Zagrożenia

 

          Rzadko o typ piszę, bo jest to dla mnie temat bolesny i trudny, a mianowicie wpływ wielkiej, światowej polityki i systemów politycznych na sprawy religijne. Tylko osoby całkowicie pozbawione orientacji i wiedzy współczesnej nie dostrzegają jak ta machina, naprawdę się kręci.  Osobiście uważam, że choć religia katolicka ma swoją historię objawieniową, to dalsze  poczynania kościoła winne opierać się płaszczyźnie duchowej samych wiernych. Tam Bóg dostarcza wiedzy o sobie. W sercach ludzkich pojawiają się pragnienia, tam stale rodzi się dobro. Wspólnota kościoła winna scalać te pragnienia i służyć samym wiernym. Polityka odgórna, nakazowa jest w dzisiejszych czasach nie do utrzymania. Jak można zauważyć, kościół dalej ulega wpływom politycznym i z góry przyjętym zasadom.

          Papież nie tylko martwi się o swój kościół, ale konfrontuje go z innymi wyznaniami, a szczególnie z islamem. Gorliwość islamistów w swojej wierze daje powód do zawstydzenia katolików. Niestety, katolicy  mają skromną wiedzy religijną, mało poświęcają czasu na studiowanie świętych pism. Bez wiedzy trudno dalej funkcjonować. Problem w tym, że Kościół katolicki bardziej opiera się mitach niż prawdach historiograficznych. Mity, legendy powoli się wypalają. Trzeba koniecznie zmienić bazę ewangelizacji. Trzeba oprzeć się na wiedzy. Jak podaję, Bóg jest logiczną koniecznością, a Jezus został wywyższony do rangi Ojca. Zachowuję więc fundament wiary chrześcijańskiej, resztę trzeba przebudować na miarę dzisiejszych czasów. 

          Coraz częściej słyszy się opinię, że wierni którzy jeszcze przychodzą do kościoła, tak naprawdę, nie wyznają już jej doktryny. Przymykają oko na mity i legendy. Chodzą do kościoła, bo tak podpowiada im tradycja, przyzwyczajenie, środowisko, rodzina. Powoli przechodzi się na hipokryzję. Kościół sobie, a wierni wiedzą swoje.

          Podczas rozmowy z internautą, który śledzi moje wykłady, na moją troskę, że mało jest komentarzy (ataków) do moich prac powiedział: Panie Pawle, ludzie akceptują pańskie tezy, bo podobnie myślą. Nie podejmują polemiki, bo się z nimi, w większości, zgadzają.  

          Ponieważ wierni nie wierzą, że Kościół może się doktrynalnie zmienić, dopominają się od niego przynajmniej korzyści społecznych i opiniotwórczych. Chętnie słyszeliby, aby Kościół aprobował aborcję, badania prenatalne, eutanazję, zapłodnienia in vitro i inne nowości medyczne. Dobrze jest widziana pomoc dla najbiedniejszych itp. Choć sam nie neguję dzisiejszych potrzeb, to przeraża mnie, że Kościół zmienia akcent swojego powołania.

          Znaczenie kościoła w świecie zależy od systemów politycznych oraz w zależności od przyjętej polityki Watykanu. Wybiera system, z którego ma własne korzyści. Dobro wiernych jest na drugim planie. Jak twierdzą historycy kapitalizm był propagowany przez protestantyzm. Kościół katolicki, początkowo feudalny, jest raczej lewicowy. Można zauważyć, że za czasów Edwarda Gierka potrafił kooperować z władzą i znajdował wspólne płaszczyzny porozumienia.  Wyjątkiem był Jan Paweł II, który sprzyjał kapitalizmowi, ale miał w tym szczególny cel. Pragnął wyzwolenia Polski z reżimu Wschodniego. Dzisiejszy kapitalizm raczej spycha kościół katolicki w kierunku sekularyzacji. Papież Franciszek I odszedł od polityki Jana Pawła II i próbuje przeciwstawiać się błędom kapitalizmu. Czy odniesie sukces? Mam wątpliwości. Owszem początek ma udany, ale gdy użyje cięższych dział ekonomicznych może przegrać. Lepsze wyjście widzę w rewolucji doktrynalnej, a nie ekonomicznej. Do takiej przebudowy trzeba jednak Herkulesa, człowieka o wysokim autorytecie, silnego, zdecydowanego. Pomoc oddolna jest bardzo potrzebna. Bez niej frakcje fundamentalne kościoła zniszczą w zarodku każde nowe przedsięwzięcie. Kościół będzie zmierzał do organizacji pomocy społecznej o niewielkim znaczeniu, rozwiązujący lokalne problemy społeczne.

4 myśli nt. „Zagrożenia

  1. “Osobiście uważam, że choć religia katolicka ma swoją historię objawieniową, to dalsze  poczynania kościoła winne opierać się płaszczyźnie duchowej samych wiernych. Tam Bóg dostarcza wiedzy o sobie. W sercach ludzkich pojawiają się pragnienia, tam stale rodzi się dobro. Wspólnota kościoła winna scalać te pragnienia i służyć samym wiernym. Polityka odgórna, nakazowa jest w dzisiejszych czasach nie do utrzymania. Jak można zauważyć, kościół dalej ulega wpływom politycznym i z góry przyjętym zasadom”.

    Nie sposób nie zgodzić się z Panem w tych twierdzeniach. Jednak kościół instytucjonalny również składa się z osób, które uważają się za wyznawców Jezusa. Jeżeli poczynania ludzi kościoła, które „opierają się na płaszczyźnie duchowej swoich wiernych”, nie są głęboko zakorzeniona w osobistych relacjach z Bogiem, to Kościół przypomina bardziej korporację niż wspólnotę wierzących. Nie mam zamiaru nikogo osądzać, gdyż wiem jak bardzo sam jestem tutaj malutki. Pragnę jedynie wyrazić opinię, że problem może leży również gdzie indziej.

    Nie pamiętam, kto powiedział te słowa: Kościół XXI wieku, albo będzie kontemplacyjny, albo go nie będzie.

    Nie wiem czy ma Pan świadomość tego, że w żadnym seminarium, w żadnym zakonie (poza niektórymi klasztorami benedyktyńskimi), nie ma nauki modlitwy kontemplacyjnej?
    Owszem, jest brewiarz, rozmyślanie, wspólne nabożeństwa, przeróżne modlitwy, jednak od czasów Lutra, zarzucona została ta praktyka. Ideał mistrza, który prowadzi ucznia na drodze wzrastania w doskonaleniu indywidualnych relacji z Bogiem, został zarzucony. Jak gdyby uznano, że Boga najpełniej można poznać rozumowo, a nie doświadczyć w swoim „sercu”. Rozwój nauk teologicznych, rozrost wiedzy o Bogu, stał się ważniejszym od nawiązywania osobistych z Nim relacji.

    Czy zatem może dziwić, że po wiekach takich praktyk, ślepy wskazuje drogę ślepemu?

    Tak, Bóg działa w sercach swoich wiernych. Kościół instytucjonalny staje ponownie przed faktem, że setki, tysiące ludzi poszukujących głębokich relacji z Tym Który Jest, masowo odkrywają praktykę kontemplacji. Zwykłe szaraczki, które poszukują w swoim życiu czegoś więcej, uczą się stawania w prawdzie swego istnienia przed Tym, który jest ISTNIENIEM. Na nowo odkrywają mądrość Ojców Pustyni, Kontemplatyków Nadreńskich, praktyk Jana Kasjana, św. Jana od Krzyża, św. Teresy Wielkiej… Nie będę się rozwodził i może po prostu wskażę miejsce, gdzie można zapoznać się z tym o czym mówię: http://www.wccm.pl/ ; http://www.lubin-medytacje.pl/

    „Ci, którzy nie odnaleźli swojego prawdziwego bogactwa, czyli promiennej radości Istnienia wraz z towarzyszącym jej głębokim, niewzruszonym spokojem, są żebrakami, nawet jeśli opływają we wszelkie materialne dostatki. W świecie zewnętrznym rozglądają się za ochłapami przyjemności, spełnienia, potwierdzenia swoich racji, szukają bezpieczeństwa lub miłości, a tymczasem we własnym wnętrzu noszą skarb, który nie tylko zawiera w sobie komplet wymienionych dóbr, lecz jest nieskończenie cenniejszy niż wszystko, co świat ma do zaofiarowania”. (Eckhart Tolle – Potęga teraźniejszości).

    Wiele dobra. Zbigniew Kubik

    • Panie Zbyszku

      Dziękuję za wpis. Trudno się nie zgodzić z tym, co Pan pisze i cytuje.
      Może warto kontynuować rozpoznanie Objawienia naturalnego i
      wydobywać z niego skarby dane nam przez Stwórcę?
      Pozdrawiam serdecznie.

  2. Mam nadzieję, że nie odebrał Pan moich słów osobiście. Jestem zapewne jednym z ostatnich, którzy uznaliby za konieczne wrzucić ten kamyczek do Pana ogródka. Niezwykle cenię Pana dociekliwość w odkrywaniu Prawdy.

    Nie mam nic do rozumowych dociekań. W końcu po coś mamy te szare komórki. Ośmieliłem się jedynie wyrazić zdanie, które jakkolwiek jest oczywistością, to czasami można odnieść wrażenie, że stanowi wiedzę tajemną: “Z głębokości serca usta mówią”.

    Pozdrawiam. Zbyszek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *