk 1,35). Ciekawe są dalsze słowa zaniepokojonych uczniów: Wszyscy Cię szukają (Mk 1,37). Autor ujawnia, że Jezus wymykał się swoim uczniom, uchodził w miejsca ustronne (pustynia), aby modlić się w odosobnieniu. Niekiedy trwało to wiele dni: Czterdzieści dni przebył na pustyni (Mk 1,12). Jezus sam stanowił o sobie. Nie tłumaczył się nikomu. Uczniowie byli zaniepokojeni Jego „samowolą”. Być może na kanwie takich wydarzeń utkała się perykopa o kuszeniu Jezusa (Mt 4,1–11; Mk 1,12–13; Łk 4,13).

          Warto zwrócić uwagę, że Jezus często korzystał z synagog. Widać, były one łatwo dostępne. W nich tętniło codzienne życie religijne. Modlitwy były czymś zwyczajnym. Żydzi żyli Bogiem przez całą dobę. Nie przypadkowo Bóg wybrał naród żydowski do realizacji swoich planów. Szkoda, że w końcu Boga zawiedli.

          Pomimo próśb Jezusa sława Jego rosła w okolicy. Synagoga była już za mała aby pomieścić wielu. Jezus wraz z uczniami zaczął organizować spotkania na peryferiach miast i miasteczek.

          Kapłani i faryzeusze obserwowali poczynania Jezusa. Początkowo byli tym zainteresowani. Jezus mówił rzeczy nowe, przez to ciekawe. Budził zdziwienie, może niekiedy zachwyt. Wszystko jakoś się układało dopóki nie nastąpiło zdarzenie z uzdrowieniem paralityka (Mk 2,1–12) z równoczesnym odpuszczeniem jego grzechów. Tu, zdaniem faryzeuszy Jezus przesadził. Według nauki żydowskiej tylko Bóg może odpuszczać grzechy. Działalność Jezusa uznano za bluźnierstwo. Pytali: czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden (Mk 2,7). Jezus wyczuwając ich myśl powiedział jednoznacznie: Otóż abyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów (Mk 2,10). Jezus odkrył „karty”. Wypowiedź jest jednoznaczna, prosta, a zarazem niezwykła. Kapłani, faryzeusze i uczeni w piśmie oniemieli. Jak można mieć taki tupet? Czy to nie oby szaleniec? Może sam postradał rozum. To nie mieściło się w ich umysłach. Takiego przypadku jeszcze nie mieli. Zastanawiali się, o co chodzi Jezusowi?  Prawda była dla nich niedostępna. Wielowiekowe trwanie w nauce ojców zrobiło swoje. Byli niezdatni do przyjęcia nowego oglądu wiary[1]. Byli zgorszeni i zniesmaczeni. Powoli wyzwalała się w nich chęć unicestwienia tego, co im przeszkadzało i zagrażało.  Ludzki odruch strachu przed nowością i innością[2].

 


[1] Proszę porównać z dzisiejszą bojaźnią Kościoła. Każdy nowy ogląd wiary paraliżuje dogmatyków i konserwatywnych teologów.

[2] Tak jak dziś, niektórzy boją się ustanowienia praw dla homoseksualistów.

0 myśli nt. „Ewangelia wg Marka cz.5

  1. Dobry wieczór Panie Pawle

    Jedną z większych dla mnie zagadek jest to, dlaczego jedni ludzie przychodzą na świat zdrowi, w kraju w którym panuje pokój, względny dobrobyt, a inni rodzą się już np. niepełnosprawni czy to fizycznie, czy umysłowo lub (i) w regionach ogarniętych wojną. Podobnie mający rodziców, jedni troskliwych, inni obojętnych i nie zainteresowanych swoimi dziećmi. Albo, dla jedniej kobiety ciężarnej lekarze robią wszystko, żeby urodziła dziecko zdrowe (bo ona tak chce), a przy innej robią wszystko, żeby wcale nie urodziła. (nie chodzi mi tu o zajmowanie stanowiska w sprawie aborcji, tylko – takie osobiste rozważania). Na jedno dziecko się oczekuje, a inne jest nieoczekiwane i niechciane. Skąd to poróżnienie? Z punktu widzenia ludzkiego jest to raczej (?) niesprawiedliwe. Przywołany tu paralityk – skąd u niego te grzechy? Kiedy się ich “dorobił”? Czy za życia doczesnego? Czy może jest to jakiś bagaż, który na ten świat ze sobą przyniósł? No ale z kąd? Czy z jakiegoś wcześniejszego życia? Czy w jakimś “poprzednim życiu” narozrabiał i teraz przechodzi coś w rodzaju “czyśćca”? Czy ludzie przychodzący na ten świat łomni, czy w jakiś sposób skazani na porażkę ( z ludzkiego punktu widzenia) sami na to zapracowali (lub ich dusze)? Jeśliby wziąźć słowa, które przytacza ewangelista Marek dosłownie, to cierpienie ludzkie, jest w jakiś sposób konsekwencją naszych poczynań i Jezus jest tego świadomy(?) dlatego uzdrowienie paralityka polega na odpuszczeniu mu jego grzechów i wówczas nie ponosi on dalej kary za swoje przewinienia lub jego kara zostaje darowana.
    Wiem, że trochę “zjechałem” z wątku, który Pan zawarł w poście, ale czy mógłby mi Pan w tej kwestji trochę rozjaśnić w głowie. Jak Pan na to patrzy? Czy dalej ma tu zastosowanie przypadek, matematyczne prawdopodobieństwo (losowość)?

    pozdrawiam Grzegorz

    • Panie Grzegorzu

      Pan przedstawia prozę życia, ale wydaje mi się, że proporcje zostały trochę naciągnięte. Wiele jest przykładów tragedii w rodzinach bogatych. Tam również rodzą się dzieci upośledzone. Oczywiście za tym chowają się ludzkie zachowania. Termin „błękitna krew” pochodzi od lekarstwa zawierającego ołów. Tym lekarstwem leczyli się panowie z wyższych sfer (XIX/XX wiek), gdy chorowali na kiłę (czy inną weneryczną chorobę). Później termin ten pozostał do określania osób „dobrze urodzonych”. O ironio, przywara stała się określeniem nobilitującym!
      Paralityk z ewangelii, niezależnie od swojej choroby był grzesznikiem, jak każdy człowiek na ziemi (!). Nie chodzi tu zresztą o konkretny przypadek, ale o sens uzdrowienia nie tylko ciała, ale i duszy. Paralityk jest tylko materią, podkładem katechezy.
      Powołanie się na wcześniejsze życie mija się z moim oglądem religijnym więc nie skomentuję tego fragmentu Pana listu.
      Wyczuwam w Pańskim liście nutę pretensji, jak nie do Boga, to do losu. Dostrzega Pan pewną niesprawiedliwość dziejową. Całe nieporozumienie bierze się stąd, że co innego oczekujemy od Stwórcy, a co innego nam Bóg ofiaruje. Nasze oczekiwania są w większości z poziomu małego dziecka, który wie, że istnieje bozia, która wszystko może. Ponieważ bozia jest miłosierna, to dlaczego nie spełnia naszych próśb?
      Panie Grzegorzu, musimy dorosnąć i stawić czoło Prawdzie. Bóg postawił przed człowiekiem wysoką poprzeczkę. Daje nam sporo, ale i wymaga. W dobrach należy dostrzec przede wszystkim sam fakt życia, i to życia rozumnego. Zbyt jesteśmy przyzwyczajeni do swojego rozumu i może dlatego nie zdajemy sobie sprawę jak wielki to dar. Drugim darem to absolutna wolność woli. Trzecim darem to obietnica życia wiecznego. Kolejnym darem jest dziedzictwo Boga i tak dalej.
      Tak, trzymam się tezy, że Bóg wykorzystuje losowość, ale w darach (talentach, w urodzie) ale tragedie ludzkie są kompilacją i skutkiem ludzkich zachowań, które mają wpływ na ludzkie losy.
      Pozdrawiam. Paweł Porębski

  2. Dzień dobry Panie Pawle

    Trochę za szybko przeszedłem do zadawania pytań w poprzednim moim komentarzu, bez odpowedniego wstępu, dlatego mogło to być odczytane trochę niewłaściwie.
    Moje pytania nie mają charakteru pretensji do kogokolwiek, a tym bardziej do Boga. Są podyktowane czystą ciekawością, rozwikłaniem na ile to możliwe zagadek z życia. Czego Bóg od nas (odemnie) oczekuje? Jak najlepiej przeżyć ziemskie życie. Co z czego wynika. Często się zastanawiałem nad sensem przekazu tego fragmentu z paralitykiem.
    “Dostrzega Pan pewną niesprawiedliwość dziejową.” no właśnie dostrzegam choć nie oceniam dlaczego ona taka jest i nie mam do nikogo o to pretensji, ale chciałbym wiedzieć (o ile jest to do poznania) dlaczego tak jest i z czego to wynika. Ja osobiście do tej pory nie miałem powodów i nie mam, aby tak po ludzku na cokolwiek narzekać. Wręcz przeciwnie. Mam opiekuńczych i troskliwych rodziców, nigdy mi niczego nie brakowało, zdrowie mi dopisywało i dopisuje, moje marzenia się spełniały i niekiedy zastanawiam się czemu inni są doświadczani i mają “pod górkę”, albo dlaczego są wciąż z czegoś niezadowoleni. Wiem, że trzeba im pomóc i właśnie to trzeba umieć, być może z tego Bóg będzie mnie rozliczał. U mnie jest również różnie, żyjemy w świecie rzeczywistym, ale nie mam powodów do narzekań, albo inaczej, to co niektórzy uważają za porażkę u mnie nie jest żadną tragedią.
    Dziękuję Panu za przedstawienie swojego stanowiska w tej sprawie. Robi Pan wrażenie człowieka interesującego się sprawami filozoficznymi, zagadnieniami przyczynowo-skutkowymi dlatego do Pana skierowałem te nurtujące mnie pytania, które jak już wspomniałem nie mają absolutnie żadnych negatywnych ani pretensjonalnych podtekstów.
    Oczywiście zgadzam się, że wobec życia wiecznego i boskich planów wobec nas, są to sprawy (pytania) śmieszne. Życzę wszystkiego dobrego.

    pozdrawiam Grzegorz

    • Panie Grzegorzu

      Wydaje mi się, że zrozumiałem Pańskie myśli. Są one podobne do moich. Co by nie powiedzieć, żyjemy w kręgu Bożych tajemnic. Mam jednak odczucie, że to, co kryje się za ich bramą, ma głęboki sens – tylko po ludzku są niezrozumiałe. Nie znaczy, że pokornie oddaję pole bitwy. Bóg zezwolił na ludzką dociekliwość i czasem uchyla swój rąbek tajemnicy. Poszukiwanie stało się moim celem, pasją i sposobem na życie.

      Pozdrawiam. Paweł Porębski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *