Dzisiaj miałem sen. Zostałem wezwany do Kurii. Otworzył drzwi nieznany kapłan który zagadnął
– nie słychać pana, …
To stwierdzenie zbiega się z moją potrzebą wyciszenia i chęci swoistego niebytu. Natłok trosk i ogólne rozczarowanie zdarzeniami światowymi i lokalnymi wywołuje niechęć do tego co wypełnia współczesny świat. Wszystkiemu towarzyszy niemoc. Wiem, że taka postawa jest niepopularna i niepedagogiczna. Biernością nie można zmieniać świata. Dla mnie obecnie jest ona lekarstwem na stan mojej duszy. To chwila zanurzenia się w siebie. Dobrze, że mam wolę odczytywania własnych myśli, głosu podpowiadającego mądrość stanu Prawdy.
Po głowie przebiegają myśli wiążące dotychczasowe przemyślenia. Dzieliłem się nimi przez ostatnie 11 lat. Teraz pozostają w zakamarkach mojego umysłu. Doszedłem do stwierdzenia, że tematy religijne mają ogromne zakorzenienie wewnętrzne i do ich zmiany potrzeba zdarzeń nadzwyczajnych. Każdy chce pozostać przy swoim. Mnie interesuje prawda absolutna. Ona jednak stanowi moją wiarę i światopogląd. Pozostaję wierny, tym co pisałem. Może byłem nudny i niezrozumiały. Powróciłem do lektury Starego Testamentu. Dostrzegam w nim kopalnie wiedzy, ale i odczuwam rozczarowanie. Zapoznałem się z wierszami (3 tomy) młodej utalentowanej poetki. Moje dyletanctwo tą formą wypowiadania się nie pozwoliło mi włączyć się w przeżycia autorki. Brakowało mi naukowych tez, polemiki, świeżości. Szkoda, że nie umiem czerpać korzyści z prac powszechnie chwalonych i aprobowanych.
Jak długo będę w stanie niebytu? Nie wiem. Trwam w Opatrzności, której zaufałem. Czekam na następne senne podpowiedzi.