Obyśmy byli jedno

Od czasu, gdy zacząłem zagłębiać się w myśli Wschodu, odnoszące się do płaszczyzny egzystencjalnej człowieka, wyczulony jestem na rozgraniczanie tego, co dotyczy ego każdej istoty ludzkiej, od esencji naszego bytu. Wschodnia, buddyjska tradycji głosi, że esencja bytu każdego człowieka jest częścią Istnienia, przez co tak właściwie nie można rozróżnić jakiegokolwiek bytu (ja, ty, on), gdyż wszyscy jesteśmy częścią tego samego. Wszelkie podziały na ja, ty, on, rodzą się na zewnątrz nas, na powierzchni naszego ego, które skażone pragnieniami, osądami, oczekiwaniami, skłonne jest fałszować własną indywidualność i złudnie utożsamiać esencję bytu z egotyczną przestrzenią człowieka. Jan.K.

           Prawdą jest, że w niebie łączymy się z Bogiem. Nie znaczy, że natury zlewają się ze sobą (tak jak w rzeczywistości fizycznej), tak że nie można: rozróżnić jakiegokolwiek bytu (ja, ty, on). To opis symboliczny. Jak  sam Pan napisał: przy zachowaniu świadomości własnej podmiotowości. Wydaje mi się, że przekaz Wschodu jest bardziej fundamentalny i dosłowny.

          Pragnieniem Ojca Niebieskiego jest: aby wszyscy byli jedno (J 17,21), ale w znaczeniu dobrych ludzi, którzy pragną dobra powszechnego.

          Nawiasem mówiąc przytoczony cytat jest dłuższy: Aby wszyscy byli jedno, jako ty, Ojcze! we mnie, a ja w tobie; aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, żeś ty mię posłał (tamże) i przedstawia koncepcję szkoły Janowej: aby świat uwierzył, żeś ty mię posłał, ale to jest zupełnie inna sprawa. Prawdopodobnie cytat ten jest kompilacją słów Jezusa i koncepcji teologicznej autorów. W Ewangelii Jana jest to typowe nadużycie. Wszelkie cytaty Jezusa nie do końca są pewne.  

6 myśli nt. „Obyśmy byli jedno

  1. Prawdą jest, że w niebie łączymy się z Bogiem. Nie znaczy, że natury zlewają się ze sobą (tak jak w rzeczywistości fizycznej), tak że nie można:rozróżnić jakiegokolwiek bytu (ja, ty, on). To opis symboliczny. Jak  sam Pan napisał: przy zachowaniu świadomości własnej podmiotowości. Wydaje mi się, że przekaz Wschodu jest bardziej fundamentalny i dosłowny.

    Mam wrażenie, że krążymy tutaj wokół kwestii dualistycznego spojrzenia na świat, co charakteryzuje naszą kulturę, a co jest odmienne z postrzeganiem człowieka w kulturze i religiach Wschodu. Mając to zastrzeżenie w pamięci, z pewnością kwestię postrzegania jedności wszystkich ludzi, bytów w Istnieniu, Wschód odczytuje niemal dosłownie. Co oczywiście nie przeszkadza mi dostrzegać podmiotowości w każdym człowieku.

    Chrystusowe pragnienie: “aby wszyscy byli jedno”, co Pan rozumie: “w znaczeniu dobrych ludzi, którzy pragną dobra powszechnego”, widziane z perspektywy człowieka, który ma dualistycze postrzegania świata, wygląda trochę karkołomnie. Jak bowiem ja, ego-istyczny byt mogę pragnąć dobra dla innego bytu, kosztem samego siebie?
    Na płaszczyźnie zewnętrznej, egoistycznej formy człowieka, to raczej nie jest możliwe. Wszystko się nam układa, gdy będziemy rozpatrywać ten problem na poziomie ducha – wewnętrznego człowieka – esencji bytu. Wówczas również zaakceptowanie faktu bycia jednością z każdym, który nosi w sobie cząstkę Istnienia, przychodzi niemal naturalnie.

    Muszę przyznać po raz kolejny, że to co wypracowała mądrość Wschodu w przestrzeni egzystencjalnej człowieka, w znaczący sposób wpływa na wygładzenie mojego oglądu świata.

    Pozdrawiam. Zbyszek

    • Drogi Panie Zbyszku

      Dlaczego Pan zakłada z góry, że człowiek jest egoistą? Budowanie na tym tezy jest z założenia chybione i przekłada się na Pański wniosek, że pragnienie Jezusa Chrystusa, aby wszyscy byli jedno, jest karkołomne.
      Nie bardzo rozumiem przywołane przez Pana płaszczyzny zewnętrzne i wewnętrzne:
      “Na płaszczyźnie zewnętrznej, egoistycznej formy człowieka, to raczej nie jest możliwe. Wszystko się nam układa, gdy będziemy rozpatrywać ten problem na poziomie ducha – wewnętrznego człowieka – esencji bytu. Wówczas również zaakceptowanie faktu bycia jednością z każdym, który nosi w sobie cząstkę Istnienia, przychodzi niemal naturalnie.”
      Trudny jest pański język i czasem z trudem nadążam.
      Dobrze, że wgryza się Pan w mentalność Wschodu, to cenna wiedza, ale co innego wiedza o czymś, a w pełni integrowanie się z nią. Może się powtarzam, ale jestem zdania, że Wschód rozmywa osobowość, którą ja uważam za bardzo cenną. Gdyby nie istniejąca osobowość Boga, byłby On tylko piękną Ideą. Gdyby każdy człowiek nie byłby oddzielną istotą, osobą, to nie widziałbym żadnej roli dla siebie, w tym i przyszłym życiu.

  2. Może zacznę od końcowej części Pana wypowiedzi.
    Zarówno osobowość Boga jak również indywidualność, osobowość każdego człowieka, jest również dla mnie oczywistością!

    Zastanawiam się nie po raz pierwszy, w czym dostrzega Pan rozmywanie osobowości człowieka w religiach Wschodu? Owszem, na ile ja rozumiem Buddyzm, pojęcie Boga osobowego tutaj nie istnieje. Odwoływanie się do ISTNIENIA, które jest w każdym istnieniu, oraz poza nim, nie nosi faktycznie znamion bytu osobowego.
    Człowiek w Buddyzmie jest jednak jak najbardziej postrzegany jako byt osobowy. Przy czym prawdziwa osobowość, podmiotowość człowieka, dostrzegana jest tutaj nie w zewnętrznej formie ciała, z jego wszelkimi fizycznymi cechami, pragnieniami, pożądaniami, oczekiwaniami, lecz w wewnętrznej płaszczyźnie, gdzie jego istnienie jest zakorzenione w ISTNIENIU.

    Owszem, Buddyzm zakłada, że nasze ciało fizyczne jest ułudą naszego ego. Dochodzi tutaj z pewnością do rozmycia osobowości człowieka, lecz jedynie na płaszczyźnie naszej złudnej, fałszywej podmiotowości. Fakt postrzegania człowieka, jako byty osobowego, na poziomie wewnętrznej istoty, która bierze swój początek z Istnienia, jest raczej oczywistością.

    Również dążenie w Buddyzmie do nirwany, nie oznacza podążania w kierunku zatracenia, unicestwienia osobowości. Podobnie jak w naszej religii, osiągnięcie nirwany oznacza doskonałe zjednoczenie się z ISTNIENIEM, przy zachowaniu własnej podmiotowości.

    Buddyzm wyraźne rozróżnia w człowieku esencję bytu od jego ego – zewnętrznej, fałszywej powłoki. Fakt iż dąży się tutaj do możliwie idealnego ignorowania własnego ciała – własnego ego, zewnętrznego człowieka, na rzecz pogłębiania wewnętrznych stanów przebywania w obecności ISTNIENIA, nie sposób uznać za odrzucenie osobowości. W przeciwnym wypadku musielibyśmy również za takie uznać liczne praktyki w Chrześcijaństwie, które prowadzić mają nas do duchowego zjednoczenia się z Bogiem.

    I na koniec wracam do początku Pana wypowiedzi. Nie do końca zostałem dobrze zrozumiany, z powodu zbyt mało precyzyjnego wyłożenia myśli, za co przepraszam. Chrześcijaństwo, także Buddyzm nauczają, że człowiek ze swej natury jest istotą dobrą. W naszej religii, to grzech pierworodny, które to pojęcie Pan rozszyfrowuje jako konsekwencję wolnej woli człowieka, sprowadza na nas wszelką niedoskonałość i zło. W Buddyzmie ten fakt skłonności do zła jest rozumiany jako dramatyczne zafałszowanie wiedzy o sobie, spowodowane przez utożsamianie się człowieka z własnym nietrwałym, zewnętrznym ego. To nasze ego, zawsze dąży do zachowania własnego iluzorycznego istnienia. Dlatego altruizm, prawdziwa miłość, nie są możliwe na tym poziomie. Wszelkie przejawy w egoistycznym człowieku, które noszą znamiona altruistycznej miłości, tak na prawdę mogą być jedynie grą na użytek własnego ego.
    Prawdziwa, altruistyczna miłość w człowieku, ma swoje korzenie w esencji jego bytu. Dlatego tak istotne jest w Buddyzmie “przebudzenie się do życia świadomego”. Co należy rozumieć jako porzucenie identyfikowania się z własną zewnętrzną, egoistyczną, nietrwałą istotą, na rzecz bytu zakorzenionego w ISTNIENIU.
    Mając to na uwadze, chciałem w mojej poprzedniej wypowiedzi wskazać na konieczność budowania prawdziwej miłości na poziomie własnego ducha (człowieka wewnętrznego). W przeciwnym wypadku, pragnienie Chrystusa, aby wszyscy byli jedno, jest zadaniem karkołomnym.

    I tak zupełnie na koniec. Drogi Panie Pawle, proszę się nie obawiać. Nie przechodzę na Buddyzm. Fakt. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co w tym systemie wypracowano w kwestii zrozumienia egzystencji człowieka. Często udaje mi się patrzeć na moje życie tymi buddyjskimi oczami z przeświadczeniem, że jest to z pożytkiem dla mnie. Mam jednak świadomość ułomności Buddyzmu w tym wszystkim, co dotyczy przestrzeni Boga. To jednak Pan nieustannie mnie prowokuje swoimi mądrymi wypowiedziami, do poszukiwania ziaren prawdy, które rozsypane są w innych religiach i kulturach. Jestem za to ogromnie wdzięczny.

    Zdrowia i wiele dobra. Zbyszek

    • To co mnie usztywnia do Buddyzmu to to, co Pan napisał: Owszem, na ile ja rozumiem Buddyzm, pojęcie Boga osobowego tutaj nie istnieje. Brak osobowości Boga powoduje, że jest On tylko piękną Ideą. Osobowość Boga jest kluczowa w wierze. Wierzyć w kogoś to nie to samo, co wierzyć w coś. Osobowość pozwala na dialog interpersonalny. Do Boga można zwracać się w formie osobowej, nawet „Ty”: Ale ty, o Najwyższy! jesteś Panem na wieki (Ps 92,9).
      Pan Zbyszek pisze: Zastanawiam się nie po raz pierwszy, w czym dostrzega Pan rozmywanie osobowości. Nie potwierdzam takiego stanowiska.
      Dalej Pan pisze:
      Człowiek w Buddyzmie jest jednak jak najbardziej postrzegany jako byt osobowy. No właśnie. Jeżeli człowiek jest osobą, to tym bardziej jego Stwórca. Pisze Pan:
      Przy czym prawdziwa osobowość, podmiotowość człowieka, dostrzegana jest tutaj nie w zewnętrznej formie ciała, z jego wszelkimi fizycznymi cechami, pragnieniami, pożądaniami, oczekiwaniami, lecz w wewnętrznej płaszczyźnie, gdzie jego istnienie jest zakorzenione w ISTNIENIU.
      To stwierdzenie nie wyjaśnia zakorzenienia w Istnieniu. Precyzuję więc. Osobowość człowieka jest silnie zaakcentowana, tak jak Osoba Boga. Duchowa natura człowieka jest zakorzeniona w naturze Boga. Dwie osoby, Boga i człowieka stają naprzeciw siebie, jak Ojciec i syn. Syn może odrzucić warunki Ojca. Pomiędzy dwoma osobami jest emocja duchowa.
      Nie pojmuję: Owszem, Buddyzm zakłada, że nasze ciało fizyczne jest ułudą naszego ego; Buddyzm wyraźne rozróżnia w człowieku esencję bytu od jego ego – zewnętrznej, fałszywej powłoki. Co ma piernik do wiatraka?
      Dochodzi tutaj z pewnością do rozmycia osobowości człowieka, lecz jedynie na płaszczyźnie naszej złudnej, fałszywej podmiotowości. Fakt postrzegania człowieka, jako byty osobowego, na poziomie wewnętrznej istoty, która bierze swój początek z Istnienia, jest raczej oczywistością.
      Kiedy mówię o człowieku, to wytykam jego wady, słabości jedynie w konkretnych tematach. Poza nimi staram się uwypuklać jego wielkość. Często powtarzam, już chyba mój slogan, człowiek jest bytem niemal doskonałym. Kiedy czytam o fałszywej podmiotowości, to czuję się jak zbity pies, który skamla o łaskę pana. Ja mam radosny stosunek do Boga i człowieka. Widzę zło, ale jako coś wtórnego, co się ludzkości przydarzyło. Co to znaczy fałszywa podmiotowość? Ona może wynikać jedynie z pychy człowieka. Nie mogę jednak opierać się na tym stwierdzeniu przy omawianiu podstaw wiary. Pan mówi już o relacjach. Nie bardzo też rozumiem stwierdzenie rozmycie człowieka. Każdy człowiek jest kimś konkretnym, osobowym, jedynym. To jest mocny punkt mojej wiary. Konkretny Bóg i konkretny człowiek. Nie akceptuję panteizmu, i dlatego buddyzm nie jest mi bliski. To on rozmywa to, co jest najważniejsze. Człowiek jest istotą przypadkową, nie konieczną, ale Bóg? On jest, który jest. To, co nas przekracza. On jest najważniejszy. Bez swojej osobowości byłby kimś rozmytym, nikim.
      Pan używa określenia: wewnętrznej istoty. Zgoda, gdy mówi się o najtajniejszej sferze człowieka, ale tak naprawdę jest człowiek jako osoba, indywiduum. On nie ma wewnętrznych sfer, poziomów. Kiedy człowiek powołany jest do życia, to on już jest i z zamysłu Bożego będzie istniał zawsze. Owszem ma ciało, które jest okryciem duszy, ale jest to jedna osoba.
      Powtórzę. Duchowe zjednoczenie z Bogiem nie jest hoglem moglem bytów. To wspólne trwanie w jedności ducha. Podobnie jak można jednoczyć się we wspólnej sprawie. Podobnym zjednoczeniem w sprawie jest nirwana. Sama nirwana jest z woli tylko człowieka, a mistyczne zaślubienie wymaga woli Boga i człowieka.
      Pisze Pan: W Buddyzmie ten fakt skłonności do zła jest rozumiany jako dramatyczne zafałszowanie wiedzy o sobie, spowodowane przez utożsamianie się człowieka z własnym nietrwałym, zewnętrznym ego. Aby można było oceniać potrzebny jest wzorzec. Brak takiego, powoduje względność oceny. Oceny, tylko ludzkie, są złudne.
      Drogi Panie Zbyszku. Zupełnie inaczej spostrzegam przebudzenie do życia świadomego. Owszem należy wyjść od siebie, ale celem jest Stwórca, który nas oświeca. Człowiek powinien zmierzać ku temu światłu. Sam w sobie może jedynie zaobserwować niedoskonałość oraz poczuć potrzebę doskonałości. W tym momencie następuje proces oświecenia. Doskonałość, która istnieje, jest i można mieć z Nią kontakt. Tu bardzo liczy się osobowość Boga. Własne przemyślenia, a nawet świadomość bez Boga, jest zawsze spekulacją.
      Drogi Panie Zbyszku. Musiałem wyrzucić od siebie emocje. Proszę je potraktować jako mój, niekoniecznie słuszny pogląd. Poza tym, ubogość języka nie pozwala na pełny przekaz myśli.

      Serdecznie pozdrawiam. Paweł

  3. Drogi Panie Pawle

    Dopiero wczoraj zorientowałem się, że kilka dni wcześniej odpowiedział Pan na mój wpis. Jestem ogromnie wdzięczny za Pana krytyczne uwagi, które prowokują do ponownych przemyśleń, oraz doprecyzowania słów przelewanych na papier. Cóż to byłaby za karłowata wymiana myśli, gdybyśmy zgadzali się we wszystkim. Jałowe mielenie językiem pompujące nasze balony.
    Przeczytałem po raz kolejny Pana uwagi i dochodzę do wniosku, że bez zasadniczego zastrzeżenia, wszelkie moje wypowiedzi w tej materii, nie zostaną zrozumiane zgodnie z moją intencją:

    Gdy myślę i wypowiadam się na temat Buddyzmu, to czynię to z przeświadczeniem, że ma on dla mnie bardzo wiele do zaoferowania, ale tylko w przestrzeni wejścia na drogę ku ludzkiej doskonałości. Brak odwoływania się do Boga na tej drodze sprawia, że w sposób naturalny Buddyzm kieruje człowieka w stronę skupienie całej swojej uwagi, na uważnym przeżywaniu codzienności, chwila po chwili. Tylko tyle i aż tyle. Niedoskonała, panteistyczna wizja Tego Który Jest. Brak rozpoznania Istnienia jako Boga osobowego w Buddyzmie, to dla mnie jedynie potwierdzenie prawdy, która dotyczy objawienia człowiekowi miłującego Absolutu, które dokonało się poprzez Chrystusa.

    Nie do końca rozpoznaję u siebie tę prawidłowość, która sprawia, że buddyjskie rozróżnienie na ego – zewnętrznego człowieka, oraz człowieka wewnętrznego , w którym ukryta jest właściwa podmiotowość, esencja bytu każdego z nas, klarowniej przemawia do mnie od pojęć, które w tej materii wypracowała nasza religia. Dlatego też bardzo chętnie posługuję się tamtymi zapożyczeniami, które mam wrażenie, odbiera Pan w moich wypowiedziach bardzo dosłownie. Oczywiście, brak precyzji w przelewaniu moich myśli na papier sprawia, że wszystko się jeszcze bardziej gmatwa.

    Nie za bardzo mogę odnieść się teraz do poszczególnych Pana uwag. Mam jednak wrażenie, że jest to po części zbędne. Zgadzam się bowiem z generaliami, które Pan wyłożył, a reszta jest mało istotna. W końcu nie o słowa tutaj chodzi.

    Wiele, wiele dobra Panie Pawle. Zbyszek

    • Drogi Panie Zbigniewie

      Cieszę, że tak Pan przyjmuje moje słowa. Jestem Panu ogromnie wdzięczny za trud jaki Pan sobie zadaje.
      Być może mówimy nie o tym samym, ale ma Pan racje. Nie o słowa tu idzie.

      Dla mnie zaczyna się bardzo trudny okres zawodowy. Muszę zaprogramować radosną twórczość legislacyjną i zdążyć na czas.
      Obawiam się, że będę musiał chwilowo przerwać moją “rzekę” słów i przemyśleń na blogach.

      Pozdrawiam bardzo serdecznie. Paweł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *