Temat błogosławionej winy kard. Stanisława Dziwisza ożywił blog. Tak akurat się zdarzyło, że dwóch interlokutorów, którzy napisali komentarze i zaczęli polemizować, cenię sobie szczególnie. Dwóch wspaniałych przyjaciół, a różne zdania. Dlaczego? Bo chodzi tu o przypadek wyboru między złem a złem. Niedotrzymanie obietnicy przez kard. S. Dziwisza nie jest dobrem w samo w sobie, ale zniszczenie cennych notatek papieża również. Takich przypadków wyboru między złem a złem mamy wiele na codzień. Każdy wybór może być skrytykowany. Zależy to od różnej wrażliwości ludzkiej na różne aspekty życia. Pan Martin reprezentuje tradycyjną szkołę etyczną – dictum factum. Pan Zbigniew dostrzega niepowetowaną stratę po ewentualnym zniszczeniu dorobku pracy papieża. Komu przyznać rację? Jedno wiem, że nie można szali sprawiedliwości przechylać na żadną ze stron. Tą niedoskonałością musimy się zmierzać i dlatego nie wolno nikogo obwiniać za dokonany wybór. Jeżeli trzeba wybierać, czy ratować topiące się dziecko czy żonę, jeden wybierze dziecko, a drugi żonę. Jeden powie, że ma jedną ukochaną żonę, a dzieci może jeszcze mieć, a drugi uzna, że trzeba ratować najsłabszą istotę. Przypadek tragiczny w każdym wyborze. Nie powiem, kogo ja bym wybrał, bo naraziłbym się jednemu, albo drugiemu. Pojęcie „błogosławiona wina” ma w sobie dramat wyboru – winę i błogosławieństwo. Ewangelicznym przykładem jest błogosławiona wina Judasza. Gdyby Jezus nie zdradził Jezusa, może Jezus zostałby jedynie wygnany z kraju, a tak dokonał aktu wybawienia ludzkości z grzechu, przywrócił pierwotną godność człowieka. Teologia tego wydarzenia jest skomplikowana i wiem, że kilkoma zdaniami nie jestem w stanie wytłumaczyć materii zbawienia (na czym ona polega). Tu akurat podejście filozoteistyczne ma takie samo rozumienie, co nauka Kościoła. Może jeszcze wrócę do tego bardzo ciekawego, a niełatwego tematu.
Pozdrawiam obu Panów i przyjaciół.