Spotkałem się z zarzutem, że poruszam w swoich postach tematy polityczne. Rozumiem, że nie licują z zamysłem bloga (ów) uruchomionym na tematykę religijną. Po przemyśleniu stwierdzam, że religia wkomponuje się w całokształt życia i nie można jednoznacznie rozdzielić polityki od bieżącego życia, w tym życia religijnego. Życiu towarzyszy emocja, a ona jest elementem duchowej strefy. Emocje różnego rodzaju spotykają się i wzajemnie na siebie oddziałują. Nie można oddawać się kontemplacji modlitewnej, czy rozważaniom teologicznym przy jednoczesny wzburzeniu na bieżące ekscesy polityczne. Określam się jednoznacznie, aby nie było niedomówień. Jestem przeciwnikiem obecnej ekipy rządzącej. Uważam, że czyni wiele szkód. Czekam na aggiornamento, odnowę polityczną i przywrócenie przynajmniej normalności w życiu politycznym. Można się spierać i przedstawiać własne racje. Trzeba to robić z kulturą polityczną i z poszanowaniem przeciwników.
Brakuje mi ciekawych rozmów z ciekawymi ludźmi. Zauważam, że nie mam wielu adwersarzy. Wynika to z pewnej bojaźni do mojej prezentowanej wiedzy. Prostuję. Uważam siebie za ignoranta i człowieka dla którego jest jeszcze daleka droga do mądrości. Wymagam od adwersarzy logicznie sformułowanych myśli i kultury. Odrzucam zdania gruboskórne, zaczepne, niegrzeczne, czy chamskie.
Mój punkt widzenia nie wszystkim się podoba. To zrozumiałe. Wieloletnia edukacja religijna, tradycyjna zrobiła swoje. W umysłach zakodowane zostały narzucone schematy, które wyryły swoje piętno. Nie ma tak wiele osób, które podchodziłyby do zagadnień fenomenologicznie, czyli bez obciążeń. Mój znajomy, który towarzyszył mi aktywnie w rozwijaniu filozoteizmu, ciekawy tej tematyki religijnej, ukończył studia teologiczne na KULu. Może się mylę, ale w trakcie studiowania zgubił poprzednią otwartość i jasność umysłu. Od tego czasu nie porusza ze mną żadnych tematów. To smutne. Może przyczyna jest w innym miejscu – chciałbym się mylić.
Po wielu latach samodzielnego studiowania, pisania i rozważań chciałbym przełożyć zdobytą wiedzę na konsumpcję duchową. Mam na myśli trwanie przed Bogiem w postawie modlitewnej z całym bagażem wypracowanych myśli. Moje punkty widzenia znane są Bogu i kładę je do Boskiego osądu. Wiem, że wszystkie one są przeze mnie akceptowane i biorę za nie pełną odpowiedzialność. Pod tym względem zaliczam się do szczęśliwych ludzi, bo wiara moja jest w pełni rozumna. Ja ją przeorałem w umyśle i w sumieniu. To jest moje credo. Cała krytyka instytucji kościelnej, a nawet Pisma Świętego wynika z moich prac poszukiwawczych. Nie wszystkie myśli są moje, ale wszystko, co napisałem ma moją akceptację.