Człowiek jest dla siebie odrębnym światem

          Warto przemyśleć ludzkie jestestwo. Tak naprawdę to na czym ono polega?  Czy każdy człowiek jest dla siebie odrębnym światem, czy żyjemy w wspólnej przestrzeni, której nie pojmujemy? To co dotyczy nas samych, mamy w sobie i to jest pewne. Reszta jest niepewna, a nawet obca. Owszem, człowiek jest istotą społeczną, żyjącą w grupie, ale tak naprawdę jest osobnym układem odniesienia. To indywidualna cząstka przestrzeni, w której rozgrywa się własna świadomość a nawet wiara. Między ludźmi zawiązują się relacje. Pozwalają one na wspólne przedsięwzięcia, ale człowiek musi stawać sam przed decyzjami egzystencjalnymi. Każdy odpowiada za siebie. Łącznikiem jest Bóg, który powołuje do istnienia, ale każdego człowieka osobno. Te dywagacje sięgają koncepcji Stwórcy, której do końca nie znamy. Wieczność rysuje się jako wielość dziedziców Boga: Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami (Rz 8,17). Jakie zadania wyznaczył Bóg człowiekowi? Nie jesteśmy masą, ale stanowimy rodzinę, w której każdy jest indyviduum  (pojedynczy osobnik).  Jestestwo ludzkie jest niebywale atrakcyjne i dające wielkie pole do popisu dla każdego. To ogromny dar od Boga. Bóg jest Osobą i każdy człowiek jest osobą. Znak równości w przedmiocie i indywidualność w podmiocie.

          Kiedy człowiek wypowiada się autorytatywnie, to mogą być tego różne scenariusze. Jezus mówił od siebie. Nie konfrontował wiedzy poza neurotycznymi kontaktami z Ojcem. Jego postawa jest zrozumiała. Apostoł Paweł również przekazuje naukę w sposób świadczący, że innej prawdy nie ma. Ten przypadek jest jednak nie do końca słuszny. Apostoł pisze:  On [Bóg], który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał  (Rz 8,32). Przedstawia Boga jako okrutnego ojca, który nie ma względów na ojcowskie uczucia i wysyła swego syna na pewną śmierć. Czy taka jest prawda historyczna?  Nie sądzę. Tekst sprzeciwia się definicji Istoty Boga jako doskonałego Ojca. Bóg nikogo nie karze, a co dopiero skazywać własnego Syna na pewną śmierć. Filozoteizm próbuje wyjść z tej opresji i proponuje inne tłumaczenie; to sam Jezus postanowił złożyć z siebie ofiarę na zbawienie wielu, a Ojciec tę ofiarę przyjął i uczynił ją skuteczną.

          Wszelkie inne próby tłumaczenia powyższego zdarzenia, z jakimi się spotkałem w literaturze fachowej starają się zmienić sens wypowiedzi Apostoła. Niestety zdanie jest proste i mówiące wprost. Żadna żonglerka słowna nie jest w stanie zmienić ludzkiego rozumienia tego zdania.

4 myśli nt. „Człowiek jest dla siebie odrębnym światem

  1. „Warto przemyśleć ludzkie jestestwo. Tak naprawdę to na czym ono polega? (…) Jestestwo ludzkie jest niebywale atrakcyjne i dające wielkie pole do popisu dla każdego. To ogromny dar od Boga. Bóg jest Osobą i każdy człowiek jest osobą. Znak równości w przedmiocie i indywidualność w podmiocie.”

    Po raz nie wiem który, jestem Panu wdzięczny, za podrzucenie tego tematu do rozważań. Ilość znaków zapytania, które zastosował Pan tutaj świadczy najlepiej, jak trudną jest jednoznaczna odpowiedź, jeżeli w ogóle jest ona możliwa.
    Dorzucam do tego tematu kolejne pytania:
    Jak wyznawca Chrystusa ma rozumieć „zapieranie się samego siebie” (siebie, czyli kogo)?
    Jak rozumieć, że jesteśmy jednym w Chrystusie, a jednocześnie każdy z nas jest osobą?
    Jak rozumieć, polecenie rezygnowania z siebie samego (z siebie, czyli z kogo)?
    Jak rozumieć: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”?

    Zapewne to przejaw mojej ułomności, ale jakieś głębsze zrozumienie tych podstawowych kwestii egzystencji człowieka, nastąpiło u mnie nie pod wpływem lektury tekstów chrześcijańskich, lecz „nieprawomyślnych” myśli Mistrza Eckharta, oraz mądrości znalezionych u ludzi Wschodu.

    Budda uczył, że „korzeniem zła jest nasza ignorancja, która każe nam uważać nasze „ja” indywidualne za naszą prawdziwą jaźń”.
    Jak zatem rozumieć niewątpliwy indywidualizm człowieka–osoby w tym kontekście?
    Myśli Zen, tłumacząc ten dylemat, idą w kierunku rozróżnienia „osoby” od zewnętrznego, indywidualnego „ego”.
    Osoba w tym rozumieniu, to nie jakiś podmiot, który jest powiązany z innymi podmiotami, przedmiotami, czy nawet samym Istnieniem w relacji ja-ty. Osobowość tutaj postrzegana jest jako esencjonalne zakorzenienie w JAŹNI, które objawia się w tak ścisłym zjednoczeniem świadomości, że podmiot i przedmiot stają się jednym. (porównaj: Kitaro Nishida – A Study of Good).
    Stąd buddyści za dobro najwyższe uważają połączenie, fuzję „własnej” jaźni z Najwyższą Rzeczywistością.

    Mistrz Eckhart by dodał w tym miejscu, że w tej najwyższej jedności odkryjemy ostateczną godność i znaczenie naszego „ziemskiego ja”, które nie istnieje poza nią. A tragedia ludzkości polega na tym, że nasza świadomość oderwała się od tej podstawy naszej najgłębszej tożsamości. To wyobcowanie rozumie jako właśnie grzech pierworodny. (Mistrz Eckhart, Traktaty i kazania… Kazanie 13 „Kto mnie słucha”).

    Współcześnie żyjący myśliciel, Eckhart Tolle, dodał by w tym miejscu, że nadzieje, pragnienia naszego zewnętrznego, jednostkowego „ego” sprzeciwiają się tej wyższej jedności. Koncentrują się one wokół wyeksponowania mnie-jednostki, bytu, który oddzielony jest od innych bytów. Jednak gdy zaczniemy nieustannie „zmierzać” do świadomego życia tą chwilą, w której jesteśmy; gdy przestaniemy dążyć, pragnąć, a poddamy się świadomemu przeżywaniu teraźniejszości – tej konkretnej chwil, mamy szansę na przeżywanie prawdziwej ludzkiej osobowości. (Eckhart Tolle – „Potęga teraźniejszości”).

    Z tych myśli wyciągam za mądrością Wschodu wnioseki, że:
    „Zapieranie się samego siebie” – to rezygnacja z własnego, „zewnętrznego ja”.
    „Bycie jednym w Chrystusie” – to poszukiwanie w głębi swego serca jedności z Bogiem, która nie ma granic.
    „Rezygnacja z samego siebie” – to zaprzestanie traktowania siebie jako centrum i otwarcie się na innych. Odkrywanie, że wyzbywając się zewnętrznego ja, paradoksalnie osiągam pełnię swego człowieczeństwa.

    Buddysta w tym miejscu by dodał, że takie „plany” nie mają mieć w sobie cienia poświęcenia, rezygnacji. Nie ma być to droga użalania się nad sobą, lub podświadomego udowadniania, jaki jestem wspaniałomyślny, doskonały. Nie byłoby to nic innego, jak wyszukana pułapka naszego „zewnętrznego ego”.
    Najgłębszym celem tej swoistej unifikacji ma być On sam – Ten który Jest.

    Zachęcam do zaczerpnięcia z doświadczeń ludzi Wschodu w aspekcie tego, co w ich wielowiekowej tradycji odnosi się do poznania, kim jest człowiek.
    Wiele dobra. Zbyszek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *